Szpital

451 19 3
                                    

Lekarz powiedział następnego dnia, że chłopcy muszą zostać w szpitalu na przynajmniej miesiąc. Dzisiaj był już trzeci dzień ich pobytu w szpitalu. Przez te dwa dni chłopcy odpoczywali. Nie mogłam ich odwiedzać za często, ponieważ na to nie pozwalały mi sprawy organizacji. Jednak wczoraj tata postanowił zająć się kilkoma sprawami przez co miałam czas żeby zobaczyć się z braćmi. Kiedy miałam już wychodzić z domu zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
H: Halo.
WM: Witaj Hailie słyszałem co się stało, dlatego razem z Mają przyjedziemy dzisiaj do szpitala odwiedzić chłopców.
H: Rozumiem, ale wujku jest pewien problem.
WM: Hmm jaki?
H: Nie zdążyłam chłopcom powiedzieć o tobie i Maji.
WM: Nie przejmuj się tym, w końcu i tak chciałem ich zobaczyć. Więc w jakim szpitalu leżą.
H: Leżą w miejskim szpitalu.
WM: Rozumiem. Więc razem z Mają powinniśmy tam być za pół godziny.
H: Będę na was czekać w sali 303 na czwartym piętrze.
Wujek już nic nie powiedział tylko się rozłączył. Wsiadłam do mojego złotego Porsche i ruszyłam do szpitala. Dojechałam tam w niecałe dziesięć minut.
H: Hmm ciekawe jak to się stało. Cóż mniejsza z tym.
Pewnym krokiem weszłam do szpitala. Wszyscy ludzie od razu się na mnie spojrzeli. Po cichu powiedziałam do samej siebie.
H: No tak nigdy nie widzieli żeby tak młoda kobieta przyjechała takim samochodem do szpitala i wyglądała jak by szła na jakieś spotkanie biznesowe.
Zaczęłam się po cichutku śmiać z min ludzi. Weszłam do windy i wjechałam na czwarte piętro. Winda się zatrzymała, a ja podeszłam pod salę 303. Przed wejściem kazałam Son'emu wejść i położyć torby. Sony wykonał moje polecenie i wszedł ze mną. Tak jak kazałam odłożył torby i wyszedł za drzwi.
H: Jak się dzisiaj czujecie.
V: Jest już lepiej.
H: To dobrze. Muszę z wami porozmawiać.
S: Czy na prawdę musimy to robić, nie wiem nie możemy odpuścić sobie.
H: Przykro mi, ale nie. - chłopcy opuścili głowy zrezygnowani a ja zaczęłam się pytać - dobrze to może powiecie mi jak to się stało, że zostaliście porwani, skoro tyle ćwiczyliście wcześniej na siłowni.
V: Nie wiem nie słyszałem nawet kroków tego mężczyzny. Dopiero skapnąłem się, że ktoś jest za mną kiedy przyłożył mi chusteczkę nasączoną jakimś płynem. Później pamiętam tylko jak się znalazłem już przywiązany do rury w jakimś pomieszczeniu. Tak samo stało się z pozostałymi.
Przyłożyłam rękę do czoła i westchnęłam zrezygnowana.
H: Ahhh wychodzi na to, że musicie się wielu rzeczy nauczyć. Jak tylko wrócimy do domu to zaczniecie treningi ze mną, a ty Vincent i Will nauczycie się jeszcze strzelania z broni.
Chłopcy spojrzeli się na mnie z niedowierzaniem.
V: Ale dlaczego teraz chcesz nas uczyć strzelania z broni.
H: Cóż mam nadzieję, że jak się nauczycie strzelać z broni to będziecie potrafili się jakoś obronić, ale po za tym nauczę was używania wszelakiej broni, która w danym momencie będziecie mieć pod ręką.
W: Rozumiem, ale czy nie powinnaś też nauczyć tego Dylan'a,Shein'a i Ton'ego.
H: Oni są jeszcze za mali na takie rzeczy. Natomiast wy będziecie musieli ubiec bronić nie tylko siebie, ale także innych.
V: Tak właściwie to tamtego dnia otworzyłem pewne drzwi i ....
H: Wiem co tam znalazłeś i ciez się z faktu, że ktoś cię porwał bo inaczej miałbyś przerąbane.
V: Jak to wiesz, że ja byłem w zakazanym korytarzu.
H: Na tamtej części domu są zainstalowane kamery, dzięki nim mogę zobaczyć co się dzieje w danym momencie, więc i ty na nich jesteś.
V: Przepraszam nie chciałem żeby tak to się skończyło, po prostu byłem ciekawy.
H: Cóż w tym przypadku twoja ciekawość nam troszkę pomogła. Dzięki temu, że wszedłeś do zakazanego korytarza mogliśmy stwierdzić, kto was porwał.
T: Tak właściwie to co się stało z tamtymi ludźmi, którzy nas porwali.
Podniosłam lekko kąciki ust i powiedziałam.
H: Nie musisz się o to martwić już nigdy więcej nie zrobią wam krzywdy.
D: Jak to?
H: Bo nie żyją.
(Vince)
W tamtym momencie nie wiedziałem o co chodzi, ale jak to sobie po chwili przemyślałem to nie mogłem uwierzyć.
V: Siostro czy ty no wiesz.
Hailie spojrzała się na mnie i powiedziała.
H: Tak zrobiłam to.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć moja siostra jest zabójcą ludzi.
H: Nie martw się kiedyś wam wytłumaczę o co chodzi.
V: Dlaczego nie zrobisz tego dzisiaj.
Spojrzałem się na siostrę i czekałem na to co powie, myślałem, że chociaż uda mi się zobaczyć czy jest zła, ale nic nie mogłem wyczytać z jej twarzy.
H: Vincencie nic ci nie muszę dzisiaj tłumaczyć zwłaszcza, że to co wam powiem zmieni całe wasze życie, a na razie nie jest wam to do niczego potrzebne.
V: Ale ...
Nie zdążyłem niczego powiedzieć bo do sali wszedł jakiś mężczyzna z kobieta.
(Hailie)
Nie miałam zamiaru nic tłumaczyć Vincentowi jak i pozostałym. Na szczęście do sali wszedł wujek i ciocia Maja. Teraz muszę im wyjaśnić to, że mają wujka i ciocię.
WM: Nareszcie mogę was poznać.
W: Przepraszam, ale kim Pan jest.
H: To jest wujek Monty i ciocia Maja.
Chłopcy spojrzeli się na mnie, a później na przybyła parę. Nic nie powiedzieli tylko się patrzyli.
CM: Jak chcecie to mówcie do mnie Maja, nie lubię jak ktoś mówi do mnie ciocia, ponieważ czuję się staro.
Chłopcy tylko pokiwali głowami na znak, że rozumieją i się zgadzają.
WM: Hailie jak tam idzie w organizacji, nie masz żadnych problemów.
H: Nie mam, ale czy mógłbyś nie mówić nic o organizacji przy chłopcach.
WM: Rozumiem, więc jeszcze im nie powiedziałaś.
H: Nie i nie mam na razie takiego zamiaru. Gdyby coś wiedzieli to to porwanie mogło by się skończyć gorzej, przecież wiesz co to znaczy być członkiem organizacji.
CM: Masz rację. Są jeszcze za młodzi na wyjawienie im sekretu. Poza tym chyba nie umieli się bronić skoro są tak poturbowani.
H: Tak niby chodzili na treningi, ale chyba żadnych efektów nie widać, a teraz będzie im potrzebna umiejętność obrony.
WM: Zgadzam się z Hailie. - wujek obrucil się w stronę chłopców - musicie zacząć się bronić, jeżeli wtedy będziecie mogli się obronić przed porywaczami i innymi, którzy będą chcieli was skrzywdzić, wtedy Hailie powie wam wszystko. Mam rację - tutaj spojrzał się na mnie
H: Tak wtedy wyjaśnię im wszystko - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił mi telefon spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił nie kto inny jak Adrien Santan. - przepraszam, ale muszę odebrać.
Wyszłam z sali i podeszłam do okna. Odebrałam.
A: Witaj Hailie Monet "Santan"
H: Witaj Adrienie. Proszę przestań mówić do mnie Santan. Jeszcze nie należę do ciebie.
A: Właśnie jeszcze, ale niedługo już tak. Poza tym jesteśmy przecież zaręczeni.
H: Wiem, ale chyba nie dzwoniłeś tylko po to by usłyszeć mój głos.
A: Masz rację dzwonie w sprawie spotkania. Co ty na to.
H: Wiesz zgodziła bym się, ale aktualnie jestem w szpitalu u braci.
A: W takim razie przyjadę do ciebie. Na której sali leżą.
H: Czwarte piętro sala 303.
A: Okej zaraz będę. Całuski.
Rozłączył się, ah chłopcy dzisiaj dowiedzą się wielu rzeczy o mnie dzisiaj. Weszłam do sali i zauważyłam, że chłopcy dobrze dogadują się z wujkiem.
H: Widzę, że bardzo dobrze się dogadujecie.
S: Wujek przyniósł nam słodycze i opowiada ciekaw historie.
H: Monty jakie słodycze.
WM: To nie tak jak myślisz ja po prostu - spojrzałam się na wujka moim morderczym spojrzeniem - przepraszam.
H: Mam nadzieję, że następnym razem będziesz bardziej odpowiedzialny. Mówiłam ci przecież przez telefon, że chłopcy nie mogą jeść słodyczy, bo będą z tego problemy. Zapomniałeś już, że byli głodzeni i potrzebują NORMALNEGO jedzenia, a nie cukierków i słodyczy.
WM: Na prawdę przepraszam nie chciałem.
H: Jeżeli lekarz stwierdzi, że ich stan się pogorszył to będziesz za to odpowiadać.
Zauważyłam, że Shein chce wziąć kolejnego cokierka do buzi. Podeszłam do niego i zabrałam mu go.
H: Nie znaczy nie.
Shein posmutniał i prawie się popłakał. Nie zdążył bo weszła pielęgniarka.
H: Przepraszam czy chłopcy mogą jeść słodycze.
P: Mówiłam wczoraj Pani ojcu, że nie, ponieważ może doprowadzić to do poważnych bólów brzucha, do zawrotów głowy i wymiotów.
H: Mój wujek nie zastosował się do tego i nakarmił ich cukierkami.
P: Co pan sobie myślał. Chce pan żeby wyzdrowieli i wrócili do domu czy nie.
WM: Chce żeby wrócili.
P: To proszę się stosować do zaleceń lekarzy, a nie robić samowolki. A wy chłopcy przyznawać się ile zjedliście.
V: Ja zjadłem tylko 4
W: Ja 7
D: Ja 9
T: Ja 10
S: Ja no ten tego.
H: Shein powiedz pani ile zjadłeś.
S: Cóż tak około 20
H: Przepraszam ile zjadłeś
S: Tak jakoś wyszło. Przepraszam.
H: Niech mi Pani powie czy pogorszy się ich stan zdrowia.
P: Pani doktor mówiła, że nie mogą jeść ich wogóle, więc sądząc po ilości zjedzonych to ten, który zjadł ich najmniej może nic nie być, ale u pozostałych nie jestem pewna.
H: Brawo wujku możesz się cieszyć właśnie wydłóżyłeś im pobyt w szpitalu.
WM: Wiesz przecież, że to nie było specjalnie.
CM: Ale wiesz, że przesadziłeś prawda kochanie.
WM: Tak wiem przepraszam.
H: Maja mam do ciebie prośbę. Czy mogła byś nie zabierać wujka ze sobą do szpitala. Proszę
CM: Nie musisz się o nic martwić zostanie on z Camem.
H: Dziękuję.
Dostałam wiadomość od Adriena, że stoi pod szpitalem, bo nie chcą go wpuścić pielęgniarki.
H: Maja czy mogła byś się zająć chłopcami, bo muszę załatwić pewną sprawę - puściłam oczko do Maji. Zrozumiała o co chodzi.
CM: Idź na pewno już czeka.
H: Maja
CM: No idź bo się spuznisz.
H: Dobrze to ja już idę przyjdę do was kiedy indziej.
I wyszłam z sali. Zeszłam, a raczej zbieglam po schodach i wypadłam ze szpitala tak jakby się paliło.

Rodzina Monet Skarb FanfikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz