IV

761 20 12
                                    

Po wczorajszej przejażdżce z bliźniakami ulżyło mi na duchu; Kto by pomyślał że rozmowy mogą być tak przyjemne ? Kiedy tak leżałam w łóżku nie mogąc zasnąć i myślałam o mojej sytuacji aż znienacka wpadł mi pomysł do głowy : - Bieganie... Bieganie! Pójdę pobiegać- Szepnęłam podekscytowana moją myślą. Nie myśląc o niczym innym ubrałam swój strój sportowy, litrowy bidon i pognałam, najciszej jak umiałam, do kuchni aby uzupełnić butelkę. Tam napełniłam ją cała i zjadłam jabłko, cała przygotowana ubrałam buty i mogłam spełnić swoją zachciankę. - Dobra to co wokół rezydencji? - zapytałam samą siebie.- Przynajmniej ładne widoki w gratisie -zaśmiałam się i biorąc głęboki wdech rozpoczęłam swój trening.
Nagle robiąc już drugie kółko wokół rezydencji, zauważyłam męską sylwetkę próbującego przedostać się przez mur. Stanęłam wryta i obserwowałam jego poczynania, kiedy już przedostał się na moją stronę wreszcie mnie zauważył.

- Hej! co ty tutaj robisz?! - Wykrzyknął poddenerwowany podchodząc coraz bliżej mnie

- Co ja tutaj robię? Co TY tutaj robisz ?! - Spytałam nabuzowana. Chwila.. czy ja gadam z w łamaczem?!

- Jakim cudem się tutaj włamałaś ? - Zapytał poddenerwowany

- Nie włamałam się ! A jak już to takim sposobem jak ty. - odpowiedziałam znudzona, szukając jakiegoś sposobu ucieczki i powiadomienia rodzeństwa. - Dobra gadaj kim jesteś - Powiedziałam groźnie nie widząc jakiejkolwiek ścieżki ucieczki.

-Mieszkam tu, jakbyś nie wiedziała- prychnął

- Blefujesz - stwierdziłam, w końcu zauważyłabym jego obecność.

- Słońce, przed tobą stoi sam Dylan Monet. Raczę uważać na słowa i powiedzieć jak się tutaj dostałaś złotko.- Zagroził podchodząc coraz bliżej mnie, czekaj...

- Monet? - Powtórzyłam głupio.

- Ta, jakiś problem ?

- Nie, tak w sumie to nie. Valeria Monet, miło cię poznać braciszku - Powiedziałam z cwanym uśmieszkiem na twarzy. Twarz chłopaka minimalnie złagodniała.

- No dobra ale gadaj, Czemu ty wchodzisz do swojego domu przez walony płot ? - Ymm, Nie ważne..- powiedział wymijająco szatyn

- Gadaj. - Nie ma mowy, wracajmy lepiej do domu, już 7 - Rzekł i zaczął prowadzić mnie w kierunku drzwi wejściowych. "Niech ci będzie, ja się jeszcze dowiem o co chodzi" - Pomyślałam mrużąc oczy i dając się, nawet nie wiem czemu, brunetowi.

- A tak w ogóle to co ty tam robiłaś - odbił piłeczkę, skubany. Jednak ja spojrzałam na niego głupio i powiedziałam : - Głaskałam pingwiny. - Ten spoglądnął na mnie jednocześnie przerażony i zdziwiony

- Serio ?

- Nie, żartowałam. Biegałam.

- Aha.

- Aha? AHA? Serio tylko na tyle cię stać ? - Dobra- mruknęłam cicho

- Co chcesz na śniadanie? - Nie wiem, Eugeina* pewnie coś zrobi. - Uhm, jak zrobię ciasteczka to będzie okej?- zapytałam nie pewna, ale chłopakowi aż oczy się zaświeciły na myśl o wypiekach

- Tylko zrób dużo, nie pozwolę shane'owi zjeść wszystkich. -Ja tak samo- Powiedziałam doświadczona tym ile wspomniany umie zjeść.

- Chcesz mi pomóc? - Nie umiem piec.. - To nic, przynajmniej będzie zabawnie- Powiedziałam posyłając mu ciepły uśmiech.

- DYLAN PRZESTAŃ -Wydzierałam swoje biedne gardło na bruneta. Co prawda ciasteczka wyszły nam rewelacyjnie, gorzej było z sprzątaniem. Bowiem cała kuchnia była zasypana najróżniejszymi składnikami, dodatkowo mój pomocnik usiłuje nieprzestannie od paru minut trafić we mnie mąką.

-NIE - Wykrzyknął stając w bojowej pozycji i rzucając ostatnią garść mąki, która niestety mnie trafiła.

- Nieeee!- krzyknęłam upadając na kolana i łapiąc się teatralnie za pierś. Po czym uśmiechnęłam się zadziornie i rzuciłam jajkiem w swojego brata.

-Jak mogłaś! - wyjęczał z "bólu". - Mnie? Taką arystokrację? Nie ujdzie ci to na sucho - Zagroził i zaczął rzucać we mnie przypadkowymi rzeczami

- Dylan i Val, zapraszam do mojego gabinetu- Przerwał nam zimny, donośny głos, pochodzący od naszego najstarszego brata.

- Ale- Próbował się wytłumaczyć, ale Vincent już szedł przed nami skazując nas na rozmowę w gabinecie. przez co miny nam zrzedły.

Całe popołudnie spędziliśmy sprzątając kuchnie. Zajęło nam to dużo czasu więc kiedy skończyliśmy była już 14. Korzystając z wolnego czasu postanowiłam wyciągnąć Hailie na basen. Dlatego teraz próbuję ją do tego przekonać.

-Obiecałaś -powiedziałam robiąc słodkie oczka i wywołałam łzy.

-Ale mi się nie chce.. Czekaj ty płaczesz? Dobra, dobra pójdziemy tylko nie płacz - powiedziała zrezygnowana- Poczekaj chwilę, idę się tylko przebrać. - Tak jak powiedziała, tak zrobiła. A na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wygrałam. Po chwili przed moimi oczami pojawiła się już przebrana Hailie. - Chodź - zachęciła, na co tylko uśmiechnęłam i pognałam w kierunku basenu zostawiając dziewczynę w tyle.

- Szybko ! - pośpieszyłam brązowowłosą, która próbowała mnie dogonić. I na szczęście po chwili byłyśmy w docelowym miejscu. Spięłam włosy w kucyka i wskoczyłam do letniej wody. - Jestem w raju! - wykrzyczałam po wynurzeniu się z wody, na co dziewczyna się zaśmiała i powoli zeszła do wody. Nagle usłyszałyśmy donośne :

-UWAGA!!!- A zaraz po tym wielki skok wody i trójkę chłopaków wynurzających się z wody.

I tak do wieczora razem korzystaliśmy z basenu, potem siedziałam w pokoju czytając jedną z książek które zabrałam z Hiszpani. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.

-Proszę!- Krzyknęłam i po uchyleniu drzwi zobaczyłam głowę ciemnego blondyna .

-Hej.- Przywitał się.- Trochę mi głupio że jako ostatniego mnie poznajesz, no ale to nic, Will jestem. Miło cię poznać.

- Cześć.- powiedziałam nieswojo. - Mam coś dla ciebie. Proszę, przyda ci się jutro.- Wręczył mi mały pakunek w kształcie kwadratu i po zobaczeniu mojej miny zorientował się że nic nie wiem. - Oh, nikt ci nie powiedział? Jutro wybieramy się na obiad do restauracji.- wyjaśnił.- Okej, ja już nie będę przeszkadzał. Dobranoc Val. - Dobranoc Will- Pożegnałam sie z uśmiechem i po wyjściu brata wróciłam do książki.

----------------------------

* Kompletnie zapomniałam jak miała na imię Kochani 940 słów ! Mój rekord.
Jak wam się podoba?

What will you do, dream?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz