7."Jestem niewidomy".

448 49 9
                                    

Kiedy się obudziłam Kade'a już nie było. Włączyłam telewizor na jakiejś stacji muzycznej i leżąc jeszcze w łóżku słuchałam piosenek. Kiedy mi się znudziło, wstałam i podążyłam do łazienki. Zdecydowałam, że skoro mam dzień dla siebie, to dobrze to wykorzystam. Zaczęłam od porządnej kąpieli, dokładnym odżywieniu włosów, wygoleniu nóg. Kiedy się wytarłam, czułam się o niebo lepiej. Świeża, czysta i pachnąca. Owinęłam się ręcznikiem, rozczesałam włosy i wyszłam z toalety zjeść śniadanie. Zjadłam dwie porządne kanapki, wypiłam kawę i wróciłam do łazienki, by wysuszyć włosy, nasmarować ciało i twarz, zrobić delikatny makijaż.

Gdy już ubrana opuściłam toaletę, poczułam się jak nowo narodzona. Tego mi było potrzeba. Zaplotłam z włosów kłosa, gdy usłyszałam dźwięk telefonu. Bardzo się zdziwiłam, bo nie przypominałam sobie, bym go włączała. Ale gdy tylko ujrzałam imię Kade'a, natychmiast odebrałam.

- Cześć maleńka – odezwał się pierwszy.

- Hej. Hm... ładnie to tak bawić się cudzym telefonem? – Zagryzłam wargę.

- Inaczej nie mógłbym się do ciebie dodzwonić, więc wybacz skarbie, nie miałem innej możliwości.

- Och, ja się bardzo cieszę. Tylko zdziwiłam się, słysząc dzwonek telefonu, skoro byłam pewna, że jest wyłączony.

- Rozumiem, wszystko dobrze?

- Tak, jasne – zapewniłam. – A ty nie masz, co robić, że dzwonisz?

- Jesteśmy na stacji benzynowej, więc postanowiłem rozprostować nogi i zadzwonić do ciebie.

- Czyli jeszcze nie dojechaliście?

- Zostało nam z dziesięć kilometrów. Co porabiasz?

- Dopiero wstałam, więc jeszcze nic.

- A co zamierzasz?

- Już ci mówiłam Kade, nie musisz się o mnie martwić.

- Po prostu wolałbym być z tobą w pokoju, a nie tu z Markiem...

- Ja też, ale tak musi być. Dasz radę.

- Będę myślał o tobie. Kończę, bo Mark idzie.

- Okay, będziesz jeszcze dzwonił?

- W pracy nie dam rady, ale wieczorem. Jeśli chcesz, oczywiście.

- Dzwoń, pewnie. Kocham cię, do zobaczenia.

- Ja ciebie też.

Po rozmowie wyłączyłam telefon i otworzyłam drzwi od balkonu. Wyszłam na zewnątrz, porozglądałam się dookoła i niespodziewanie dostrzegłam ciotkę, która żegnała się z jakąś kobietą, pewnie przyjaciółką albo po prostu koleżanką z pracy i zaraz potem opuściła teren pensjonatu. Ukryłam się w pokoju na wszelki wypadek, gdyby się odwróciła i zaczekałam, aż całkowicie zniknie z pola widzenia. Po chwili tak się stało.

Buźka zaczęła mi się śmiać, wyglądało na to, że ciotka skończyła swoją zmianę, do wieczora miałam zapewniony spokój i wolność przede wszystkim – mogłam wyjść z pokoju, nie bojąc się, że na nią trafię i wyda się to, że uciekłam z domu, a teraz błąkam się z chłopakiem po różnych miejscach.

Stwierdziłam, że na początku pójdę do pralni – okazało się, że jest takie miejsce w pensjonacie. Zebrałam najbrudniejsze i mało świeże ciuchy Kade'a oraz swoje i wyszłam z pokoju. Ledwo zamknęłam drzwi i obróciłam się, a wpadłam na kogoś i upuściłam kosz z ubraniami, które porozwalały się po całym korytarzu.

- A niech to, przepraszam – usłyszałam blisko siebie męski głos, kiedy próbowałam się podnieść.

- Nic nie szkodzi – uśmiechnęłam się i zwróciłam uwagę na chłopaka, który dalej znajdował się na podłodze. Miał bardzo ciemne włosy, jego oczy, piwne, błądziły po korytarzu. Ubrany był w materiałowe spodnie i czarną koszulkę z kołnierzem i kieszonką na lewej piersi.

- Mogłabyś mi pomóc wstać? Pogubiłem się i nie wiem, gdzie jestem – powiedział zakłopotany, a ja mocno się zdziwiłam. Szybko jednak oprzytomniałam i wyciągnęłam do chłopaka rękę. – Mogłabyś? – Ponowił pytanie. Chciałam się odezwać, że przecież wystawiłam dłoń, ale uznałam, że nie byłoby to na miejscu. Mógłby się bardziej zakłopotać albo stwierdzić, że jestem nieuprzejma. Gdy nakierowałam jego rękę na swoją, domyśliłam się, że najprawdopodobniej jest niewidomy. – Dziękuję. Wpadliśmy na siebie i zdekoncentrowałem się. Dlatego poprosiłem cię o pomoc. Jestem niewidomy.

- Od urodzenia? – Spytałam z ciekawości, kucając by pozbierać ubrania.

- Tak.

- Jak sobie radzisz?

- Nieźle. Czasem myślę, że miałem szczęście, bo gdybym widział i dopiero po jakimś czasie utracił wzrok byłoby ciężej. Wiesz, jak coś wygląda i nagle bum... czarna dziura przed oczami. Uczyć się radzić sobie na nowo. Ech, pewnie w ogóle cię to nie interesuje, co gadam.

- Nie, skądże. Jestem zaskoczona, że natrafiłam na osobę, która... nie widzi.

- Czemu słabo cię słyszę? Gdzie jesteś? - Zmienił szybko temat.

- Musiałam ukucnąć, bo upuściłam kosz z ubraniami.

- Och, to poczekaj, pomogę ci.

- Nie, nie, dam sobie radę! – Zareagowałam od razu.

- Nie musisz mnie tak traktować, pomógłbym ci, naprawdę.

- Niewątpliwie, ale już wszystko zebrałam – podniosłam się i umieściłam pod pachą kosz.

- Idziesz do pralni, zapewne?

- Tak, a ty?

- Ja jeszcze nie wiem, chciałem po prostu wyrwać się z pokoju, nudziło mi się.

- To tak jak mi. Może chcesz mi potowarzyszyć? – Zaproponowałam.

- Chętnie. Jak masz na imię?

- Sunny, a ty?

- Dean, miło poznać.

- Mi również.

- Słoneczne imię – uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam, mimo że nie mógł tego zobaczyć. 

- Służę ramieniem i chodźmy – zaśmiałam się, a Dean owinął rękę wokół mojej i ruszyliśmy.


Najgorszy rozdział, jaki tu napisałam. No nic, postaram się, by kolejny był lepszy. Buźki :*

Crazy in love // short storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz