Pies gończy

21 0 0
                                    


Zlany potem żołnierz pędem wpadł w drzwi budynku niemal wyważając je. Oprych siedzący przy ścianie omal nie oblał się piwem, gdy odkładał kubek na bok i sięgał po spory kij oparty o ścianę. Otyła kobieta wtoczyła się do pomieszczenia na dźwięk tego hałasu, dając rozbrzmieć koralikom zawieszonym w futrynie, prowadzącej do zakątka z którego wychodziła. Zmarszczona mina wyrażała olbrzymie niezadowolenie manierami zakutego w zbroję gwardzisty. 

-Nawet do burdelu nie wbiega się jak parobek do chlewa, chłopcze! - Niemal wyryczała komicznie kręcąc nosem. - Czego tu?!

-Sprawa jest ważna jak cholera! - Wydyszał łapiąc ciężkie oddechy - Morderstwo! Gdzie komisarz?

-Morderstwo, wielkie mi co! A kto mi drzwi naprawi? Może Ci wasi mordercy?! - Kiwnęła na oprycha, który z długim kijem w ręku przyglądał się sytuacji i ten powoli zbliżył się do gwardzisty.

-Hola! Dam pieniądze, tylko puśćcie do komisarza...

Kobieta obruszyła się, ale z pewną dozą zadowolenia przyglądała się jak żołdak rzuca w pośpiechu kilka brązowych monet na blat, trzęsącymi się mocno rękoma.

-Niech i jemu będzie, na górze jest. Ostatnia izba w korytarzu. - Wydusiła z siebie odsuwając się od przejścia na schody. - Tylko miarkuj, że ja bym tam nie właziła na Twoim miejscu. Już lepiej od nas przez łeb dostać.

Młodzieniec kiwnął głową przymykając oczy i począł wdrapywać się na schody, dotykiem rąk upewniając się czy hełm jest na swoim miejscu. Informacja jaką niósł nie mogła czekać i jego życie zależało teraz od tego jak dobrze zrozumie to komisarz Dertyn Merter. I od tego jak szybko sięga po miecz na swoich podwładnych...

                                                                                                *** 

Wpatrzony w sufit pokryty miejscami delikatnymi śladami grzyba, pławił się rozkoszą jaką dawała mu licząca pewnie z szesnaście wiosen prostytutka. Od czasu do czasu ściskał czarne włosy tkwiące w jego garści tak by raczyć się zdławionymi piskami z pełnych ust dorosłej już w tej części świata kobiety. Spojrzał w dół i nie był zadowolony, że łzy na czerwonych policzkach zdążyły już wyschnąć. Wymierzył jej wolną dłonią solidny policzek, a jej głowa delikatnie odskoczyła. Nie mogła jednak przerwać. Wiedziała od starszych koleżanek, że to go niezwykle drażni. Innych też, ale tamci przynajmniej nie biją tak dotkliwie. 

Ostre pukanie do drzwi wyrwało go z transu. Zaklął siarczyście pod nosem i wykrzyczał, by gość mówił. Żołnierz delikatnie uchylił drzwi, lecz łańcuch zawieszony w nich od wewnątrz nie pozwolił otworzyć ich bardziej niż na szerokość, przez jaką do środka wdarłby się kot. Usłyszał z wnętrza coś jakby głos topiącej się kobiety i jeszcze więcej przekleństw połączonych z pytaniami, dlaczego do cholery śmie mu przeszkadzać. Kładąc spocony policzek na zimnych drzwiach począł recytować formułkę którą kształtował w głowie przez czas gdy pędził tu konno spod budynku areny w Tamui. 

-Melduję pilnie na polecenie młodszego sierżanta, że po powrocie do miasta odnotowano straszliwą zbrodnię. Śmierć poniósł konsul prowincji Kastyliusz wraz z czterema gwardzistami. Pilnie potrzebny jesteś na arenie, Panie...

Ze strachem nasłuchiwał odpowiedzi z głębi izby podczas gdy Dertyn zacisnął zęby obnażając je. Odepchnął dziewczynę, a gdy ta z pozycji klęczącej upadła na nagie pośladki i zobaczyła jego minę, głęboko przeraziła się i zasłoniła twarz. Komisarz tupnął bosą nogą zwisającą z łoża i uderzył pięścią w stolik obok, aż spadł z niego dzban z tanim winem i z brzękiem tłuczonej gliny potłukł się na podłodze na malutkie kawałeczki, jednocześnie rozlewając zawartość tworzącą sporą kałużę. Sięgnął drugą dłonią podłogi obok i chwycił swój hełm, którym z całej siły cisnął w szesnastolatkę. Ta odskoczyła na bok, ledwie unikając trafienia. Hełm uderzył w podłogę bardzo mocno i odbijając się z głośnym brzękiem potoczył aż do kąta izby. 

