Rozdział II

35 1 0
                                    

Bolało mnie wszystko, bez wyjątku. Nawet oddychanie zdawało się wymagać ode mnie posiadania nadludzkiej siły, dlatego też moje wdechy i wydechy były bardzo powolne. Momentami nawet wstrzymywałam na chwilę powietrze w płucach, byle tylko oszczędzić sobie bólu.

Najgorsza jednak była prawa ręka. Czułam jak pulsuje i wydziela ogromne ilości ciepła, nienaturalne wręcz. Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowie, to to, że musiałam naprawdę długo spać pod promieniami słońca leniwie wpadającymi przez wschodnie okno mojego pokoju... Ale przecież Zira nie pozwalała nikomu spać dłużej niż do dziewiątej - i to tylko, kiedy miała dobry humor! W każdym innym wypadku była to ósma i ani minuty dłużej!

Zacisnęłam mocniej powieki, co również, jakimś cudem, zabolało, kiedy poczułam coś mokrego i zimnego na mojej (bardziej) bolącej ręce. Prawie od razu zaczęłam odczuwać ulgę, choć niewiele to zmieniało w obliczu pozostałego cierpienia, jakie odczuwałam.

– Wypij to, skoro nie śpisz.

Nie wiedziałam, do kogo należał ten głos... Ani nawet czy w ogóle znalazłam jego właściciela, czy może też tak mi się wydawało, ponieważ usilnie próbowałam go dopasować do któregoś z moich przyszywanych braci. W końcu kto inny miałby być przy mnie i być wobec mnie tak chłodny?

Z mojego gardła wydobyło się ciche stęknięcie, kiedy poczułam rękę na moim karku, która w bardzo niedelikatny sposób podniosła mnie do stanu bardziej siedzącego niż leżącego. Zaraz potem do moich ust został przyłożony kubek z jakąś ziołową mieszanką...

Zaniosłam się kaszlem, nie nadążając za przełykaniem ciepłego napoju, który któryś z rodzeństwa bardzo szybko starał się we mnie wlać. Każde kaszlnięcie sprawiało, że moim ciałem wstrząsał ból, a to z kolei sprawiało mi więcej, no, bólu – czyli coś przeciwnego do tego, co próbował zrobić mój opiekun.

Kiedy w końcu znów mogłam bez (większych) przeszkód wziąć oddech, kubek znów został przystawiony do moich ust – tym jednak razem w dużo delikatniejszy sposób.

Miałam wrażenie, że piłam, i piłam, i piłam, i nie było temu końca. Choć musiałam przyznać, że im dłużej to trwało, tym coraz przyjemniejsze ciepło rozchodziło się po moim ciele, zupełnie inne od tego w moim prawym ręku... W sumie jak tak o tym pomyślałam, to zorientowałam się, że dłoń nie bolała już tak bardzo. I tak nawet... Nawet jakoś łatwiej się oddychało, jakby ktoś podniósł wielki, ciężki głaz z mojej klaty.

Nadal powolutku siorbiąc pozornie nieskończone zapasy ziołowego napoju, odważyłam się w końcu spróbować otworzyć oczy. Przychodziło mi to z trudem i to nie tylko dlatego, że zdawały się one ważyć tonę. Mocno przeszkadzało w tym światło, które agresywnie padało na moje oczy, skutecznie mnie oślepiając.. Do czasu. To, co brałam za wkurzające promienie słońca okazało się jedynie płomieniami niedaleko stojącego kominika w skądinąd ciemnym pokoju.

Zaskoczyło mnie, że nie leżałam w swoim pokoju. Tym bardziej, że jedynym pomieszczeniem z kominkiem w domu był salon, z tym że... Im dłużej na niego patrzyłam, tym mniej wyglądał na palenisko, które tak dobrze znałam z zimowych wieczorów.

Moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do panującego dookoła półmorku i mogłam zobaczyć osobę, która przez ten cały czas nieprzerwanie mnie poiła.

Kolejna fala kaszlu. Bez zawahania odepchnęłam jego rękę – nie ufałam niczemu, co mógłby mi podać. Najchętniej zwróciłabym to wszystko, co zdążyłam już wypić, ale moje ciało ledwo dawało radę wykonać ten prosty ruch i odepchnąć się od niego tak daleko, jak tylko pozwalała mi wielkość łóżka.

Co on robił w moim domu!?

Dyszałam, obserwując go jak przestraszone zwierzę, podczas gdy on nadal siedział na brzegu materaca, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że reszki z wypchniętego mu kubka właśnie wchłaniane są przez pościel. Jego oczy świdrowały mnie w taki sposób, że miałam wrażenie, jakby niewidzialne ręce zaciskały palce na moim gardle...

Uwięziona w więziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz