Prolog

10 2 0
                                    

- Mery, list do ciebie! - krzyknął mój ojciec. 

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się nim spojrzałam w telefon. Była godzina 9 rano, pieprzony listonosz. Akurat w dzień, który chciałam przeznaczyć na leżenie w łóżku i wyspanie się postanowił dostarczyć list. 

Nienawidziłam wstawać o wczesnych porach, szczególnie gdy poprzedniej nocy późno się położyłam. Powolnym ruchem wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Schodząc po schodach mogłam zauważyć mojego Tatę robiącego coś w kuchni.

- Dzień dobry - powiedziałam lekko się uśmiechając. 

- Jak się spało? 

- W porządku, gdybym nie musiała wstawać tak wcześnie. Gdzie ten list?

- Leży na szafce- odpowiedział krótko Michael zdecydowanie zajęty robieniem śniadania.

Wzięłam list i zamarłam. Regis University było nadawcą. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. 

Czy ja właśnie dostałam się na uczelnie w Kolorado? 

- Tato? 

- Co się dzieje? - zapytał niemal od razu wychylając głowę zza ściany.

- Chyba... Chyba się dostałam na studia- wydukałam z siebie nadal będąc w szoku. 

-Naprawdę!? Mery to wspaniale, pokaż!- wykrzyczał nagle. 

Taki już był Michael. Mimo tego, że wychowywał mnie sam ze starszym bratem nadal spisywał się na medal. Jest wspaniałym ojcem i jestem w stanie to powiedzieć z czystym sumieniem. 

-Otwórz ja się boje.- powiedziałam nagle podając mu list. 

Wziął go z moich rąk i otworzył z pośpiechem. 

- Dostałaś się na medycynę! Meredith jestem z ciebie dumny!- powiedział niemalże od razu po przeczytaniu. Nadal byłam pełna emocji, tylko nie wiedziałam do końca czy pozytywnych. W końcu musiałam wyjechać w kompletnie obce mi miejsce daleko od rodzinnego domu.

- Będę musiała wyjechać wiesz o tym? - zapytałam.

-Tak, ale jestem pewien, że sobie poradzisz. Jonsonowie zawsze sobie radzą prawda? - odpowiedział z ogromnym entuzjazmem. 

Uśmiechnęłam się na te słowa. Odkąd pamiętam mówił mi to gdy tylko zaczynałam w siebie wątpić bądź miałam jakiś problem. Po moich ciężkich czasach w liceum cieszyłam się na myśl o studniach, natomiast teraz patrzyłam na to nieco inaczej.

- Muszę o tym powiedzieć Raidenowi- powiedziałam z uśmiechem, aby ukryć swoje zmieszanie.- Jest w domu?

- Powinien jeszcze spać - odrzekł tata przytulając mnie. - Pamiętaj, że sobie poradzisz ja w ciebie wierzę. 

Pokiwałam twierdząco głową po czym ruszyłam w stronę schodów nie wiedząc jak powiedzieć o tym bratu. Nie byłam pewna tego jak zareaguje. Raiden sprawiał problemy wychowawcze odkąd pamiętam, ale nigdy nie chciał mnie w to wciągać. Gdy musiał się mną opiekować nie wydawało mu się to przeszkadzać, zawsze się ze mną bawił i zajmował jak najlepiej potrafił. Między nami było 6 lat różnicy, mimo tego dogadywaliśmy się świetnie. 

Raiden zareagował w niespodziewany mi sposób. Myślałam, że się zasmuci i będzie kazał mi zostać. Natomiast ucieszył się bardziej ode mnie i proponował mi pomoc w spakowaniu rzeczy.

- Nie wiem czy chce lecieć - powiedziałam nagle. uśmiech zszedł powoli z jego twarzy i patrzył na mnie z szokiem na twarzy. - Boję się, ze się nie odnajdę w nowym miejscu, w dodatku nie będzie tam ani ciebie ani taty. - dodałam.

- Co ty wygadujesz młoda, dasz radę.- odpowiedział niemal od razu.- Ty byś nie dała? Jonsonowie zawsze sobie poradzą pamiętasz?

Na wzmiankę o tym szeroko się uśmiechnęłam

- powiedziałem jej to samo- powiedział nasz Ojciec, przez co raptownie się odwróciłam w stronę drzwi. - lecisz do Kolorado Mery- dodał z uśmiechem.

- Musiałeś mnie tak wystraszyć?- zapytałam śmiejąc się. 

To właśnie była moja rodzina, najlepsza jaką mogłam sobie wyobrazić.

we were the sameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz