Stałam przed domem przyjaciółki czując niewyobrażalny stres. Zrobiłam w głowie rachunek sumienia. Bałam się zostać z tym sama, mieszanie w to kogokolwiek innego byłoby co najmniej nieodpowiednie i zbyt ryzykowne. Ale i tak już było za późno. Noah, Simon i Louis wiedzieli, a nawet nie byliśmy blisko. To nie były żarty i choć nie dopuszczałam do siebie tej myśli, zaczęło się robić niebezpiecznie. Nie wiem co wcześniej sobie myślałam. Byłam pewna, że dam sobie z tym radę sama.
Och no i jaki los był przewrotny, prawda? Ciągle mówiłam innym o tym, że nie muszą toczyć wojny w pojedynkę. Że te wszystkie złe wydarzenia, które spadają na ich barki są ciężkie do uniesienia więc ja oferowałam pomoc w ich udźwignięciu. Tymczasem ja już klęczałam pod ciężarem swoich kłamstw. I bez żadnych ostrzeżeń zbliżałam się ku upadkowi.
- Hej, Cass.
Przyjaciółka zaprosiła mnie do środka i objęła mnie lekko ramionami. Była w jasnych dresach i czarnej, dużej bluzie. Włosy związała w niechlujnego koka, a twarz była zwyczajnie blada.
- Wszystko okej? - zmartwiłam się, odwieszając kurtkę i zdejmując buty.
Ilustrowałam ją wzrokiem, zatrzymując się dłużej na jej czerwonych oczach. Płakała. Byłam tego pewna.
- Wiesz, że nie - uśmiechnęła się słabo, a ja już wszystko zrozumiałam.
- Gdzie twoi rodzice?
- Mama u babci, a tata... Nie wiem, gdzieś pojechał.
- Znowu się pokłócili?
- Nie - pokręciła głową, kiedy szłyśmy do kuchni. - Teraz karzą siebie nawzajem ciszą.
Zmarszczyłam czoło.
- Przecież mieliście iść na terapię rodzinną, prawda? - zapytałam miękko.
- Mhm. Pewnie pójdziemy. Tylko to wciąż jest po prostu strasznie trudne.
Blondynka sięgnęła do szafki, wyciągając kilka rzeczy. Wsypała popcorn do większej miski, zabrała dwie szklanki do drugiej ręki, a ja odłożyłam telefon na kuchenny blat, zabierając sok i paczkę ciastek. Dziewczyna kiwnęła do mnie głową, kierując się w stronę salonu.
- Czuję, że ta terapia naprawdę może pomóc.
Naprawdę tak było. Przypomniało mi się, jak byłam z Mią w Wild Wing pewnego dnia i obiecałam jej wtedy, że jej rodzina zawsze będzie razem. Bałam się, że rzuciłam słowa na wiatr. Nie mogłam być tego pewna i choćbym robiła wszystko, żeby ta dziewczyna była szczęśliwa, nie mogłam zmusić jej rodziców do tego, żeby się pokochali.
I smutne było również to, że ona też nie miała takiej możliwości. Nie mogła stanąć między rodzicami i wykrzyczeć im w twarz kilku nieznośnych słów. Nie mogła. Oni nie spojrzeliby na siebie z miłością tylko dlatego, że ich córka cierpiała.
Do takiego silnego uczucia nie można nikogo zmusić.
- Jest mi wstyd - szepnęła.
- Dlaczego tak mówisz?
Przysunęłam się bliżej niej. Ułożyłam dłoń na tej jej, którą położyła na swoim udzie. Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
- Cass, jak to w ogóle wygląda - prychnęła, a jej głos znowu się łamał. - Do czego doszło, że musimy iść na rodzinną terapię.
- To dobrze, że oni nie chcą się poddać. Chcą zawalczyć o to co ich łączy.
- Albo przekonać się, że ta relacja nie ma już prawa bytu.
![](https://img.wattpad.com/cover/356751956-288-k694335.jpg)
CZYTASZ
🍀ACCEPT YOURSELF 🍀 | II Część Trylogii Clover |
Ficção AdolescenteA może tak naprawdę świat pragnął, żebym zagubiła się po raz kolejny po to, by odrodzić się piękniejszą? Z t o b ą.