Poprawiałam szmatę z coraz większą czerwoną plamą, starając się dotrzymać tempa Fausto. Jeden krok dla jego długich nóg, był jak dwa, a nawet trzy dla mnie.
Idąc w kierunku dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi ratusza, minęliśmy dwie ogromne tablice. Jedna z nich, o niebieskiej obramówce, służyła ogłoszeniom zamieszczanym przez mieszkańców – szczeniaki do oddania, sprzątanie domu za parę koron, szycie na zamówienie, wypożyczenie dziecka do pracy w polu... Było tego pełno. Zaś druga, w kolorze czerwonym, zawierała jedynie informacje zatwierdzone przez ratusz – głównie przypomnienia dla mieszkańców o zbliżających się rozliczeniach podatkowych, świętach i innych ważnych wydarzeniach.
Alfa zawierający małżeństwo duszy było czymś, co również ogłaszano na czerwonej tablicy. Gdybym to jednak dobrze rozegrała, była szansa, że moje imię nie pojawiłoby się obok imienia Fausto wraz z dopiskiem "wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia".
Stanęliśmy właśnie przed drzwiami, kiedy ich lewe skrzydło uchyliło się, ukazując Tinkę – kogoś w rodzaju osobistej sekretarki Starszyzny. Jej pracą było wiedzieć... wszystko tak na dobrą sprawę i umieć zorganizować co trzeba i jak trzeba, zarządzać pracą innych oraz być w tym wszystkim świetną.
Zaraz po siedmiu Starszych, była najważniejszą osobą w ratuszu.
– Alfo. – Blondynka dygnęła finezyjnie w kierunku przywódcy. – Nie spodziewaliśmy się, że przybędziesz w towarzystwie Wybranej. – Na sam dźwięk tego słowa, wszystkie włoski na karku stanęły mi dęba.
– Ja też nie – mruknął Fausto, mijając kobietę w drzwiach. Wtedy ich ramiona się spotkały.
Była to krótka chwila. Dosłownie moment, w którym zeszły się także ich spojrzenia. Z jakiegoś jednak powodu, mimo irytacji i zniecierpliwienia, które nie przestawało widnieć w oczach Fausto, kobieta uśmiechnęła się lekko.
– Oczywiście witamy Was obydwoje – kontynuowała, przytrzymując drzwi również dla mnie.
Obrzuciłam spojrzeniem wnętrze ratusza, zastanawiając się, czy zamierzali wprowadzić jakieś dodatkowe zabezpieczenia – co prawda brak sznura przy dzwonie nie wynikał z tego, że włamałam się tutaj nielegalnie... ale tego nie wiedzieli. Nie mogli, dlatego też zwiększenie ochrony tego miejsca wydawało się jedyną sensowną decyzją.
W obecnej chwili nic jednak nie zapowiadało takowych zmian. Większość okien nadal nie miało krat, a niektóre z nich wciąż zamykały się na zamki oczkowe, które bardzo łatwo dało się otworzyć z zewnątrz – czego wcale nie dowiedziałam się, zakradając się z powrotem do pokoju, w którym niczego nieświadomia Zira zamykała mi latem okno.
Jakby tego było mało, zaskakująca ilość drzwi miała stare zamki, których klucze były na tyle duże, że bez problemu można było podejrzeć, co działo się w środku. Podsłuchiwanie tych pomieszczeń również nie stanowiło problemu.
– Poinformuję Starszyznę, że już przybyliście – mówiła Tinka, prowadząc nas po schodach na najwyższe piętro budynku (nie licząc dzwonnicy oczywiście). – Za sekundkę do Was wrócę. Alfo. Wybrana. – Skinęła każdemu z nas z osobna, a następnie zniknęła w korytarzu biegnącym obok mahoniowego biurka.
Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy, był zajmowany przede wszystkim przez szeroki blat, będący stanowiskiem pracy Tinki, oraz dwa ciężkie regały. Pod ścianą stało też kilka skórzanych foteli oraz wysokie rośliny doniczkowe, które były jedynym, co dodawało pomieszczeniu życia. Misternie namalowane obrazy miały chyba pełnić tę samą funkcję, ale mizernie się w niej spełniały – ich tematem przewodnim była śmierć, co nie dodawało otuchy przed spotkaniem z nawet jednym członkiem Starszyzny.
CZYTASZ
Uwięziona w więzi
FantasyWięź między wilkołakiem, a naznaczonym przez niego partnerem jest jedną z najmocniejszych więzi, jaka może się wytworzyć między ukochanymi. Albo raczej była. Przed dwoma wiekami pewien tyran odkrył, że naznaczony człowiek zachowuje się tak samo, jak...