Ojciec

350 24 7
                                    

Przeczytajcie proszę notatkę na końcu, gdyż jest ona ważna
----------------------------

-Usiądź to wszystko ci powiem.

-Więc kim pan, do cholery jasnej jest?- zapytałem jeszcze raz.

-Zanim odpowiem ci na to pytanie obiecaj, że nie wściekniesz się na braci i Hailie, bo to nie ich wina. To ja im kazałem tego nie mówić.

-No dobra, mów.

-Jesten twoim ojcem.

-C... Co?

-Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale tak jestem twoim ojcem.

-Ni... Nie mój ojciec nie żyje!

Mówiąc to wstałem i od razu pobiegłem do pokoju. Nie może uwierzyć. Zataili przede mną to, że ojciec żyje. Miałem się nie wściekać ale uhhhhhhhhhhh... Mam ochotę coś komuś lub czemuś zrobić. Albo sobie. Uznałem, że pójdę na siłownię, którą widziałem na parterze. Było tam dużo sprzętu, ale najbardziej interesował mnie worek treningowy. Nie trudząc się nawet z założeniem rękawic, zacząłem uderzać z całej siły w worek. Biłem i biłem aż ktoś mnie nie odciągnął. Spojrzałem się do tyłu. Stał tam Vince z „ojcem”. Nie wiem jak się nazywa a ojcem też dla mnie nie jest. Nie zasługuje na to miano. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że moje ręce krwawią. Wyrwałem się Vincentowi i poszedłem do kuchni opatrzeć te rany. Niestety w kuchni byli już wszyscy, oczywiście prócz Vincenta który jest jeszcze na siłowni. Gdy na mnie spojrzeli, od razu zobaczyli moje ręce. Will oczywiście pierwszy do mnie podbiegł.

-Tony, co się stało?- zapytał.

-Nic się nie stało- odparłem, ale ten nadal stał przedemną i czekał na coś.- Dasz mi przejść czy będziesz się tak gapił?

Ten jak ja zawołanie odsunął się, a reszta patrzyła na mnie w osłupieniu. Nie patrz patrząc na nich poszedłem opatrzyć ręce. Gdzie już skończyłem spojrzałem na wszystkich. Ci nadal byli zdziwieni. Nie wiedząc o co im chodzi zapytałem:

– O co wam chodzi?

– Co ci się stało w ręce? – zapytał shane.

–Ah... zapomniałem założyć rękawice... – odpowiedziałem.

– To więcej nie zapominaj o nich – powiedział ostro Dylan.

Niechcąc z nimi rozmawiać udałem się do swojego pokoju. Usiadłem przy biurku i zaczęła rysować, lecz żaden pomoc nie przychodził mi do głowy. Byłem bardzo zdenerwowany, nadal miałem ochotę się na kimś wyżyć. Zaczęło mi się nudzić w pokoju więc wziąłem książkę i zacząłem czytać. Niestety nie mogłem się skupić na tekście, więc odłożyłem książkę na miejsce. Nie myśląc o niczym, rzuciłem się na łóżko. Zauważyłem, że leży tam mój telefon. Włączyłem sobie jakąś playlistę na Spotify, włożyłem słuchawki do uszu poszedłem spać. Obudziłem się po dwóch godzinach nadal ze słuchawkami w uszach. Zauważyłem że w moim pokoju stoi gitara elektryczna. Wziąłem telefon, znalazłem jakąś piosenkę którąś znam i zacząłem grać. Pół godziny znudziło mi się to więc zaczęłam sprzątać w pokoju. Nie wiedziałem gdzie są wszyscy więc zszedłem na dół, lecz nikogo tam nie było. Uznałem, że wszyscy są na plaży więc się tam udałam. Niestety, nadal nikogo nie znalazłem. Chciałam wyjąć telefon ale zauważyłem że nie ma go w kieszeni. Było bardzo ciepło, dlatego uznałem, że wejdę do wody. Rozebrałem się i zacząłem pływać. Zacząłem robić różne skoki do wody z pobliskiej skały, która była dosyć blisko brzegu ale nie za blisko. Pół godziny zrobiło się dość zimno wyszedłem z wody i udałem się na spacer po plaży, by pooglądać zachód słońca. Był tak piękny, że aż miałam ochotę zrobić zdjęcie. Zaczęło się robić ciemno więc chcąc niechcąc, musiałem zaraz wracać. Byłem już w drodze do domu, gdy ktoś przyłożył mi szmatkę nasączoną jakimś płynem. Zacząłem się szarpać bo wiedziałem co to oznacza jednak senność wygrała.

Witam misie w pierwszym z pięciu rozdziału maratonu. Rozdział pisany na szybko więc przepraszam za błędy. Mam nadzieję, że się wam podoba. Miłego wieczoru/dnia misiaki♥️🦭

Najmłodszy ~ Anthony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz