Bramy otwarły się pod naporem i na arenę leniwym krokiem weszło trzech gwardzistów. Sae powoli zatrzymała krok. Była tylko delikatną kobietą. Jak miała podołać tylu, doskonale wyszkolonym mężczyznom. Mimo otępienia spowodowanego ciosem w brzuch wzrok pozostawał ostry. Na tyle ostry, by wychwycić jednocześnie nienawiść i pożądanie w oczach zbliżających się żołdaków. Promienie słońca odbijały się uciążliwymi refleksami na hełmach, niemal ją oślepiając przez co musiała przysłaniać sobie twarz dłonią, by paradoksalnie móc cokolwiek zobaczyć. Między palcami zobaczyła, że jeden z nich oderwał się od grupy, podczas gdy dwaj pozostali cofnęli się, by bronić wejścia. Śledziła każdy jego krok. Nie chcieli jej otoczyć, ranna kobieta nie stanowiła żadnego wyzwania, a zabicie jej w wyniku takiej przewagi liczebnej godziłoby nawet w ich honor. Kołysał się monotonnie w swoim powolnym kroku. Zbliżył się już na około dziesięć kroków od niej, by mogła dojrzeć jak glewia delikatnie kołysała się w jego rękach tworząc ostatni taniec w jej życiu. Próbowała się skupić. Jak miała obronić się przed takim ciosem z dystansu, jaki gwarantował długi drzewiec? Głupią brzytwą do golenia brody? Opuściły ją siły, chciałaby zapaść się pod ziemię i zamarzyć o nocy we własnym łóżku. Na chwilę w jej umyśle zatańczył ogień z kandelabra, który zawsze podziwiała na chwilę przed snem. Przeznaczenie tymczasem podeszło jeszcze trochę i znalazła się już na łasce swojego kata, w zasięgu drzewca. Mimo początkowego otępiałego pochodu, gwardzista nagłym ruchem obrócił broń w rękach i gdy ta nawet nie zdążyła najmniejszego ruchu, uderzył dziewczynę z całej siły w osłabioną ze zmęczenia goleń. Z krzykiem złożyła się na piach niczym domek z kart, przy okazji upuszczając swoją jedyną broń. Straciła go ze wzroku, ale poza bólem potrafiła wyczuć, że krąży nad nią coraz wolniej jak jastrząb nad upatrzoną wcześniej ofiarą. Usiłowała się podnieść, ale jej organizm odmówił posłuszeństwa. Podniosła się na kolana trzymając obie ręce na grząskim podłożu nagrzanej areny, tuż obok kształtu narzędzia, które miało jej pomóc w ostatnich chwilach życia. Właśnie... po co dał mi ten cholerny nożyk — myślała- tylko po to, by dać złudne nadzieje na walkę o życie, dla jakiejś dziewki spotkanej pierwszy raz w życiu?. Tymczasem żołnierz zatrzymał się na wprost niej przerywając ten krótki wewnętrzny dylemat. Drżącymi dłońmi podniosła swoją broń, grzebiąc na oślep w gorącym piachu. Unosiła brzytwę powoli próbując nieskutecznie wyjąć część tnącą z kościanej rączki do której była przytwierdzona małym zawiasem. Nawet nie miało znaczenia czy ktoś to widzi, i tak nie miała szans. Gdy już prawie podwadziła metal za pomocą paznokcia, unosząc dłoń do poziomu podbrzusza, mężczyzna wydarł jej przedmiot stalowym uchwytem rękawicy.
- A Ty skąd to masz? - spytał gardłowym głosem, niemal z obrzydzeniem, gdy obracał go w dłoni- Z resztą... chuj mnie to obchodzi. Tobie by i Bóg nie pomógł... - podsumował parskając, po czym rzucił ostrze prosto w jej trzęsące się dłonie. Uniósł glewię nad głowę, łapiąc sztywno tuż przed ostrzem i na końcu drzewca, stając w rozkroku z lewą stopą delikatnie do przodu. Serce podchodziło jej do gardła, tłukąc się do granic możliwości. Obrazy z całego życia zaczęły krążyć w jej umyśle. Dzieciństwo, odejście matki... teraz jej własne. Przełknęła ślinę i powoli podniosła głowę. Trzeba umrzeć z godnością jak zwykł mawiać ojciec wieczorami spędzonymi w rodzinnej chacie. Łzy zaczęły lać się z jej oczu czego nawet nie odczuła. Uniosła oczy wpatrując się w twarz swojej śmierci. Podobno śmierć jest kobietą... czarne szaty, będące iluzoryczną zasłoną dla przerażającego szkieletu, w dodatku kosa... przynajmniej tyle zapamiętała. Tak mawiały przesłania ludowe i poezje których miała okazję się nasłuchać. Tymczasem jej śmierć zakuta była w pancerz który ważył prawie tyle co ona sama. No może przesadziła... Fakt, faktem napierśnik wydawał się potężny. Gładka płyta stali, a na piersi wystający nieco okrąg w który wpisany był herb miasta, a właściwie jego otyłego dziecka które swoimi plugawymi mackami władzy przygarnęło zdecydowanie zbyt wiele... Do tego prosty hełm garnczkowy z wyciętym otworem na twarz. Twarz która była idealnie wygolona, nieskalana nawet kropelką potu mimo panującego upału i zakucia w stal, podczas gdy całe jej czoło było oblepione mokrymi włosami. Zajrzała w jego oczy, malachitowy odcień z którego nie dało się wyczytać nawet cienia wyrzutów sumienia. Zapatrzyła się jeszcze głębiej, i wtedy zgasło słońce...
YOU ARE READING
Pani widmowego szału
FantasyMroczna opowieść przedstawiająca losy młodej dziewczyny, której przyszło zmierzyć się z siłą z którą nie jest w stanie walczyć. Siłą wewnątrz jej samej...