4."Jezu Kade... ja tu byłam".

540 59 7
                                    

Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju przez niewielkie okno naprzeciwko łóżka. Przeciągnęłam się leniwie. Zsunęłam trochę kołdrę i dostrzegłam siedzącego obok Kade'a, przecierającego oczy.

- Cześć – uśmiechnął się do mnie i nachylił, by pocałować. Nie protestowałam, mimo że dalej miałam w pamięci nocną kłótnię. – Obdzwoniłem kilka miejsc, znalazłem nam nocleg. Dwadzieścia kilometrów stąd. Tanio, ale pokój jest naprawdę świetny. Lepszy od tego, zdecydowanie. Trochę na uboczu, dlatego będzie spokój, cisza.

- Na pewno nas stać? – Zmarszczyłam brwi.

- Tak. Za tą ostatnią robotę u Marka dostałem nieco więcej, więc damy radę. Poza tym, ty jeszcze coś masz, prawda?

- Tak, aczkolwiek byłabym zadowolona, gdybyśmy jadąc, zahaczyli o jakiś sklep. Potrzebuję kilku rzeczy.

- Nie ma sprawy – wstał, wyjmując z torby bluzkę i ciemne dżinsy. – Zjedz coś, zrobiłem śniadanie – cmoknął mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Zachowywał się całkowicie inaczej, zupełnie jakby przeszło mu z tym planem dowalenia facetowi, który wszedł to toalety, kiedy ja w niej byłam. Wzruszyłam ramionami i przebrałam się. Chwyciłam kanapkę i herbatę, siadając na łóżku. Zjadłam i rozczesałam włosy. W tym samym czasie wrócił Kade. Wyglądał świetnie. Jego twarz nie wykazywała już nadmiernego zmęczenia. Znowu wyglądał jak człowiek, w którym się zakochałam. Uśmiechnęłam się szczęśliwa.

Po pokonaniu piętnastu kilometrów pociągiem poszliśmy do supermarketu zrobić porządne zakupy. Kade nigdy nie lubił przechadzać się między półkami i ładować produkty do koszyka, więc wysłałam go tylko po pieczywo i napoje. Sama ruszyłam na dział kosmetyków, w którym spędziłam trochę czasu. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę brakuje mi... wszystkiego. Począwszy na kostce mydła, a skończywszy na piance do golenia.

- A tak myślałem, że tu jesteś maleńka – Kade z zaskoczenia odezwał się i objął mnie od tyłu. Przestraszyłam się i upuściłam wszystkie upolowane produkty. Na szczęście trafiły do stojącego przede mną koszyka.

- Zabiję cię – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, odsuwając się od chłopaka. Sięgnęłam po koszyk.

- I tak mnie kochasz – zarzucił rękę na moje ramię, jak to miał w zwyczaju robić i poszliśmy dalej.

- No, kocham cię, nie umiem się odkochać – westchnęłam, stając na palcach, by musnąć delikatnie jego usta. Kade jednak chwycił w swoje dłonie moją twarz i pogłębił pocałunek. Chciałam to przerwać, bo w końcu, cholera, staliśmy na środku sklepu, ale nie było do łatwe.

- A jak ja ciebie kocham – wyszeptał przyciskając czoło do mojego. Uśmiechnęłam się. – Pokaż, co tam masz – odezwał się, gdy ruszyliśmy dalej.

- O, nie – odsunęłam koszyk najdalej od siebie, jak tylko było to możliwe.

- Nie wstydź się Sunny – zaśmiał się wprost do mojego ucha.

- Miałeś wybrać jakieś napoje – przypomniałam mu, gdy dostrzegłam, że oprócz pieczywa nie miał nic więcej.

- Pójdziemy razem.

- Kade...

- Sunny... - przedrzeźnił mnie.

- Polub chodzenie do sklepu, błagam. Nie myśl, że zawsze to ja będę leciała rano po świeże bułeczki. O, nie kochany – pokręciłam głową, dokładając do koszyka masło. Zrobiłam dwa kroki i zatrzymałam się przy jogurtach. – Truskawkowy czy brzoskwiniowy? – Zapytałam Kade'a.

- Hm? – Mruknął, obejmując mnie w talii.

- Jogurt. Jaki chcesz?

- Taki jak ty – odpowiedział, składając na moim policzku krótkiego całusa.

- Ale mi pomagasz... - prychnęłam, idąc dalej.

- Wszystko dla ciebie. I daj ten koszyk, widzę, że robi się cięższy – wysunął ku mnie dłoń.

- Nie, poradzę sobie.

- Sun, przestań, nie będę patrzył, co tam powybierałaś.

- Jasne – wzięłam paczkę herbaty.

- Jak nie po dobroci... - siłą odebrał mi koszyk i odszedł. – Spotykamy się przy kasie – krzyknął, odwracając się na chwilę. Pokręciłam głową i wybrałam ostatnie potrzebne produkty. Dołączyłam do Kade'a, który stał już przy kasie i wrzuciłam wybrane rzeczy.

- Pomogę ci – odezwał się w pewnym momencie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- W czym? Nie rozumiem – zmarszczyłam brwi.

- No... wzięłaś dwie pianki do golenia, zapowiada się...

- Kade, przestań! – Uderzyłam go w ramię, ale zaraz potem sama wybuchłam śmiechem. – Jesteś niemożliwy.

- Oj, tylko sobie żartuję – objął mnie w talii, gdy posunęliśmy się dalej.

- Ty też mógłbyś się ogolić – przesunęłam palcem po jego kilkudniowym zaroście.

- Nie uważasz, że tak wyglądam lepiej? Seksowniej? – Mruknął mi do ucha, na co tylko się głośno zaśmiałam. Może za głośno. Kilka osób spojrzało się na nas.

- Zostawmy to na później – szepnęłam.

Po wyjściu ze sklepu, odebraliśmy bagaże i wsiedliśmy w autobus. Zasnęłam z głową na ramieniu Kade'a. Obudził mnie po jakiejś godzinie.

- Został nam do przejścia gdzieś z kilometr i będziemy na miejscu.

- Jeszcze?! – Prawie wydarłam się, zakładając plecak.

- To tylko tak się wydaje, w rzeczywistości jest naprawdę blisko. Chodź – złapał mnie za rękę i ruszyliśmy. Szliśmy poboczną drogą, dookoła same lasy, gdzieniegdzie jakiś pojedynczy dom czy mały sklep. Miałam dziwne wrażenie, jakbym już tu kiedyś była. Moje przypuszczenia potwierdziły się, gdy dotarliśmy do naszego pensjonatu.

- Jezu Kade... - zatrzymałam się w miejscu. – Ja tu byłam.

- Co? – Stanął przede mną.

- Tutaj pracuje moja ciotka. Przyjeżdżaliśmy tutaj czasami na weekendy z rodzicami. Mieliśmy zniżki i w ogóle.

- Cholera – przeklął, przyciskając dłoń do czoła. – Dawno to było?

- Miałam z dziesięć, dwanaście lat.

- Może cię pamiętać?

- Nie mam pojęcia.

- No nie, nie możemy się tu zatrzymać. Pozna cię i wyda się to, gdzie jesteśmy.

- Nie, Kade. Za długą drogę przebyliśmy. Daj mi swoją bluzę, założę kaptur, zamaskuję się. Nie pozna mnie.

- Jesteś pewna? – Odstawił swoją torbę i zaczął zdejmować bluzę.

- Tak, poradzimy sobie. Może teraz jej nie ma. Z tego, co pamiętam, pracowała na zmiany – chwyciłam bluzę i założyłam ją, zasuwając do końca.

- Do twarzy ci w niej – Kade uśmiechnął się, a ja wcisnęłam dłonie w kieszenie i przytuliłam się do niego. Ruszyliśmy do środka.

Crazy in love // short storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz