Ból wyrwał mnie ze snu jeszcze zanim wstało słońce – zapewne z jakiegoś koszmaru, zważając na to, jak zalana zimnym potem byłam. Nie pamiętałam z niego jednak nic... Tylko odwiedziny Fausto, które bardzo chciałabym móc uznać za zmorę nocną. Niestety, moja szczęka boleśnie przypominała o tym, że to wszystko stało się naprawdę.
Dwa dni... A może nawet już tylko jeden – tyle czasu mi zostało.
Powietrze ze świstem ulatywało z moich ust, kiedy z trudem podnosiłam się do siadu. Zioła musiały jeszcze działać, ponieważ nie czułam się tak tragicznie, jak wcześniej, choć daleko było mi do czucia się chociaż nie najlepiej.
Drewno w kominku już dawno zdążyło zgasnąć, jednak pokój zyskał nowe źródło światła – dzień budzący się po drugiej stronie wielkiego okna. Słońce było jeszcze dawno schowane za horyzontem, ale niebo zdążyło już pojaśnieć na tyle, żeby nie pozostawiać mnie w kompletnej ciemności.
Skłamałabym mówiąc, że skok przez tę szybę nie przeszedł mi przez myśl, ale brakowało mi jaj, żeby w ten sposób uciec od Fausto. Jakaś część mnie chciała też wierzyć, że istniało jeszcze jakieś wyjście z tej sytuacji i ostatecznie będę mogła odejść stąd wolna, choć bez wątpienia straumatyzowana.
Rozglądałam się powoli po pomieszczeniu, dostrzegając coraz więcej szczegółów w meblach. Złotawe zdobienia na szerokiej komodzie, małe kamienie, z których zrobiony był kominek, bordowy baldachim przywiązany do każdej z czterech wysokich nóg łóżka... A na szafce, stojącej po stronie bliżej drzwi, kubek. Był pełny, ale nie unosiła się znad niego para, więc napar nie mógł być świeży – a co najważniejsze, znajdował się w zasięgu ręki.
Napój był ledwo ciepły, prawie zimny, ale i tak wypiłam jego gorzką zawartość prawie że duszkiem. Modliłam się, żeby zmiana temperatury nie zmieniła jego właściwości.
Kolejną rzeczą, do której wykorzystałam to, że ciemności przestały okalać wszystko dookoła, było dokładne obejrzenie się.
Szmatka leżąca na moim ręku musiała być dosyć regularnie zmieniana, ponieważ prawie nie było na niej śladów krwi. Ostrożnie więc podniosłam brzeg materiału... I równie szybko go upuściłam. Zobaczyłam dosłownie kawalątek zwęglonej skóry oraz bąbli i innych podrażnień, jakich się dorobiłam dzięki wilkom, a to i tak było za dużo. Od razu cała dłoń zaczęła bardziej boleć, swędzieć, okropność! No i to, jak ziółka podeszły mi do gardła...
Reszta ciała wydawała się w porządku. Kilka zadrapań, siniaków i to samo ubranie, w którym wymknęłam się z domu Ziry, jak tylko ostatni z braci zgasił światło. Nie było co prawda tak samo czyste, ale ważniejsza była dla mnie świadomość, że podczas mojej nieprzytomności niczyje łapy mnie nie rozbierały...
Ciarki tak mocne, że aż bolesne w tym stanie, przeszły moje ciało na myśl, że Fausto mógłby dotykać mnie w taki sposób.
Nie zdążyłam dobrze wykrzywić się na myśl o potworze, który miał zostać moją bratnią duszą, kiedy kolejna rewelacja wstrząsnęła moim ciałem – tym razem było to burczenie brzucha, ale tak potężne, że nie wierzyłam, że mogłam być jego źródłem. Zdarzało mi się przechodzić cały dzień bez jedzenia bo łowiliśmy z Rasputem ryby, albo zbierałam w lesie grzyby, czy też pracowałam z Massimem łapiąc świetlane wróżeczki do słoików i nigdy, ale to przenigdy nie wydałam z siebie takiego dźwięku. Może nawet uwierzyłabym, że się przesłyszałam, gdyby nie to, że żołądek ponowił swoje warknięcie i to bardzo przeciągle.
Alfa groził, żebym nawet nie próbowała uciekać, ale pójście do kuchni znajdującej się w jego zamczysku nie powinna być za takowe uznawana... Chyba. Nie miałam pojęcia, ale tysiąckroć bardziej wolałam narazić mu się w ten sposób, niż odwiedzić go w jego sypialni i prosić o cokolwiek.
CZYTASZ
Uwięziona w więzi
FantasyWięź między wilkołakiem, a naznaczonym przez niego partnerem jest jedną z najmocniejszych więzi, jaka może się wytworzyć między ukochanymi. Albo raczej była. Przed dwoma wiekami pewien tyran odkrył, że naznaczony człowiek zachowuje się tak samo, jak...