Krótki marsz

52 3 0
                                    



Prowadzona po krętych schodach płakała, zarówno z bólu widma śmierci jak i ciężaru kajdan który po tak długim czasie był już absolutnie nieznośny. Gwardziści za jej plecami gawędzili cały czas i narzekali na przykry obowiązek który musieli wykonać, a przy tym nawet nie dostarczy im krzty rozrywki. Po wdrapaniu się całą grupą na schody weszli na długi korytarz, przyozdobiony już nieco lepiej, co znaczyło że przynajmniej widniała na ścianach stara warstwa farby. Cały czas mijali po bokach różne drzwi, jednak przeznaczenia tych pomieszczeń nie mogła się domyślić.  Rozmowy zeszły na temat planowanego ślubu. W jej sytuacji kompletnie jej to nie obchodziło, ale mimowolnie dotarło do niej kilka detali. Panna młoda miała być młodą wdówką, służącą w lazarecie przy koszarach. Sierżant miał ją poznać w chwili gdy opatrywała go po jakimś incydencie, który wywoływał w jego kompanach wiele śmiechu. Na uroczystość w kaplicy przy pałacu zaproszono samego Kastyliusza i pan młody bardzo liczył, że uda mu się załatwić dla swojej wybranki jakąś ciepłą posadę, najlepiej przy przepisywaniu ksiąg. Podobno był z natury ogromnie zazdrosny i wizja ukochanej opatrującej odartych z szat mężczyzn, spędzała mu sen z powiek. Gdy doszli w swoich gawędach do momentu jaka panna młoda jest elastyczna i szybka w kwestii ściągania pancerza, urwali tłumiąc śmiechy. Znaleźli się przy grubych, metalowych drzwiach i potrzebna była współpraca jej dwóch strażników, by móc je otworzyć. Zamek wyglądał na wyeksploatowany, ale wciąż zbyt solidny by mogła je otworzyć pojedyncza osoba. Chodziło oczywiście o względy bezpieczeństwa. Zaryglowane przejście miało zabezpieczyć przed wydostaniem się tych wojowników którzy znaleźli się tutaj nie z własnej woli, lub też tych którzy w ostatniej chwili zdecydowali się na mimowolne oddalenie w trosce o resztki swojej odwagi. Korytarz przeszedł po uchyleniu grubych drzwi w wielką salę, która w normalnych warunkach służyła za przedsionek, gdzie stały ogromne kolejki chętnych na widowisko gapiów. Część w której się znajdowali była jednak metalowym tunelem z krat, ulokowanym gdzieś z boku, zapewne po to by każdy mógł zbliżyć się i oczekując na widowisko oglądać wychodzących do walki. Dzisiaj wiało tutaj pustką i ciszą. Szczęk metalowych zbroi i ciężkich kroków odbijał się echem po dużym wnętrzu. Nie rozglądając się zbytnio, widziała przez kraty jak minęli miejsce przypominające ladę sklepową, gdzie kupowano zazwyczaj bilety na widowisko. Metalowy tunel wieńczony był na samym końcu sporymi bramami z czarnego metalu, miejscami już zardzewiałego. Od tej strony zdobił je spory napis "W dzielności chwała i wolność". Jej wolnością miała być teraz tylko śmierć, bez chwały...

Tuż przed bramą zatrzymali się niemal jednocześnie, ciągnąc ją za kołnierz brudnej koszuli tak by zamyślona nie uderzyła czołem prosto w inskrypcję. Jeden z nich, widocznie najmłodszy, zaczął bełkotać, jąkając się przy okazji jakąś mało znaczącą formułkę będącą namiastką regulaminu, ale najstarszy zaśmiał się pod nosem i stwierdził, że to nie ma sensu bo dziewczyna nie zdąży nawet spojrzeć na niebo. Po tym stwierdził, że ma do przekazania tylko dwie rzeczy od miłościwie panującego. Jedną była obiecana wcześniej brzytwa, która po wepchnięciu w dłonie ciążyła bardziej niż zdjęte chwile temu kajdany, ciążyła nie tyle fizycznie, lecz psychicznie jako ucieleśnienie jej bezsilności. Drugą natomiast... Nie zauważyła nawet kiedy, któryś chwycił ją za kark i wykręcił rękę. Drugi z całej siły wymierzył jej bolesne kopnięcie prosto w brzuch. Zawyła, prawie wymiotując. Utrzymała się na nogach tylko dlatego, że wciąż była trzymana... Ból przysłonił jej obraz, a wtedy... Wtedy w sali rozbrzmiał dzwonek, a przy ogromnym zgrzycie bramy otwarły się pod naporem, oświetlając jej oblicze rozbłyskiem ze świecącego z naprzeciwka słońca. Gdyby nie ból i strach, nawet powinna się uśmiechnąć... Przecież wbrew słowom zdążyła spojrzeć jeszcze na niebo...


Pani widmowego szałuWhere stories live. Discover now