Rozdział 10

5.1K 477 32
                                    

Stella
Upewniłam się, że wyłączyłam wszystkie światła i komputer, i skierowałam się do wyjścia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Stella

Upewniłam się, że wyłączyłam wszystkie światła i komputer, i skierowałam się do wyjścia. Byłam już nieco spokojniejsza, choć w dalszym ciągu towarzyszyło mi napięcie, którego w żaden sposób nie potrafiłam się pozbyć.

Opuściłam pomieszczenie z działem literatury dla dorosłych i długim korytarzem skierowałam się do wyjścia z budynku. Pomachałam portierowi, który siedział w malutkim pokoiku i przysypiał nad krzyżówkami i wyszłam na zewnątrz.

Kiedy zobaczyłam, że na chodniku, tuż przed wyjściem stoi ogromny czarny wóz, a o jego bok jest oparty O’Neill, wstrzymałam oddech i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Skręciłam w lewo, gdzie zostawiłam swoje auto i zignorowałam go. Wyjęłam z torebki kluczyki i wcisnęłam przycisk odblokowujący alarm samochodowy.

Podniosłam głowę, bo nie usłyszałam charakterystycznego dźwięku i dopiero wtedy dostrzegłam, że nie ma mojego samochodu. Skołowana rozejrzałam się na wszystkie strony, myśląc, że może ze zmęczenia nie pamiętałam, że zaparkowałam w innym miejscu niż zwykle.

– Szukasz czegoś? – Usłyszałam za plecami jego lekko rozbawiony głos, co sprawiło, że zaczęła narastać we mnie furia.

– Gdzie moje auto? – zawarczałam i się odwróciłam. Wciąż opierał się o auto, stał na jednej nodze i wspierał się na kulach, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.

– Zauważyłem pod nim plamę oleju i w trosce o twoje zdrowie i bezpieczeństwo kazałem odholować go do warsztatu – odparł z wyraźną beztroską i wzruszył ramieniem.

– Zdrowie?! Przy tobie najbardziej cierpi moje zdrowie psychiczne! Każ im przywieźć go z powrotem! – wrzeszczałam i ruszyłam w jego stronę z impetem.

– Uderz w lewy – mruknął, a ja zamrugałam, nie mając pojęcia, o co mu chodziło.

– C-co? – zająknęłam się.

– Masz ochotę dać mi w mordę. Uderz w lewy. Prawy wciąż mnie boli po pierwszym policzku od ciebie – odparł i uśmiechnął się szeroko.

Cofnęłam się, a moje ramiona opadły lekko. Nie potrafiłam go uderzyć, choć jego głupie zagrywki doprowadzały mnie do szewskiej pasji.

– Każ przywieźć moje auto z powrotem – powtórzyłam i spojrzałam w dół. Nogawka jego spodni była lekko ubrudzona krwią, co oznaczało, że przegiął z forsowaniem swojej świeżo pozszywanej nogi.

– Nie mogę. Rozładował mi się telefon, a nie znam numeru. Jak przejdzie przegląd i usuną usterki, to przywiozą go pod twój apartamentowiec – powiedział spokojnie. – Czy teraz zgodzisz się wsiąść do mojego auta i odwieziesz mnie do domu? – zapytał i dopiero wtedy podniosłam na niego wzrok.

– Nie było żadnej plamy. Zrobiłeś to celowo!

– Przysięgam, że ciekł z niego olej. – Uniósł rękę, prawdopodobnie zapominając o tym, że wspierał ją na kuli. Ta upadła z łoskotem na chodnik, a on skrzywił się i chciał się nachylić. Powstrzymałam go i sama podniosłam kulę. Podałam mu i westchnęłam ciężko.

Matt z trudem wyjął z kieszeni pilot od swojego samochodu i opierając się na jednym boku, wysunął rękę w moją stronę.

– Odmówisz kalece? – zapytał z miną niewiniątka.

– Twoim jedynym kalectwem jest brak mózgu – wysyczałam i wyrwałam pilot z jego ręki. – Nienawidzę cię.

– Kochanie, od nienawiści do miłości jest niedaleka droga.

– Niedoczekanie – prychnęłam. – Ruszaj się, odstawię cię do twojego pałacu i to będzie nasze ostatnie spotkanie.

Posłusznie odsunął się od auta, a ja wcisnęłam przycisk zwalniający blokadę i otworzyłam przed nim drzwi. Nie mogłam pozwolić, żeby wsiadł za kierownicę, zwłaszcza, że jego noga znów krwawiła coraz mocniej.

Skacząc na jednej nodze, wsiadł do swojego ogromnego wozu, a ja przytrzymywałam jego kule. Kiedy już zajął miejsce, spojrzałam na niego karcąco.

– Zapnij pas – mruknęłam i wrzuciłam kule na tylne siedzenie, po czym zatrzasnęłam drzwi z jego strony i okrążyłam auto.

Znów zaczynały drżeć mi ręce, a żołądek zawiązywał się w supeł, przez co doskwierały mi mdłości. Wzięłam kilka głębokich oddechów i dopiero wtedy zajęłam miejsce za kierownicą. Jeszcze nigdy nie prowadziłam czegoś takiego, ale miałam nadzieję, że nie doprowadzę do żadnego wypadku.

Zapięłam pas i nie patrząc w bok, wsunęłam pilot w odpowiednie miejsce i uruchomiłam silnik. Ten zamruczał, jakby w przywitaniu i od razu włączyła się przyjemna dla ucha muzyka. Swoją drogą, kompletnie nie pasująca do właściciela auta.

– Adres – burknęłam.

– Madison Avenue, zjedź w podziemny parking tuż za muzeum sztuki Frick Madison – powiedział ze swobodą, a ja zakrztusiłam się własnym oddechem. – Sąsiadko – dodał po chwili, kiedy przestałam kaszleć.

Mieszkał przy tej samej ulicy? Dwie przecznice ode mnie? To naprawdę było popieprzone.

– Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – zapytałam rozedrganym głosem i spojrzałam na niego z ukosa.

– Wasza firma jest zarejestrowana na adres domowy. – Wzruszył ramieniem i odchylił się do tyłu. – Wynajmujecie czasem salę, w której ćwiczycie swoje pokazy, od mojego kumpla.

Zamknął oczy i zaczął wystukiwać palcami rytm piosenki, płynącej z głośników, na swoim udzie. Nie wiedziałam, czy naprawdę był tak beztroski, czy to była tylko jakaś głupia gra.

– Jesteście jak cholerna mafia – syknęłam po chwili milczenia i w końcu włączyłam się do ruchu. Musiałam przyznać, że jego samochód, pomimo rozmiarów, prowadziło się całkiem płynnie. Nie bałam się, że go uszkodzę, bo nawet jeśli ozdobiłabym go kilkoma rysami, jemu pewnie nie zrobiłoby to różnicy. A i zasłużył na to tymi swoimi podstępami.

– Mafia? – parsknął i poruszył się niespokojnie. Bolało go, ale nie przyznawał się. Chciał zgrywać twardziela, ale ja czułam, że cierpi.

– Wszędzie znajomości, zdobywanie informacji za plecami, poczucie, że wszystko wam wolno, knucie. Tacy jak wy nie zatrzymają się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel i spełnić chore kaprysy – mamrotałam.

– Nie rozumiem, o jakich nas, mówisz.

– O was, bogatych snobach.

– Nie sądzisz, że to lekka hipokryzja? – zaśmiał się. – Sama mieszkasz w zamożnej dzielnicy, a bacząc na to, ile musiałem zwrócić bratu za zrujnowany pokaz, nie jesteś ubogą panienką, udającą, że stać ją na apartament w Lenox Hill, tylko naprawdę cię na to stać. Choć z drugiej strony ten twój grat mógłby być tego zaprzeczeniem.

– Widzisz – prychnęłam. – Oceniasz ludzi po zasobności portfela i pozorach.

– Nie, kochanie, ty to robisz – odparł z pobłażaniem.

– Ja oceniam ciebie po twoim zachowaniu. Kiedy zrujnowałeś moją pracę, a później potraktowałeś mnie jak jakąś dziwkę, która wskoczy ci na kutasa na pstryknięcie palcami, nie miałam pojęcia, kim jesteś, i czy jesteś bogaty – wypaliłam. – I nie zwracaj się do mnie w ten sposób – dodałam, bo za każdym razem, kiedy mówił do mnie „kochanie”, robiło mi się gorąco.

– Przepraszam – szepnął, a zaraz potem syknął i przeklął pod nosem.

Rozproszyłam się nieco i szarpnęłam kierownicą, bo odruchowo spojrzałam na jego nogę. Nogawka nasiąkała krwią, jakby pozrywał szwy. Moje zdenerwowanie w tej chwili całkowicie zmieniło bieg. Nie byłam zestresowana tym, że przebywaliśmy sam na sam na tak małej przestrzeni, a tym, że znów krwawił i ewidentnie cierpiał.

– Masz na niej w ogóle opatrunek? – zapytałam rozgniewana.

– Chyba niewystarczający – bąknął i spojrzał na mnie ze zbolałą miną.

– Niewystarczający jest ten twój mały rozumek – zawarczałam i gwałtownie skręciłam w jedną z bocznych ulic.

– Co ty wyprawiasz? Przecież już prawie byliśmy na miejscu! – stęknął.

– Jedziemy do szpitala, ty nieodpowiedzialny durniu!

– Jedziemy do szpitala, ty nieodpowiedzialny durniu!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Only One #2 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz