꧁༺Rozdział 16༻꧂Przyjemna fala

36 5 8
                                    

  
Przyjemny rozdział
Cóż
Tak myślę
#DJBSwattpad na Twitterze
                                                                                         ꧁༺༻꧂

   Od jakiegoś czasu czułam, jakby wisiała nade mną jakaś burza. Nie mówię o takiej z błyskawicami. Ani z piorunami. Czułam jak powietrze gęstniało, a ja powoli nie miałam czym oddychać. Chciałam się pozbyć tego uczucia, ale w nocy, kiedy nie miałam z kim rozmawiać, choć nie kończyło się to tragicznie — czułam pustkę i wzrastające we mnie napięcie. Patrzyłam się w sufit i nie chciałam myśleć o niczym. Miałam z tym problem, bo stawiałam sobie w cholerę wszystkie tak i nie. Zastanawiałam co mam zrobić, bo zostanę tu do końca sierpnia, a Diego Fernandes zaczyna wszywać mi się do głowy i nawet mój przyjaciel to widzi, ale nie komentuje.

Wiedziałam, że burza, która ma nadejść, to będzie burza uczuć. Bo nie można w nieskończoność wspierać się, że się nic nie czuje. Ci, którzy jak mówili, mieli puste serca, w rzeczywistości odczuwali wszystko trzy razy mocniej, mimo że grali zimnych do szpiku kości. Nastolatkowie albo byli zbyt ufni, tryskający entuzjazmem, ale z własnym katem. Z wrażliwością. Byli też ci drudzy. Ci, którzy się cholernie buntowali we wszystkim, bo nie potrafili poradzić sobie z uczuciami.

Nie buntowałam się. Nie przy rodzicach. Zakładałam maskę. Byłam obojętna, a we mnie zbierały się coraz mocniejsze emocje i złe myśli. 

Burza, która już nadchodziła nad moje osobiste niebo, miała nadejść w momencie, gdy nie będę miała siły kłamać. Narazie mogłam mówić nie prawdę. 

Mogłam mówić, że droga do odnalezienia siebie była prosta i nie było na niej żadnych skrzyżowań, ani wyborów. Prawda była taka, że stale musiałam omijać duszę kogoś, kto chodził za mną jak kat i przypominał o dawnym bólu, który był wtedy komfortem.

Uciekałam i nie odzywałam się ani słowem, kiedy było źle, a wracałam dopiero, jak miałam wystarczająco siły, by znów założyć uwierającą na twarz, maskę.

Tutaj nie  musiałam udawać, bo byłam na mojej bezpiecznej wyspie. W moim drugim domu.

Obudził mnie delikatne i ciche szczekania mojego psa, który tylko, jak otworzyłam oczy, zaczął się cieszyć, ochoczo machał ogonkiem. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegar na ścianie. Przymknęłam powieki, aby lepiej widzieć godzinę. Cholera! Jedenasta! Wstałam szybko z łóżka, podeszłam do szafy i wyjęłam z niej, pierwszą rzecz, jaka wpadła mi ręce. Szczotką rozczesałam potargane włosy, założyłam smartwatcha na fioletowym pasku, zaścieliłam łóżku. Zrobiłam to wszystko w niecałe siedem minut. 

Wzięłam swojego malucha na ręce i pocałowałam go w czółko. Ten pies zawsze dostawał odemnie należytą porcję miłości, o każdej porze.

— Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej? — wyszeptałam, schodząc po schodach.

— O mój promyczek wstał! Wyspałaś się? — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Jego loki na głowie, żyły swoim własnym życiem, ale blask jego oczu cieszył mnie najbardziej. Spojrzałam na Scarlet. Ciocia robiła dla mnie śniadanie, na co zacisnął mi się żołądek. Wolałabym wypić coś zimnego i może wyjść popływać. Nie. Musiałam szybko zmienić myślenie. Czułam, że od kilku dni stoję w miejscu i co najgorsze, usilnie próbuję czynić to, co nie jest dla mnie dobre.

Moją minę zauważył Jeremi. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy na ganek. 

— Widzę, że mało jesz od kilku dni. Chcesz znowu być lekka, jak pieprzony motylek?

Dobrze jest być samym [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz