Rozdział 2

386 54 11
                                    

~Adrien~

Grudzień należy do najbardziej pracowitych miesięcy w całym roku. Ten magiczny czas, potrafi zdziałać naprawdę cuda. Pochodzę z bardzo dużej rodziny, która zjeżdża się w ten magiczny czas, po to tylko aby wspólnie przeżyć świąteczny czas. Mieszkam na obrzeżach miastach Montagny-lès-Buxy, głównie utrzymujemy się z produkcji win i z ich sprzedaży. Nasza tradycja miała przetrwać przez długie lata, jednak ktoś zdecydował aby odebrać nam tą szansę. Winnicę przejąłem po swoim ojcu, który zmarł sześć lat temu. Był to naprawdę tragiczny dla nas czas. Mama zupełnie się załamała z chwilą jego odejścia. Ja i moje rodzeństwo dużo jej wtedy pomagaliśmy i dzięki nam przetrwała ten czas. Tak w zasadzie każdy przetrwał. Wspólnymi siłami wzajemnie się pozbieraliśmy. Nikt z nas nie zapomniał o tacie, ale nikt nie mógł sobie pozwolić na chwilę załamania. Przez całe dnie ciężko pracowaliśmy w winnicy aby utrzymać całą gospodarkę i zapewnić każdemu z nas odpowiedni byt. Po śmierci taty, utrzymaliśmy poziom, stać mnie było na pracowników, dzięki czemu mojego rodzeństwo mogło wyjechać z miasta i zająć się czymś czym bardzo kocha. Dla nich interes rodzinny nigdy nie był tak wielką miłością, każdy z nich miał inny pomysł na siebie. To zawszę ja miałem przejąć interes, bo po prostu to kochałem i kocham w dalszym ciągu.

Wszystko było dobrze, póki nie zaczęliśmy bankrutować. Zaciągałem pożyczki aby pospłacać bieżące rachunki, aby opłacić pracowników i tak stoję w tym miejscu, w którym właśnie stoję. Pozbawiony godności i to wszystko i tak na marne.

- Adrien bank nie przyzna ci kolejnej pożyczki, bo nie wywiązujesz się z płaceniem tamtych.

- Julien, jeśli nie zapłacę wiesz, że stracę winnice? Muszę opłacić pracowników, oni nie mogą dłużej czekać.

- Wiem to a razem z tobą pracę straci część miasta, ale wiesz, że dla mnie ten argument jest mocny, ale nie dla banku. - Julien powiedział smutnym głosem. - Musimy inaczej nazbierać te pieniądze.

Łatwo jest mu mówić. To nie jego rodzinny interes, banda snobów chce zniszczyć, bo chcą przejąć twoją winnice na swoje potrzeby. Oczywiście mógłbym im sprzedać tak jak chcą, dalej część miasta miałaby pracę, ale znając ich znaleźliby sposób aby produkować tylko swoje wina. Nie mówię, że ich wina są złe, bo są wyśmienite i fantastyczne, ale cholernie drugie i większą część miasta nie stać na takie wina. No umówmy się, nie każdy śpi na forsie, niektórzy tacy jak ja w dalszym ciągu zaciągają pożyczki aby uratować coś co i tak zostanie ci odebrane. Jednak nie mogę się poddać. Ten interes, to nie jest tylko miejsce, to kawał dobrej historii. Dzięki niej, część ludzi ma zapewnioną pracę, tylko mnie nie stać aby im płacić. Klientów jest coraz mniej, bo ta banda snobów robi wszystko abym tak czy inaczej zbankrutował. I co w tym jest najgorszego, udaje im się to zrobić.

- Julien na bank mam napaść aby zdobyć te pieniądze? Czy ty słyszysz co ty mówisz?

- Adrien nie denerwuje się, może warto porozmawiać z rodzeństwem?

- Wiesz, że nie mogę. Obiecałem im, że dam sobie radę. Dałem im gwarancję na to, że mogą spokojnie jechać w świat i szukać swojego miejsca. Nie mogę przyznać się im, że od roku ledwo ciągnę koniec z końcem. Nie mogę się przyznać, że ta banda snobów, przebija nas o stokroć i prędzej czy później dopnie swego.

- Léa jest najlepszym prawnikiem, wiem ze swoich źródeł, że za niedługo zmienia się prezes firmy.

I co mi po tej wiadomości? No ale muszę przyznać, że nie wiedziałem o tym. Z resztą nie mam czasu szukać informacji o tej rodzinie, bo samo ich nazwisko powoduje u mnie odruch wymiotny.

- Jak to? Maxime odchodzi?

- Tak słyszałem, że rządy ma oddać swoje córeczce.

- No to jeszcze lepiej myślisz, że z rozpieszczoną gówniarą pójdzie mi lepiej niż z jej ojcem?

Niezapomniany świąteczny czas (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz