Rozdział 25.

360 32 0
                                    

Tydzień siedzenia w domu mnie dojechał psychicznie. Odkąd wróciliśmy z mojego rodzinnego domu, nie ruszyłam się z mieszkania, a i tutaj moje ruchy były mocno ograniczone. Przemieszczałam się między salonem, sypialnią i łazienką, a jedzenie to ostatni priorytet na liście rzeczy do zrobienia. Zamawiałam podstawowe produkty z wysyłką do domu, Daniel próbował mnie pilnować i wymyślać przeróżne obiady które przyrządzał, ale to bez znaczenia, bo koniec końców mój organizm wszystkiego się pozbywał. Dawał jedynie przyzwolenie na wodę i herbatę oraz od czasu do czasu na makaron z kurczakiem. Jednak po kilku kęsach małej porcji, nagle zatrzymywałam widełek przed twarzą i nie potrafiłam zapewnić sobie kolejnej dawki potrzebnego jedzenia. Mój żołądek od razu się buntował i na sam widok dania, wywoływał mdłości.

Po tygodniu w takim stanie, a raczej obniżając każdą normę w moim ciele do zera, miałam dość. Byłam słaba, zmęczona, ale przede wszystkim przerażona.

Nie pomagało wspomnienie które non stop miałam w głowie. Powrót do przeszłości miał pomóc ruszyć do przodu, niejeden lekarz powtarzał, że gdy tylko odzyskam wspomnienie które spowodowało cały ciąg wydarzeń, będzie lepiej. Mówili, że dzięki temu zacznę sobie przypominać więcej, że nie ma opcji, abym przeżywała to samo co w szpitalu, że jestem na tyle silna psychicznie, że mnie to nie złamie.

Chyba kłamali albo jestem specjalnym przypadkiem.

Pamięć nie wróciła, myśli non stop powracały do tego dnia gdy znalazłam mamę w wannie, a moja psychika non stop powtarzała mi, że jestem beznadziejnym dzieckiem, że jej nie uratowałam. Nikomu nie ufałam, oprócz Daniela, więc stał się moim prywatnym psychologiem i często ze mną przerabiał temat uczuć i zachowania w tamtym czasie. Ciężko było być obiektywnym, kiedy miałam tylko ułamek wspomnień, ale nadal powtarzał, że to nie moja wina i nie mogę się obwiniać. Często działało, za co byłam mu niezmiennie wdzięczna, bo nadal się trzymałam. Nadal musiałam nad sobą popracować, ale mając kogoś obok siebie, czułam się odrobinę lepiej.

Do tego stopnia, że dziś powiedziałam sobie dość i gdy spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał kilka minut po siódmej, stwierdziłam, że nie mogę zaprzepaścić kolejnego dnia.

Bezszelestnie wyszłam z łóżka i od razu skierowałam się do łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Zajęła mi więcej czasu niż wcześniej, ponieważ co jakiś czas kuliłam się z bólu żołądka, który był pusty, ale równocześnie wyniszczony, więc gdy tylko skończyłam myć zęby i doprowadzać twarz do porządku, weszłam do kuchni. Nalałam sobie wody z kranu, tym razem już wiedząc jak używać filtra, i wypiłam całą niemal duszkiem, żeby w tym wszystkim się jeszcze nie odwodnić, a potem przygotowałam sobie małą porcję kaszki dla dzieci.

Nie było to wymarzone śniadanie, bo od tygodnia marzyłam o świeżym rogalu z pistacją lub toście z awokado, ale przy kaszce mój żołądek się nie ściskał i nie powodował mdłości, więc jeśli nie chciałam wymiotować na środku chodnika, musiało wystarczyć.

Zjadłam małą porcję, czując jak żołądek się zapełnia i nie chce przyjąć więcej jedzenia, ale najważniejsze, że było lepiej. Bóle ustąpiły, a nawet poczułam się delikatnie syta, a to dobry znak.

Założyłam buty w korytarzu, narzuciłam jeszcze na siebie czarną, oversize ramoneskę, która wisiała przy drzwiach i chowając telefon do kieszeni, wyszłam z mieszkania. Nie chcąc aby Daniel dostał zawału, uświadamiając sobie moją nieobecność, zostawiłam w kuchni karteczkę, że wyszłam po śniadanie, ale na wszelki wypadek włączyłam dźwięk w telefonie, gdyby się za bardzo martwił.

Taki był plan. Nie pójdę daleko, kupię sobie matchę, ponieważ kawa również była zabroniona, posiedzę w ulubionym miejscu, gdzie kiedyś codziennie biegałam, odpocznę, a w drodze powrotnej kupię Danielowi jakieś dobre jedzenie i kawę.

Do you remember? | F1 {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz