Maya

581 21 21
                                    

Ktoś o 6.49 nie ma co robić. Tym kimś jest Maya. Zapytanie skąd ją znam? No to zacznijmy od początku. Jak mieszkałem w Polsce to Maya razem z rodziną mieszkała blisko mnie, lecz po tym jak dziadek Mayi zmarł jej ojciec musiał przejąć wszystko i ona musiała się wyprowadzić. Kilka razy jeszcze się spotkaliśmy ale raczej nie rozmawialiśmy za bardzo, więc mamy dużo do nadrobienia.

-Dobra pizdokleszczu wiem, że chyba tylko ty i Hailie znacie Polski więc w takim języku będziemy plotkować. A teraz opowiadaj jak to się do kurwy stało, że tu jesteś- powiedziała Maya.

-No to po tym jak dziadek zasłabł mama i on pojechali do szpitala. Gdy wracali wjechał w nich pijany kierowca... nikt nie przeżył- pierwsza łza poleciała mi po policzku.- Potem dowiedziałem się, że Vince wziął mnie pod opiekę, i że mam rodzeństwo. Potem trochę się działo na przykład...- i tak zacząłem streszczać jej wszystkie wydarzenia z ostatniego czasu.

Gdy Maya już wyszła spojrzałem na zegarek. 9.00 kurczę trochę się nagadaliśmy.  Nie wiedząc co ze sobą zrobić udałem się na dół. Byłem jeszcze na schodach gdy usłyszałem śmiechy. Zrobiłem szybki w tył zwrot po czym pobiegłem do pokoju. Wziąłem z tamtąt książkę pt. START a FIRE rundę pierwszą. Znów zszedłem na dół tym razem do biblioteki. Niestety gdy chciałem już usiąść na kanapie zobaczyłem coś wystającego z szuflady. Zajrzałem tam i zobaczyłem pistolet. Zajebiście mieszkam z jebanymi mafiozami. A teraz tak serio. Odłożyłem go i udawałem, że nic się nie stało. Mój kolega chodził ze mną na strzelnicę więc coś tam umiem i nie boję się niezaładowaniej i nieodbespieczonej broni. Położyłem się na kanapie oraz zacząłem czytać. Gdy byłem tak mniej więcej w połowie, ktoś (czyt. Shane) wyrwał mi książkę z ręki.

-Czego?- zapytałem trochę wrednie.

-Choć do salonu- odparł i wyszedł.

Nie no kurwa nie mogę. Nawet mi ksiązki nie oddał. Oby nie zauważyli, że jest ona od 18 lat (dop. Autorki- poprawcie mnie jakby było błędnie). Chcąc nie chcąc musiałem udać się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Byli tam wszyscy nawet Maya i Monty więc się trochę speszyłem. Usiadłem na kanapie obok Hailie i Mayi.

-Więc Maya, Tony może powiecie nam jak się poznaliście?- zapytał lodowato Vincent.

-Ym no to było tak. W Polsce gdy się przeprowadziliśmy to powitali nas sąsiedzi. To była wlaśnie rodzina Mayi. Mieliśmy wspólne tematy więc nie obchodziła nas różnica wieku i tak zaczęliśmy się spotykać na plotki itp. lecz gdy dziadek Mayi zmarł ona się przeprowadziła i mieliśny kontakt tylko spontanicznie- opowiedziałem w skrocie.

-Dobrze co powiecie na miły rodzinny wieczór?- zapytała Hailie.

-Ok- odpowiedziałem jak wszyscy.

Pierw coś tam gadaliśmy ale potem się rozkręciło. Graliśmy w karty aż nagle padł pomysł byśmy zrobili karaoke. Oczywiście ja chciałem być ostatni. Teraz jest właśnie moja kolej. Włączyłem Diamonds- Rihanna. Nie wiem kiedy ale wszyscy zaczęli mnie nagrywać. Z rumieńcami na twarzy uciekłem na górę mówiąc, że jestem zmęczony. Muszę psychicznie przygotować się na sylwestra i z tego co pamiętam w styczniu Vince ma urodzinki. Przebrałem się w piżamę po czym udałem się w objęcia Morfeusza.

Hejka misie. Dawno mnie tu nie było. Przepraszam ale kompletnie nie miałam weny. Ten rozdział, też taki nijaki. Nie podoba mi się ale cóż.

Ocena------------->

Błędy-------------->

Pomysły------->

Najmłodszy ~ Anthony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz