Część 7 - Aurelia

28 0 0
                                    

Z domu wyruszyliśmy o 8. Wzięliśmy samochód taty, bo mama swój zabrała. Ruszyliśmy spod domu i zapytałam:

- Masz jakiś plan?

- Nie, ale znam kilka miejsc, w których lubił przebywać. - odparł.

- Ok, to od czego zaczynamy?

Zastanowił się chwilę, po czym powiedział:

- Jedźmy na most nad Gas Basin. Często tam chodzili z mamą.

                            *     *     *

Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę pod domem Conrada. Powiedział, że musi coś załatwić i wziąć jeszcze kilka rzeczy. Zaczekałam na Niego w samochodzie.
...
Chwilę później był z powrotem i ruszyliśmy dalej.

                           *     *     *

Dojechaliśmy na miejsce. Na moście było dziś pusto. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę mostu. Weszliśmy na niego, nikogo nie było. Most jest mały, ale znajduje się w urokliwym miejscu nad kanałem. Obeszliśmy okolicę mostu, ale taty Conrada nigdzie nie było. Wróciliśmy na most i usiedliśmy na środku. Zastanawialiśmy się, gdzie dalej pojechać.

                           *     *     *

Patrzyłam przed siebie. Conrad siedział blisko mnie. Bardzo blisko. Rumienił się. Miał spuszczoną głowę.

- Przepraszam. - powiedział.

- Wcale nie musisz, nie masz za co.

- Nie ma Go tutaj. - odparł.

- Masz następny pomysł? - zapytałam.

- Nie wiem, zastanowię się po drodze... - spojrzał na mnie.

Zarumieniłam się. W końcu powiedziałam:

- Ruszajmy dalej.

                           *     *     *

Wsiedliśmy do samochodu, ale nie ruszyliśmy.

- Zrobiłam się głodna, a Ty? Masz ochotę coś zjeść? - zapytałam.

- Nie pogardzę jedzeniem. Na co masz ochotę? Lubisz burgery z frytkami? Mogą być?

- Naprawdę? Tak, mogą być! Uwielbiam.

- No to ruszajmy w takim razie! - rozkazał.

Zaśmiałam się.

                           *     *     *

Dojechaliśmy do Mc Drive'a. Conrad zamówił burgery z frytkami. Zjedliśmy stojąc na parkingu.

- Ta nasza dzisiejsza wycieczka nastąpiła tak niespodziewanie i spontanicznie, że można ją nazwać małą przygodą. - powiedział.

Nic nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam. Uznał to za wystarczającą odpowiedź.

Pojechaliśmy dalej. Nie wiedząc jeszcze dokąd. Nagle sobie przypomniałam, że Pani Miller lubiła spacery po molo nad jeziorem. Może chodziła tam razem z mężem.

Zaproponowałam, byśmy tam pojechali. Zgodził się. Dotarliśmy po 20 minutach. Opuściliśmy pojazd i ruszyliśmy po plaży, w kierunku podestu prowadzącego na molo. Było po 15 i ludzi było dużo, jak to bywa w weekendy. Szliśmy w kierunku wypożyczalni rowerków wodnych.

- Masz ochotę się przepłynąć? - zapytał.

- Już zapomniałeś, po co tu jesteśmy? - zmarszczyłam brwi.

- Nie, ale przy okazji możemy skorzystać z weekendu i pięknej pogody. - uśmiechnął się łobuzersko.

- W takim razie, czuję się przekonana. Jest to szalenie dobry pomysł. - stwierdziłam chichocząc.

                            *     *     *

Płynęliśmy przed siebie. Oprócz nas było na wodzie kilka innych rowerków. Zauważyłam, że płyniemy nie za innymi, tylko w zupełnie innym kierunku.

- Co robisz? - spytałam.

- Chciałbym Ci pokazać jedno szczególne miejsce. - odparł.

Zatrzymaliśmy się w początkowo niepozornym miejscu. Wyciągnął do mnie rękę.

- Pozwolisz?

W odpowiedzi podałam Mu dłoń,  wysiedliśmy na brzeg i ruszyliśmy w nieznanym mi dotąd kierunku.

- Zamknij oczy. - poprosił.

- Nie jestem przekonana.

- Spokojnie, będę Cię prowadził. Zaufaj mi.

Zamknęłam i szłam z Nim za rękę. W pewnym momencie poczułam Jego dłoń na mojej talii. Objął mnie. Szliśmy tak już do końca. Zatrzymał się i mnie obrócił, wciąż jeszcze z zamkniętymi oczami.

- Możesz otworzyć oczy. - powiedział.

- Wooow! - pisnęłam, otwierając oczy.

- Jak Ci się podoba? - zapytał.

- Jest cudownie! Pięknie! - wyraziłam swój zachwyt. - Ale właściwie, czemu mnie tu zabrałeś? - zdziwiłam się.

Nic nie odpowiedział. Zamknął na chwilę oczy, po czym je otworzył.

- Chciałbym Ci coś wyznać. Coś czego nie opiszą żadne słowa. - mówiąc to podszedł jeszcze bliżej. Tak, że dzieliły nas zaledwie centymetry. Spojrzał mi w oczy i czekał. Czekał aż coś zrobię, aż zachęcę Go by kontynuował. W końcu podniosłam na Niego wzrok. Jego brązowe włosy rozwiewał wiatr.

- Od dłuższego czasu coś do Ciebie czułem, choć może brzmi to absurdalnie, bo przecież mało rozmawialiśmy. Dlatego Cię tu zabrałem. Była to w pełni spontaniczna decyzja. Spontaniczna, jak wszystko co do tej pory robimy. Pozwól, że podejmę jeszcze jedną tego dnia, spontaniczną decyzję. - mówiąc to, ujął mnie za ręce i spojrzał mi ponownie w oczy.

Chwilę obserwował, czy się nie odsunę, kiedy jednak tego nie zrobiłam delikatnie mnie do siebie przyciągnął i objął w talii. Staliśmy tak krótką chwilę, po czym nachylił się i...mnie pocałował. Robił to powoli i z niezwykłą czułością, delikatnie gładząc mnie po plecach. Ja położyłam Mu ręce na ramionach i oddałam pocałunek.

                           *     *     *

Potem staliśmy tak jeszcze chwilę, wpatrzeni w horyzont. Żadne z nas nie chciało jeszcze wracać i przerywać tej chwili, więc obserwowaliśmy w ciszy jezioro, przez kolejne kilka minut.

W końcu powiedziałam:

- Nie powinniśmy wracać powoli? O 16:30 zamykają wypożyczalnię.

- Jeszcze 5 minut. Jest tak dobrze.

W końcu splótł nasze dłonie i zapytał:

- W porządku? Gotowa na dalsze przygody, które nas jeszcze czekają dzisiaj?

- W porządku. - odparłam. - Gotowa.

                            *     *     *

Przycumowaliśmy i odstawiliśmy rowerek do wypożyczalni. Ruszyliśmy z powrotem w stronę molo. Ludzi było teraz znacznie mniej, więc bez większego trudu przeszliśmy na plażę i ruszyliśmy w stronę samochodu, żeby pojechać w następne miejsce. Nagle jednak dostrzegliśmy postać siedzącą na piasku nad brzegiem jeziora. Poszliśmy bliżej. Kiedy znaleźliśmy się w odległości kilku metrów od postaci, Conrad rozpoznał swojego tatę.

- Jaki masz plan? - zapytałam.

- Pogadam z Nim. Poczekaj tu na mnie i nigdzie się sama nie ruszaj, dobrze?

Skinęłam głową.







Love storyWhere stories live. Discover now