30 • Legends •

158 8 0
                                    

- Drużyna Marka Evansa? - usłyszałam wchodząc znowu spóźniona do klubu.

- Co z Markiem - spytałam z uśmiechem.

- Jego drużyna będzie naszym następnym przeciwnikiem - powiedział smutny Inamori.

- Ale superowo! - uśmiechnęłam się szeroko - Tyle na to czekałam - dodałam po chwili.

Wszyscy popatrzyli na mnie jak na nie normalną.

- No co? Musimy pokazać Evansowi że nowy Raimon zasługuje na miano Raimona - powiedziałam z uśmiechem.

- Raz dwa! Do roboty - wygoniłam wszystkich z klubu na trening.

- Nie obawia się trener tego meczu? - spytała jedna z menadżerek .

- Nie, sami mamy takiego Marka Evansa w drużynie  - zaśmiał się mężczyzna a dziewczyny popatrzyły na niego zdziwione.

- Wiele osób które znają Marka i Vivien mówią że mają identyczne charaktery, oboje ciągle weseli, nie boją się niczego oraz wspierają drużynę całym sercem - wymieniał po kolei.

- Więc nie mamy się czego obawiać - dodał z uśmiechem a nastolatki jeszcze długo analizowały jego słowa przyglądając się średniego wzrostu, niebieskookiej dziewczynie biegającej z uśmiechem po boisku.

- Walczymy przeciwko takiej drużynie..  - denerwował się chłopak.

- Ich zagrania są dużo lepsze od naszych - odezwał się harry potter.

- Więc potrenujmy zagrania by chociaż im dorównać - powiedziałam z uśmiechem - I ja uważam że też mamy genialne zagrania tylko trzeba je dopracować - dodałam biegnąc z piłką.

- Poza tym oni mają Marka Evansa ale my mamy Vivien Heart i trenera - powiedział któryś gdy byłam już daleko.

- Masz racje! - ucieszyła się bramkarka.

Nie mogę ich zawieźć

Po chwili jednak zmarkotnieli gdy usłyszeli że trener wyjeżdża. I to był najgorszy okres dla naszej drużyny. Każdy trenował samodzielnie i każdy na siebie krzyczał...

- Drużyno proszę do mnie! - krzyknęłam głośno i każdy w złym humorze podszedł do mnie.

- Dobrze wiecie że półfinały już nie długo... - zaczęłam poważnie.

- I z tego powodu powinniśmy się dobrze bawić grając w piłkę czyż nie? - spytałam a kilka osób mruknęło z dezaprobatom i odeszło.

- Nie jestem Markiem Evansem ale on nam tak zawsze mówił - powiedziałam cicho patrząc w ziemie.

- Niedługo zrozumieją - odezwała się Anna z uśmiechem.

- Masz rację - przywołałam na twarz mały uśmiech i wróciłam do treningu z oponą. Kapitan próbował jeszcze coś zdziałać w tej sprawie ale z marnym skutkiem. Wróciłam do domu lekko przygnębiona ale nie miałam z kim pogadać o tym jak się czuję.

Takie życie

Dzień meczu

Stałam sobie z moją drużyną w miejscu gdzie powinien być trener. Aż usłyszałam znajomy głos.

- Vivien to będzie niesamowity mecz prawda? - odwróciłam się i ujrzałam tam mojego starego kapitana.

- Już nie mogę się doczekać by zmierzyć się z twoją drużyną - powiedziałam z gigantycznym uśmiechem.

- Mam nadzieję że dużo trenowaliście - powiedział z tym swoim bojowym uśmiechem.

- Ostatnio jest u nas ciężko, mam do ciebie prośbę - powiedziałam ciągnąc go na bok.

- Nasza drużyna ostatnio nie umie współpracować... Przemówisz im do rozsądku? - spytałam cicho.

- Jasne Vivien - zaśmiał się po czym zbiliśmy piątkę i rozeszliśmy się na dwie połowy boiska.

Zaczęliśmy mecz od ataku ale ja w sumie się tylko przyglądałam, chłopaki próbowali coś zdziałać ale Mark jest za mocny.

On ich prowokuje

Przeszło mi przez myśl ale po chwili już musiałam wracać na swoją połowę by pomóc obronie. Na szczęście Norika bez problemu obroniła i podała do chłopaków i książe lodu wykonał Ice Arrow w wersji strzału lecz Evans obronił. Przeciwnicy znowu zajęli się atakiem i już po chwili Tonegawa prowadziła 1 do 0. Koniec pierwszej połowy.

Widziałam jak Mark rozmawiał z kapitanem więc podziękowałam mu uśmiechem i wróciłam na boisko.

Nasz kapitan powiedział jakąś gadkę niczym Evans przez co każdemu wrócił humor. Od tej pory mecz wyglądał tak jak powinien czyli każdy cieszył się grą. Gdy chłopakom nie wyszło ogniste tornado każdy powiedział że nic się nie stało i graliśmy dalej.

- W końcu dzięki pracy zespołowej przebili się przez twierdzę Marka Evansa! - krzyczał komentator.

- Brawo chłopaki! - cieszyłam się przy środku. Po chwili znowu spróbowali tej sztuczki ale tym razem Mark obronił.

Gdy do końca meczu zostało niewiele czasu chłopaki wykonali nową technikę. Stworzyli wir z którego można powiedzieć że piłka się potroiła i leciała z trzech kierunków. Tym samym zdobyli dla nas bramkę.

- Tak! Wygraliśmy! - cieszyłam się po gwizdku z bramkarką.

- No i wygraliście, trzymam za was kciuki w finale - stałam właśnie z Evansem przed stadionem.

- Jestem zawiedziona, nic nie zrobiłam - powiedziałam smutno a chłopak się zaśmiał.

- Zrobiłaś wiele dla tej drużyny - stwierdził patrząc w niebo.

Zobaczyłam niedaleko moją drużynę.

- Do zobaczenia Evans! - krzyknęłam biegnąc w ich stronę.

- A i czekam na wspólne granie w piłkę! - krzyknęłam odwracając się do niego na chwilę z uśmiechem.

Zagrajmy w piłkę

Światowa Napastniczka | Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz