𝙰𝙺𝚃 𝙸 𝙽𝚘𝚠𝚎 ż𝚢𝚌𝚒𝚎 𝚖𝚒 𝚗𝚒𝚎 𝚙𝚒𝚜𝚊𝚗𝚎.

50 1 4
                                    


─── ·:*༺ ♱     /̵͇̿̿/'̿'̿ ̿ ̿̿ ̿̿ ̿̿      ♱ ༻*:· ──


𝓦tedy do pomieszczenia wbiegli szybko Paul, oraz Olivia. Chociaż, kim oni właściwie są? Ludzie tak dobrze mi znani, znowu stali się najzwyczajniej nieznajomi. Czy ja miałam okazję ich kiedyś poznać? Ich imiona opadły na dno w zapomnieniu.

Znowu słyszę krzyki rozpaczy, znowu ponieważ te są ze mną prawie zawsze. Czasami chowają się gdzieś w oddali aby później stawać się tak głośnymi, że zagłuszają moje własne myśli. Być może słyszę też kłótnie oraz płacz osób których przecież nie znam. Ich twarze już dawno stały się zamazane a imiona zapomniane. Wszystko stało się ciemne, odległe, nowe...

Co ja właściwie robiłam?

Z rozmyślenia wytrącił mnie hałas wybuchających fajerwerków. Przed chwilą wybiła północ, witaj nowy roku.

Otworzyłam oczy aby zobaczyć niesamowitą scenę kolorowych świateł na niebie Chicago, opierając się o barierkę na tarasie jednego z najwyższych budynków z do połowy już wypalonym papierosem w dłoni.

Na czarną sukienkę miałam ubrany jedynie płaszcz tego samego koloru, temperatura natomiast nie odpowiadała za bardzo temu ubiorowi. Było cholernie zimno, a wiatr tylko to potęgował. Jednak dla mnie było to całkiem otrzeźwiające uczucie.

Za moimi plecami słychać było jedynie radosne okrzyki imprezowiczów którzy chcieli zabawić się na noworocznym melanżu. Ja niestety nie bawiłam się razem z nimi nawet przez chwilę, za to zaciągnęłam się kolejny raz nikotyną. Nie pasuję tam ani trochę, nie istotne jak bardzo bym tego chciała. Jestem jak puzzel z innej układanki. Czas pogodzić się z prawdą.

Moje starania dobiegają końca.. poddaję się. Chciałam chociaż raz zasmakować normalnego życia. Okazuje się jednak że jest ono kompletnie mi nie pisane. Myślałam że to zwykłe życie będzie dla mnie czymś odświeżającym, skoro takowego nigdy nie posiadałam. Jednak właśnie tu i teraz rezygnuje z wszystkiego co chciałam stworzyć. Wszystkiego.

Kolorowe światła fajerwerków odbijały się w moich oczach. Pokaz nie dobiegał jeszcze końca, a musze przyznać że w Chicago wygląda.. ładnie. Nie często mam okazję oglądać coś, co jest przyjemne dla oka. Nigdy nawet nie przywiązywałam większej uwagi do własnego wyglądu. W końcu śmierć nie przyjdzie po czyjeś życie ubrana jak na czerwony dywan. Chociaż czasami może przyjść na szpilkach.

Zostanę tu tylko jedną chwilę dłużej i poprzyglądam się scenerii, która rozgrywa się teraz przede mną. Westchnęłam, chłonąc wszystko co widzę.

Kiedy niebo znowu stało się puste a dookoła nastała cisza, moim jedynym planem było jechać do mieszkania i zakopać się pod ciepłymi kocami. Czasami najwyraźniej jednak los posiada nieco inne plany. Już miałam zaciągnąć się po raz ostatni, ale telefon w mojej kieszeni zawibrował. Nie śpiesząc się wcale, bo gdy się człowiek cieszy to się diabeł cieszy a ja go zbyt często rozweselam, wyciągnęłam telefon z kieszeni płaszcza i spojrzałam na podświetlający się ekran. Tylko po to aby zmarszczyć brwi po tym co zobaczyłam.

Z długim westchnieniem przeciągnęłam zieloną słuchawkę, odbierając połączenie od Owena i przyłożyłam telefon do ucha. Jednocześnie zgasiłam papierosa i weszłam do środka.

Od razu uderzył we mnie zapach alkoholu, potu, zioła i zmieszanych perfum. Kompletna duchota. Dowiedziałam się dziś przynajmniej że nienawidzę takich miejsc.
Z początku myślałam że będzie to zwykła, przyjemna posiadówka. Sprawy jednak obrały innego tempa niemalże od razu, a miejsce zamieniło się w kompletną melinę.

𝘓𝘖𝘊𝘒𝘌𝘋 𝘐𝘕 (it should remain a secret forever)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz