Rozdział z perspektywy Diega.
Miłego czytania!
Zachęcam do komentowania i przeżywania książki pod #DJBSwattpad
Ten rozdział jest przejściowy, a już w kolejnym... zacznie się rozpadnie domek z kart
꧁༺༺꧂
Diego
Za trzy dni miałem obchodzić osiemnaste urodziny. Nie cieszyłem się na tę cholerną datę, bo wtedy pożegnałem się z siostrą i patrzyłem na jej chude ciało i śmiertelnie bladą twarz. Chciałem zrobić coś dobrego i podarować komuś radość. Podarować komuś siebie samego, swoje ciało, by ktoś je ogrzał i odciążył głowę, gdy ją mam za ciężką. Wstałem o szóstej rano. Lubiłem to, że było jasno, mimo tak wczesnego poranka.
Czułem pozytywną energię i motywację do tego by walczyć o zdobycie biletów w dobrych miejscach. Jeszcze tydzień temu uważałem swój pomysł za zbyt szalony. Dziś, wstałem wcześniej specjalnie, by denerwować się na komputer, na stronę, która się zawieszała. Wypiłem kawę, pobiegałem po parku, wróciłem a strona z biletami nadal mi się ładowała. Sprawdziłem internet.
Robiłem coś szalonego dla dziewczyny, którą dopiero poznaję, ale obserwuję od jakiegoś czasu. Olśniła mnie swoim blaskiem, mimo że kiedyś przygasł. Miała duszę wojowniczki.
Siedzieliśmy na plaży. Wcześniej dzwoniłem i pisałem do niej, zdecydowanie za często, plułem sobie w brodę za to. Nie spodziewałem się, że nawiąże rozmowę, w której nie chodziło tylko o to, bym powiedział, jak się czuję. Ukazała mi kawałek siebie, ale nie kawałek ciała, czy intymnego miejsca, jak chce większość chłopaków. Ukazała mi kawałek swojej historii, prawie bez użycia słów. Bo to słów bała się najbardziej.
Na jej skórze znalazły się dwa tatuaże. Minimalistyczny domek z literą J w środku i pieprzony średnik.
Znaczenie tego tatuażu miałem wyryte na pamięć. Bolało. Bolało, bo Violet Morton była promyczkiem dla mojego przyjaciela, ukochaną panią swojego psa i miała blask w oczach, a jednak wytatuowała sobie ten tatuaż.
Miała oczy pełne łez, a ja nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Posiadałem taki sam tatuaż. Nie miałem pojęcia, o tym co musiała przechodzić, bo nie opowiedziała mi o tym. Nie przechodziliśmy tego samego. Moja próba utonięcia nie miała przyczyn w słowach. Miała przyczyny w wydarzeniach. Zebrała się z hejtu, obojętności i śmierci.
Moja Violet miała inną historię, która miała inne przyczyny, ale takie same skutki.
Wybrałem miejsca, klikając kilka razy po kolei etapy zamówienia. Bilety na koncert miały znaleźć się na moim mailu, bym mógł sobie sam wydrukować. Nie obchodziły mnie koszta, chciałem tylko sprawić radość dziewczynie, która zasługuje na szczęście.
Wybieram numer bruneta, przechadzając się po pokoju. Zdecydowanie muszę tutaj posprzątać, zanim zacznę pakować walizkę. Umówiłem się tak z Jeremim, że ja załatwiam bilety, a on rezerwuje hotel, ale miał z tym problemy, więc powiedziałem, aby przyszedł.
Wysłałem mu wiadomość, ale niepotrzebnie, bo po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Ojciec był w pracy i siedziałem sam. Lubiłem ciszę wokół, ale tylko wtedy, gdy nie zaczynała mi ciążyć.
CZYTASZ
Dobrze jest być samym [ZAWIESZONE]
Teen FictionKochała notatnik w swoim telefonie. Tam, pisała wiersze. Pomagało jej to. Na Violet Morton spadło za dużo, gdy była mała. Od dziesiątego roku życia choruje na cukrzycę typu pierwszego, jest insulino zależna, leczy się za pomocą pompy insulinowej. C...