ROZDZIAŁ 11-,,𝙁𝙧𝙞𝙚𝙣𝙙𝙨"

22 1 1
                                    

W pokoju znów leciała piosenka Davida.
Odblokowałam nadal trzymany w ręce telefon i weszłam w chat z Willem.
,,Eliza przed chwilą do mnie dzwoniła. Możemy porozmawiać?”
Wysłałam do niego wiadomość i nadal wpatrywałam się w ekran urządzenia.
Nie rozumiałam. Nie rozumiałam o co jej chodziło.
Nie rozumiałam tego że to właśnie mnie obwiniała o to że znajduję się w psychiatryku. Liczyłam na to że może Will będzie chodź trochę coś na ten temat wiedział. Po chwili otrzymałam odpowiedź od chłopaka.
,,Nie mam teraz czasu. Napiszę później ;).”
,,Ok.”
Odpisałam tylko i odłożyłam telefon.
Podeszłam do blatu kuchennego iz powrotem zaczęłam ubijać puszystą masę. W głowie miałam mętlik. Ale nie był on aż tak bardzo chaotyczny jak ten kilka dni temu. Z Elizą przyjaźniłam się praktycznie od dziecka bo od 8 roku życia.
Gdy jeszcze obydwie mieszkałyśmy w Polsce.
Poznałyśmy się pewnego słonecznego dnia na placu zabaw. Huśtałam się wtedy na jednej z huśtawek a ona bawiła się z innymi dzieciakami w piaskownicy.
Pamiętam jak to właśnie ona pierwsza do mnie podeszła. Zapytała się wtedy jak mam na imię i czy chcę się z nimi bawić. Od tego właśnie zaczęła się nasza już siedmioletnia przyjaźń. Eliza już od dziecka znajdowała się często w centrum uwagi i zdobywała szybko i łatwo serca rówieśników.
Chodź nie zawsze zdobywała je uczciwie. Pamiętam nawet kilka sytuacji gdzie płaciła wybranym osobom  gotówkę, za na przykład chodzenie z nią do centrum handlowego lub po szkolnym korytarzu.
Krótko mówiąc, płaciła im w zamian za udawanie że są jej przyjaciółmi. Lecz nie miała tylko udawanych przyjaciół. Dziewczyna miała również takich zdobytych że tak można powiedzieć uczciwie.
Wiele osób ją podziwiało i jej zazdrościło.
Eliza zawsze ubierała się stylowo i wiedziała co i kiedy jest modne i lubiane. Można powiedzieć że była i nadal jest sezonówką, chodź dużo osób to lekceważy ponieważ wiedzą że tak czy siak ma dużo pieniędzy. A raczej jej rodzice. Gdy obydwie mieszkałyśmy jeszcze w Polsce i przychodziłam do Elizy to zawsze ale to zawsze jej mama siedziała przed laptopem i projektowała przeróżne stylizacje. Wtedy była jeszcze tylko projektantką ubrań w jednej z modnych firm.
A teraz jest jedną ze słynnych i dobrze zarabiających modelek. Zawsze podziwiałam tą kobietę.
Była idealnym przykładem samodzielnego dążenia do sukcesu. I osiągnęła go tylko przez swoją ciężką pracę, chęci oraz kreatywność której miała nie mało.
Za to tata Elizy od zawsze pracował w Czechach.
Nie wiem dokładnie jaki miał zawód,nie interesowało mnie to nigdy,a poza tym nie chciałam się go o to wypytywać. Tata mojej przyjaciółki, Pan Hughes był wspaniałym człowiekiem. Tak samo jak jego żona,ale różnili się. Mama Elizy zawsze musiała postawić na swoim i nigdy się nie poddawała a jej mąż przeciwnie, zazwyczaj dopasowywał się do innych otaczających go ludzi i nie walczył o to by ktoś zrobił coś po jego myśli. Lecz obydwoje lubili chodzić na imprezy, spotykać się z ludźmi chodź każdy z nich miał inne zdania i inaczej zachowywał się w towarzystwie. Oprócz tego doskonale się rozumieli. Chodź każdy z nich żył trochę w innym środowisku i miał inny charakter. I w dodatku obydwoje osiągnęli to co postawili sobie za cel, chociaż że na własne i różniące się sposoby.Obydwoje bardzo dużo się od siebie nauczyli. Dużo z tych cech odziedziczyły ich dzieci Will i Eliza. Niektóre z nich są dużymi wadami a niektóre jeszcze większymi zaletami. Każdy z nas je ma.Te dobre i złe.
Państwo Hughes mieli je dość specyficzne.
Z tego co opowiadała mi kiedyś mama przyjaciół lubiła ona za młodego wieku pójść z innymi na imprezę czy chodzić ze znajomymi do północy po ulicach swojej okolicy spędzając ten czas przy ogniskach,piciu małych ilości alkoholu czy tym podobne. Można powiedzieć że miała wolne i swobodne życie. Lecz z wiekiem zaczęła rozumieć że życie to nie same przyjemności i że jeżeli się chce coś osiągnąć to trzeba o to walczyć i dążyć do sukcesu o własnych siłach.
Will i Eliza odziedziczyli bardzo dużą część charakteru Pani Hughes. Był to oczywiście jak najbardziej powód do radości ale jako że czasy się zmieniają i my się zmieniamy to niektóre zalety zaczęły zmieniać się w wady.
Dzieci jednak odziedziczyły również charakter swojego taty więc potrafiły również doradzić lub pomóc innym gdy była taka potrzeba. Potrafiły rozmawiać i dobrze słuchać. Ale niestety niektóre inne zachowania to zaślepiały. Rozmyślałam tak o rodzinie mojej przyjaciółki gdy nagle przypomniałam sobie o jutrzejszym wyjeździe do Laguny Beach. Szybko wlałam rozpuszczoną  już wcześniej czekoladę do naczynia w którym ubijałam jajka by ta złączyła się z puszystą masą. Następnie wsypałam produkty sypkie czyli mąkę oraz proszek do pieczenia, po czym zaczęłam wszystko miksować na jednolitą masę. Po około 10 minutach łączenia ze sobą wszystkich produktów włożyłam naczynie do lodówki i podeszłam do zlewu kuchennego aby umyć ręce. Po umyciu ich zdjęłam swój fartuch i odwiesiłam go na miejsce a następnie udałam się do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku i zaczęłam myśleć o jednej z ważniejszych rzeczy związanej z tym wyjazdem. Nie o pakowaniu się czy o myśleniu jaką osobę wezmę ze sobą. Była to znacznie ważniejsza i bardziej problematyczna rzecz.
Hector. Co z nim zrobię? Nie mogę go zostawić samego w domu przez pięć dni w dodatku bez opieki. Tym bardziej że ostatnio nie czuł się on najlepiej.
Najchętniej wzięłabym go ze sobą ale nie byłby to najmądrzejszy pomysł. Terrier nie znosił a wręcz
nienawidził długich podróży, a oprócz tego gdyby Hector np. kogoś zaatakował, to mój ojciec będzie ponosił konsekwencje. Siedziałam tak przez jakiś czas intensywnie myśląc gdzie będzie mógł pójść terrier podczas mojej pięciodniowej nieobecności w domu. Nagle przypomniałam sobie jedną z moich sąsiadek która mieszkała na tym samym piętrze co ja. Od razu wstałam od biurka i pobiegłam do przedpokoju. Otworzyłam zamknięte na górny zamek drzwi,po czym wyszłam na korytarz.
Szybkim krokiem podeszłam pod drzwi mieszkania znajdującego się ode mnie o dwa inne mieszkania dalej.
Niewiele myśląc zadzwoniłam dzwonkiem.
Nagle usłyszałam kobiecy głos
,,Chwilka!”
Pani Brown była już starszą kobietą koło sześćdziesiątki. Pamiętam jak pierwszy raz po wprowadzeniu się do wieżowca jechałam sama windą,ponieważ mój tata był wtedy na spotkaniu o pracę a ja miałam wyjść z Hectorem. Nie chciało mi się wtedy iść schodami więc wybrałam windę. Winda była całkowicie inna niż te którymi jechałam w Polsce. Pamiętam wtedy jak wystraszona stałam w niej z psem na rękach i próbowałam rozszyfrować co powinnam wcisnąć aby winda ruszyła.
Wtedy zjawiła się właśnie ona.
Starsza, rozpromieniona i zdrowo wyglądająca Pani Brown.
Wytłumaczyła mi jak korzysta się z tej windy oraz przedstawiła się i powiedziała gdzie mieszka. Powiedziała że jakbym czegoś potrzebowała czy czegoś bym nie wiedziała to zawsze mogę do niej przyjść. Po tym zdarzeniu zaczęłam odwiedzać kobietę i spędzać z nią popołudnia.
Chodziłam z nią na zakupy pomagając jej później zanosić je do domu żeby się za bardzo nie przemęczała i tym podobne. Pani Brown mieszkała sama. Miała wprawdzie dwóch synów ale ci nie odwiedzali jej dość często, wręcz w ogóle.
Dlatego kobieta cieszyła się gdy spędzałam z nią popołudnia po szkole na rozmowach,szydełkowaniu czy oglądaniu wiadomości. Lecz pewnego dnia będąc u niej przyjechał do niej niezapowiedzianie jeden z jej synów. Pani Brown tak się ucieszyła że z tego co pamiętam aż się popłakała ze szczęścia. Syn powiedział jej żeby spakowała wszystkie swoje rzeczy i że zamieszka ona razem z nim i swoją żoną. Kobieta bardzo się ucieszyła. A ja przeciwnie. Pamiętam jak na tą wiadomość zaszkliły mi się oczy i ledwo powstrzymywałam się od płaczu.
Ta kobieta była dla mnie tak bliską osobą że nie chciałam się z nią rozstawać. Była moją przyjaciółką. Jednak Pani Brown pocieszała mnie i mówiła żebym nie płakała. Obiecała mi że jeszcze kiedyś się zobaczymy i że wtedy będziemy spędzać razem czas jak dawniej. Ta sytuacja miała miejsce dwa lata temu. Nie wiem dlaczego liczyłam że znajdę ją w tym mieszkaniu. Ale jednak. Po kilku sekundach w drzwiach pojawiła się twarz tej samej Pani Brown co dwa lata temu. Poczułam jak na mojej twarzy maluję się ogromny uśmiech.

*True Love*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz