Upchnęłam w walizce ostatni, jaskrawożółty sweter, który według mojego brata upodabniał mnie do ptaka z ulicy sezamkowej. Dzisiaj na sobie miałam ulubiony, puchaty i różowy, w którym według mojego kochanego braciszka wyglądałam z kolei jak świnka Piggi. Nie wiem doprawdy, skąd te jego absurdalne skojarzenia. Przecież nawet nie miałam blond włosów! Danny jednak za każdym razem, kiedy zakładałam ten sweter, chrumkał i przyciskał palcem nos. Owszem, nosy oboje mieliśmy zadarte, ale żeby od razu porównywać mnie do tych ryjowatych stworzeń? Głupol.
Pomagając sobie kolanami zasunęłam zamek i postawiłam walizkę na kółkach. Z trudem udało mi się ją znieść po schodach, ale na szczęście nie zwichnelam nogi ani nie sturlałam się na dół niczym różowa puchata piłka. Gorzej, że na dole przed domem obok samochodu mojej przyjaciółki zauważyłam czarną toyotę Evana. Musiał się napatoczyć akurat w momencie mojego wyjazdu? Jak pech to pech. Szlag. Tupnęłam nogą dając upust swojej frustracji. Samolot przecież nie poczeka Musiałam wyjść natychmiast, żeby znaleźć się na lotnisku najpóźniej za godzinę. Inaczej mój bilet przepadnie, a wraz z nim marzenia o samotnych świętach w Sun Valley. Cóż było robić? Jak gdyby nigdy nic wyszłam więc z walizką przed dom i przywitałam się z Tiną, ignorując zupełnie Evana.
— A ty co? Wyjeżdżasz? — rzucił w moją stronę oskarżycielskim tonem. Poranne słońce zagrało w jego jasnych włosach. Wyczułam znajomy zapach cytrusowych perfum i natychmiast coś ścisnęło mnie jeszcze bardziej w żołądku i płucach.
— Tak — burknęłam odruchowo, nieświadomie przybierając obronny ton, zapominając o tym, że przecież miałam się do niego nie odzywać nawet słowem. Wrzuciłam walizkę na tylne siedzenia.
— Dokąd?
— Do dupy na raki łapać szczupaki — odpowiedziała za mnie Tina agresywnym tonem. Na nią zawsze mogłam liczyć, szczególnie w takich sytuacjach jak ta. Tina nie gryzła się w język, a był ostry jak brzytwa.
— Millie... Powiesz mi, czy jak małe obrażone dziecko będziesz się bawić ze mną w kotka i myszkę? — warknął Evan i zaszedł mi drogę.
— Jedźmy, Tina — mruknęłam, cała spięta jakby każdy mięsień w moim ciele zamienił się w kamień. Wyminęłam Evana i wsiadłam do samochodu przyjaciółki, po czym próbowałam zamknąć za sobą drzwi, ale mój ekschłopak w ostatnim momencie je przytrzymał.
— I tak cię znajdę — wycedził zza szyby. — Jeszcze z tobą nie skończyłem, rozumiesz? Nie możesz tak po prostu odejść. Nic nie rozumiesz, bo nie chcesz mnie wysłuchać... Umówmy się na kolację, porozmawiajmy...
Pociągnęłam mocniej za uchwyt i drzwi zamknęły się głucho, a przyjaciółka przytomnie zablokowała natychmiastowo wszystkie zamki.
— Adios, frajerze! — zawołała do niego Tina i pokazała mu środkowy palec, okraszając dodatkowo ten gest kilkoma wulgarnymi słowami.
Starałam się nawet nie patrzeć na mojego byłego chłopaka. Trzeba uczciwie przyznać, że wyglądał jak żywcem wyjęty z żurnala, ale w środku był zgnity jak jesienne jabłko, które zbyt długo leżało w mokrej trawie. Z zewnątrz błyszczące i twarde, w środku robaczywe i toksyczne od zgnilizny. Zjedzenie takiego owocu może skutkować przykrymi dolegliwościami, a nawet śmiercią. Na szczęście ja ugryzłam tylko kawałek, w porę wyczułam posmak trucizny i wyplułam, chociaż i tak pewnie będę to odchorowywać jeszcze długi czas.
Tina ruszyła z piskiem opon i już po chwili włączyła się do ruchu, kierując samochód w stronę lotniska O'Hare, skąd miałam wyruszyć bezpośrednio do Hailey, odległego o pół godziny jazdy samochodem od Sun Valley. Dopiero przy pożegnaniu przed barierką zorientowałam się, że jak ostatnia gapa zapomniałam telefonu. Przecież został w kuchni podłączony do ładowarki! Nie było teraz czasu po niego wracać.
CZYTASZ
Frozen Hearts
RomanceMillie chcąc uciec przed byłym chłopakiem, który stosował wobec niej przemoc psychiczną, za namową cioci udaje się do niewielkiego, górskiego miasteczka w Idaho, gdzie zamierza spędzić samotne, ale spokojne i beztroskie święta Bożego Narodzenia. Nie...