Nagi wstał z łóżka i uklęknął przy hałdzie złożonej ze swoich ubrań i elementów pancerza. Wygrzebał z niej sakiewkę i trzymając ją w dłoni podszedł do skulonej w kącie dziewczyny. Odliczając trzy srebrne monety z wizerunkiem cesarza na rewersie i trzygłowego gryfa na awersie, rzekł do czekającego za drzwiami podkomendnego by czekał na niego na dole, gdyż niebawem zejdzie. Czuć było w głosie złość i frustrację z przerwanej rozrywki. Żołnierz z wielką ulgą i towarzyszącym temu głośnym wypuszczeniem powietrza, odkleił się do drzwi i poprawiając kołnierz wystający spod kirysu, udał się w kierunku schodów. W tym czasie Dertyn kiwnął palcem dając tym samym znak dziewczynie by się podniosła. Zapłakana posłusznie uniosła się na kolanach i błagalnie spojrzała ku górze. Rozchylił kciukiem jej wargi i wetknął do klejących się ust wszystkie trzy monety - jej dzisiejszą zapłatę.

-Jak wrócę tutaj następnym razem, liczę że będziesz krzyczała głośniej niż dziś. Wtedy dostaniesz jeszcze jedną. - Wycedził poważnym tonem, wyciągając z sakiewki i prezentując profil króla wyryty w okrągłym kawałku srebra. - Nienawidzę gdy jesteście cicho. A teraz mnie ubierz.

Schował monetę do sakiewki i wrócili do kąta gdzie rzucili swoje ubrania. On idąc - ona na zdartych kolanach. 


                                                                                             ***

Gdy drzwi zamknęły się za nim i łańcuch zadzwonił głośno, odetchnęła z ulgą i klęcząc wypluła na podłogę monety. Wycierając je o szmatę do mycia podłogi, z pamiątki po swoim znienawidzonym kliencie, widziała kątem oka sińce które dzięki niemu zdobyła. Będzie boleć ze trzy dni, jak nie cztery, pomyślała. Wciąż czuła jego smak i miała ochotę zwymiotować. W głowie rozbrzmiewały jej wciąż słowa według których chciał by następnym razem krzyczała głośniej. Oj nie, postanowiła w głowie. Obiecuję sobie, że nie będzie żadnego następnego razu. 

                                                                                             ***

"Obiecuję sobie, że nie będzie następnego razu" to zdanie które cały czas kotłowało się w jej myślach, w momencie gdy w nocy, ukradzionym podczas obiadu widelcem wyłamywała zamek w oknie jej pokoju na piętrze. Powstrzymując strach, uczepiła się rynny i z bólem opuściła się powoli w dół ściany, zdrapując sobie częściowo naskórek z dłoni i ud. Gdy była już na dole, odetchnęła w końcu świeżym powietrzem i po raz ostatni spojrzała na bryłę budynku, robiąc kilka kroków  w tył. Poprawiła torbę na plecach gdzie wetknęła bochen chleba na drogę - kradziony, oraz zarobione w ciągu trwającej tydzień kariery dziwki dwadzieścia srebrnych talonów. Gdy pies łańcucha na podwórzu zaczął ujadać, rzuciła się pędem przez pola w kierunku najbliższej drogi. Potem będzie szła przed siebie, tą swoją drogą ku wolności i nieważne gdzie ją zaprowadzi. Ważne, że z dala od przybytku tej maciory Helge. No i może od Tamui...


+++++++++++++++++++++++++

Jeśli dotarliście do tego etapu, to bardzo wam dziękuję za czytanie tego co dla was tworzę i proszę dajcie znać w komentarzach jak wam się podoba. Będzie to dla mnie znak, że jednak nie tworzę tego do szuflady, paradoksalnie wrzucając to w miejsce gdzie utwór może zaginąć pośród dzieł twórców bardziej doświadczonych, jakim jest ta platforma. Z góry dziękuję i cieszę się, że tutaj jesteście!


Pani widmowego szałuWhere stories live. Discover now