Tego dnia ciężko mi się oddychało. Rodzice wraz Scarlett wrócili do Fogii dwa dni temu, więc w domu odbywa się wielkie sobotnie sprzątanie. My z mamą sprzątaliśmy mój pokój. Annie spodobał się mój obraz i nowy rozdział, który napisałam pod wpływem weny. Z tyłu głowy miałam cały czas obraz Diega, który wczoraj nie śmiał się szczerze. Chłopak udawał. Z jednej strony, to złe, żebym słuchała o tym wszystkim, co myśli, ale z drugiej, chciałam ulżyć mu w cierpieniu i jakoś pomóc. Problem tkwi w tym, czy naprawdę mogę? Czy obca osoba, tylko znajoma, która znała ten stan może pomóc drugiej?..
Wycierałam kusz z szafki nocnej, gdy mama podeszła bliżej mnie.
— Niespodziewałam się, że przyjedziecie po Pakusia. — uśmiechnęła się promiennie. — Tamten chłopak, który...
— Mamo, proszę... — ostrzegłam.
— Co, mamo?! Nawet nie zaczęłam mówić, a ty już swoje.
Parsknęłam. Spojrzałam na nią wymownie, na ten jej charakterystyczny uśmieszek. Jej głowa już pracowała nad teoriami. Uwielbiałam swoja mamę i choć pewnego czasu bardzo się kłóciłyśmy i raniłyśmy, ona była moim bezpieczeństwem. Rozmawiałam z nią o Tini, mówiłam jej co w szkole, czytałam niektóre fragmenty swoich książek. Kochałam ją.
Jednego jednak nie mogłam przeboleć. Zawsze wiedziała, gdy ktoś mi się spodoba i właśnie wtedy była najbardziej wścibska.
— To Diego Fernandes — odparłam, starając się brzmieć obojętnie, ale głos chciał mi nienaturalnie zmienić ton na wyższy, a serce zrobiło fikołka.
— Hiszpan?
— Tak, mamo, Hiszpan — odpowiedziałam, przewracając oczami.
— Kolegujesz się z nim? — pierwsze z pytań już padło.
Schowałam twarz w dłoniach i usiadłam na łóżku. Włosy opadły mi na czoło, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek się na patrzył. Nie chciałam pokochać, jeśli jeszcze do końca nie wyzdrowiałam i nie pokochałam siebie.— To mój znajomy. Znajomy, mamo...
— Czy ja coś mówię?! Przecież tylko słucham, co mówisz. — żachnęła się.
Prawda była taka, że ilekroć ktoś zwrócił na mnie uwagę, uparcie wmawiałam sobie, że to nie ma prawo bytu. Byłam w stanie się zakochać, może i kochać bezgranicznie. Często siedziałam cały dzień w książkach. Skończyłam jedną, zaraz zaczynałam kolejną, bo pokochałam fikcję. Świat był zbyt zniszczony, a ludzie okrutni, by choć na jedną chwilę ktoś mógł dostać się do mojego serca. Miałam je zamknięte na klucz i sama nie wiedziałam, jak się do niego dostać. Nie chodziło mi o to, że nie wiem, jakie gesty u chłopaka mi się podobają. Miałam na myśli raczej to, że tak naprawdę nie jestem w stanie nikogo tam wpuścić, bo cały czas nad sobą pracuję. Nikt nie mógł wejść do mojego serca, bo było zbyt zniszczone i to nie przez miłość.
Bardzo mnie bolało, gdy Jeremi mówił, żebym się otworzyła, ale nie potrafiłam, bo zbyt długo siedziałam cicho i nikt nie wiedział, czemu na razie nie chcę miłości.Stale próbowałam sobie przetłumaczyć, że zasługuję na wszystko co dobre. Czasami się nie udawało. Złe dni były coraz bliżej.
— Zmieńmy temat, co ty na to? Widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać. Mam do ciebie pewną sprawę, córeczko — zaczęła, a ja zdziwiona spojrzałam na rodzicielkę.
— O co chodzi?
— Wynajęliśmy z tatą kampera. Chcemy wybrać się na małą wycieczkę.
— To wspaniale! — ekscytowałam się. Zasługiwali na urlop. — Dokąd pojedziecie?
CZYTASZ
Dobrze jest być samym [ZAWIESZONE]
Teen FictionKochała notatnik w swoim telefonie. Tam, pisała wiersze. Pomagało jej to. Na Violet Morton spadło za dużo, gdy była mała. Od dziesiątego roku życia choruje na cukrzycę typu pierwszego, jest insulino zależna, leczy się za pomocą pompy insulinowej. C...