ROZDZIAŁ 4.

74 10 2
                                    

Mama mówiła, że nie ma definicji szczęścia. Twierdziła, że każdy ma swoją. Tworzy ją na podstawie uczuć, przeżyć i wspomnień. Może dlatego niektórzy byli bardziej szczęśliwi od innych? Bo cieszyli się nawet z najmniejszych rzeczy?

A miłość?

W tym aspekcie było tak samo. Tata twierdził, że słowo samo w sobie było łatwe do wytłumaczenia. Bo przecież jeśli jakieś dziecko pyta, czym jest ta miłość o której tyle się słyszy, o której jest tyle pięknych piosenek i wierszy - odpowiadamy bez zawahania.

A mimo to, każdy z nas ma jej własną definicję.

Pamiętam, jak patrzyłam w oczy Masona Blake'a i czułam, jakby dreszcze łaskotały moje serce. Jakby milion niewidzialnych piór oplatało je w całości. Żadnych wbijanych kolcy, niepotrzebnych złamań i bólu. Teraz już nie było tak, jakbym unosiła się na skrzydłach z przepięknych, białych piór.

Teraz po prostu bałam się stanąć z nim znowu twarzą w twarz.

Bo to ja wtedy wyszłam przez te drzwi, mimo że mnie skrzywdził.

Ale tak bardzo bolało mnie to, że z dnia na dzień stawaliśmy się dla siebie kimś obcym. Nieobecnym w swoim życiu. Bałam się, że kiedyś będę tylko historią, którą kiedyś, komuś opowie. Użyje kilku ładnych słów, epitetów, by mówić o mnie tylko w czasie przeszłym. Ta myśl była przerażająca.

Ale w głębi serca wciąż czułam, że to był Mason, w którym było coś, w czym się zakochałam. Może niewypowiedziane słowa? Ukradkowe spojrzenia? Nasze splecione dłonie i pocałunki? Długie, szczere rozmowy?

Dlaczego katowałam się tymi myślami? Nie pozwalałam sobie odpocząć? Czego ja chciałam? Do czego dążyłam? Musiałam w końcu odpowiedzieć sobie na te pytania by zrozumieć swoje uczucia.

— Możesz przestać robić tą głupią minę?

Spojrzałam na Liam'a, który wcale nie patrzył na mnie. Wzrok utkwił na chwilę w lusterku, w którym idealnie widział Mię siedzącą na tyłach.

— Jaką niby?

— Robisz tak za każdym razem, kiedy wpadam na jakiś pomysł.

— Tak, bo uważam, że jest idiotyczny.

Parsknęłam cicho, będąc w głębi serca wdzięczna, że byli przy mnie. I tak, dzieliło nas morze kłamstw i kilka głębszych ran, które wcześniej zostały zadane. W tamtym momencie to jednak nie było takie ważne. Przy nich czułam się tak komfortowo, że wypuściłam powietrze ze świstem i się rozluźniałam.

Będzie dobrze - pomyślałam.

Och, chyba zawsze byłam po prostu naiwną optymistką.

— Cass?

— Nie wiem co mam wam powiedzieć — spojrzałam na niego, kiedy skupiał wzrok na drodze.

Trzymałam na kolanach telefon z nawigacją, bo generalnie Liam zdążył już trzy razy skomentować to, że za późno informuje go o tym, jaki zakręt miał być następny. Cóż, być może było w tym trochę prawdy ale aż takim złym nawigatorem wcale nie byłam.

— Mówię tylko, że dobrym rozwiązaniem byłby po prostu powrót do domu. To wszystko jest tak dziwne, że nie wiem jak to skomentować.

— Z tym się zgodzę — przyznała Mia. — Spotkaliście się dosłownie raz, a oni już zapraszają nas na imprezę? Widzieliście w ogóle jak na siebie patrzyli?

— Wcale nie — broniłam ich, choć nie wiedziałam dlaczego. Może chciałam uspokoić własne sumienie. — Obstawiam, że to sprawka Matthiasa. Przyjaźnią się. Pewnie wiedzą, że mu nie odpisywałam i chcieli, żebyśmy się pogodzili.

🍀ACCEPT YOURSELF 🍀 | II Część Trylogii Clover |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz