Rozdział IV

27 1 0
                                    

Po pewności siebie z jaką jeszcze przed chwilą wkroczyłam do sypialni Alfy nie został już nawet okruch. Czułam za to dziwną mieszankę strachu z zawstydzeniem, że widziałam go tak roznegliżowanego... Na samą myśl czułam, że moje policzki znów robiły się ciepłe!

Spuściłam wzrok w podłogę, próbując uniknąć nie tylko spojrzenia Fausto, ale również patrzenia na niego. Miałam też przy okazji cichą nadzieję, że nie zwróci na mnie większej uwagi i po prostu pójdzie zająć się swoimi sprawami. Coś na pewno musiał mieć do roboty jako Alfa, jak... nie wiem, zagryzanie młodocianych przestępców w ramach nauczki.

– Najpierw wpadasz do mojej sypialni bez pukania – Na sam dźwięk jego niskiego głosu po moim ciele przebiegły ciarki i to nie z rodzaju tych przyjemnych. – jakby cię wilki wychowały, a teraz nagle nie masz nic do powiedzenia?

Palce zdrowej ręki zacisnęły się nerwowo na materiale moich jeansów. Dopiero wtedy, wbijając wzrok w moje buty, zorientowałam się, że na prawym kolanie miałam ogromną dziurę.

– Czego chciałaś? – spytał, podchodząc do mnie.

Chciałam, żebyś powiedział, jakie są inne możliwości zadośćuczynienia ci za pomoc w ucieczce Amarii, ponieważ nie chcę zostać zmuszona do tego, żeby pokochać takiego potwora, jak ty – pomyślałam, bo już pierwsza głoska utknęła mi w gardle. W ten sposób na pewno nie mogłam tego powiedzieć.

To mnie jednak czekało, jeśli doszłoby do połączenia naszych dusz. On miał mieć wybór, bo jako Alfa mógł odgrodzić się od tych uczuć, ale ja nie. Ja z każdym dniem miałam kochać go bardziej, niż poprzedniego i nie było na tym świecie nic, co mogłoby to powstrzymać.

Stałabym się niewolnikiem miłości, która dla niego by nie istniała, łamiąc mi tym samym serce... a jednocześnie nie pozwalając na odejście. Zamknięta w błędnym kole wzdychania do kogoś, dla kogo bym nie znaczyłabym nic.

– Spójrz na mnie. – Mimo iż nie chciałam tego robić, moja głowa sama powędrowała ku górze.

Stawianie się rozkazom Alfy było ciężkie nawet dla ludzi o silnej woli, a ja byłam osłabiona (choć o pełnym brzuchu), zdenerwowana, a do tego od urodzenia byłam częścią stada Gantui – czyli generalnie bez szans.

Granatowe oczy Fausto wbijały się we mnie wyczekująco, ale w sposób, który zdradzał, że nie planował cierpliwie czekać, aż zbiorę się w sobie, żeby udzielić mu odpowiedzi. Żądał jej od razu, używając onieśmielenia oraz strachu do zdobycia tego, czego chciał.

Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Musiałam gdzieś uciec spojrzeniem, jednak jak tylko spróbowałam, na mojej żuchwie po raz kolejny zostały zaciśnięte jego palce. Po raz kolejny niedelikatnie. Po raz kolejny sprawiając, że mężczyzna nachylił się nade mną. Po raz kolejny pokazując, jaką władzę miał nade mną.

Serce waliło mi tak, jakbym przebiegła maraton... Albo jakbym znów uciekała przed watahą w środku nocy przez las – w obydwu tych sytuacjach im bliżej mnie znajdował się Fausto, tym większy strach czułam.

– Nie pozwoliłem ci odwracać wzroku – warknął, wisząc nade mną tak, że gdybym chciała na niego nie patrzeć, musiałabym chyba zamknąć oczy. – Czego chciałaś?

Czułam go w moim umyśle. Jak naciskał co trzeba, żeby rozwiązać mój język. Bez wysiłku, bez bólu, jakby to było jego królestwo i mógł w nim robić co mu się żywnie podobało.

– Żebyś wybrał inną formę zadośćuczynienia.

Fausto nie odpowiedział od razu. Nie miałam pojęcia, czy to dlatego, że czekał, czy nie dodam czegoś jeszcze, czy może myślał nad tym, co powiedzieć. Gdybym jednak miała wybierać, to byłoby raczej to pierwsze, ponieważ jeszcze nigdy nie widziałam sytuacji, w której Alfa miałby problem ze znalezieniem właściwych słów – kiedy nie korzystało się z takich rzeczy jak zwroty grzecznościowe czy kultura osobista, coś takiego jak nieodpowiednie słowa nie istniały.

Uwięziona w więziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz