𝙰𝙺𝚃 𝙸𝙸 𝚉𝚋𝚒𝚎𝚐 𝙾𝚔𝚘𝚕𝚒𝚌𝚣𝚗𝚘ś𝚌𝚒.

22 1 6
                                    


─── ·:*༺ ♱ /̵͇̿̿/'̿'̿ ̿ ̿̿ ̿̿ ̿̿ ♱ ༻*:· ──


𝓦ejść do czyjegoś raju aby go zniszczyć, i nie zostawić po sobie nic poza zniszczeniem. 

To właściwie nie taki pierwszy raz. Moje dłonie splamione są krwią innych ludzi od lat. Jedynie tym razem jest szansa, że nikt nie skończy na tym martwy. Tego jednak nigdy nie można być pewnym. Trudno przewidzieć co może stać się podczas zleceń, kiedy te potrafią mocno zaskakiwać. Bo kto spodziewa się tego czyja krew się przeleje tym razem?

Ich? Czy moja..

Dlatego muszę choć na chwilę wyciszyć umysł a znam do tego nie takie złe miejsce. Kiedy Owen przejął biznes ojca, otrzymał od niego kilka biurowców. Ten nie potrzebował jednak ich wszystkich więc niektóre z nich zostały najzwyczajniej porzucone. Do właśnie jednego z nich udaje się zawsze kiedy potrzebuję chwili spokoju.

Włączyłam kierunkowskaz i płynnie zmieniłam pas. Nie jadę z powrotem do Chicago. Czas odwiedzić moje ciche miejsce.


/̵͇̿̿/'̿'̿ ̿ ̿̿ ̿̿ ̿̿ 


Po pół godzinnej podróży, zaparkowałam samochód przed opuszczonym biurowcem. Od 3 lat jest to właśnie moja spokojna przystań. Budynek jest opuszczony, ale w dobrym stanie, ponieważ nikt tu nigdy nie przychodzi od czasu kiedy Owen go zostawił. Nigdzie nie ma wybitych szyb, butelek po alkoholu, wypalonych papierosów lub graffiti na ścianach. Tu nie ma żadnego śladu po ludziach. Czasami gdy chodzę po tym budynku mogę sobie wyobrazić że kiedyś mogliby pracować tu ludzie, wyobrażam ich sobie w tych wszystkich biurkach przy komputerach których tam nie ma. Że pracują aby zarobić na życie a potem wracają do swoich rodzin lub przyjaciół.

Wyobrażam sobie to wszystko a potem zastanawiam się jacy oni mogli by być. Czy w którymś z tych stanowisk pracowałby facet z żoną i dwojgiem dzieci? Albo jeszcze inny który dopiero co się rozwiódł. Czy była tu kobieta tak uprzejma i miła że wszyscy mówili jej zawsze dzień dobry, obdarowując ją szczerym uśmiechem? Mogę sobie jedynie to wyobrazić a potem znowu stwierdzić że to bez sensu. Bez sensu jest wyobrażać sobie życie jakiego nigdy się nie miało, i nigdy nie będzie się posiadać.

Z tego wszystkiego myślę też o prawdziwym powodzie dla którego Owen zostawił ten biurowiec samemu sobie. Dlaczego go nie wykorzystał i czy odpowiedź jest tak interesująca jak się wydaję że mogła by być?

Opuściłam samochód, po czym nacisnęłam kluczyki aby je zamknąć, i skierowałam się w dobrze mi znanym kierunku. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc będę mieć okazję oglądać zachód słońca z fajnej miejscówki. Warunki pogodowe do tego są dzisiaj idealne. Zazwyczaj nie przyjeżdżam tu po nic innego jak tylko wspiąć się na dach, usiąść na jego krawędzi i zatracić się w najgłębszych myślach, pozwalając aby wzrok zlał się z otoczeniem. Budynek wystaje nieco za drzewa i jest widoczny, ale i tak opuszczony w lesie za miastem. Może nie powinno mnie tu być?

Po przejściu przez drzwi, znowu powitało mnie miejsce które kiedyś musiało kogoś gościć. Kogokolwiek. Na pewno pracowników którzy musieli to miejsce zbudować. A potem pierwszych właścicieli, może ojca Owena i tych którzy zasiedli za biurkami. A co jeśli to miejscy od początku było tylko po to aby na samym końcu być porzuconym, i nie było okazji aby zniknęło

𝘓𝘖𝘊𝘒𝘌𝘋 𝘐𝘕 (it should remain a secret forever)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz