Rozdział 3

397 14 81
                                    


Powoli otworzyłem oczy, ale po chwili  zmrużyłem je bardzo, bo promienie słoneczne skutecznie mnie oślepiły. Słoneczny dzień, krótko mówiąc.

Gdy już mogłem w rozejrzeć się po sali ujrzałem coś cudownego. Całą moja ekipa... Ojej... Na całej podłodze w sali były rozłożone materace zawalony poduszkami i kocami. Moje rodzeństwo też tam było... Ojej...

Jakie to słodkie... Lucas siedział obok mnie i nie spał. Z tego co się zorientowałem była 12.00, bo taką właśnie godzinę wskazywał zegar na jasnej ścianie pomieszczenia.

Luke spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Kurwa... Przytuliłem go od razu. On też mnie objął i tak chwilę trwaliśmy w uścisku.

Luke cicho zaszlochał.
-Mówili, że się n-nie ob-budzisz... Że t-to n-niemożliwe... A-ale ty żyjesz... J-jak?
-Nie mam jebanego pojęcia, ale już nie płacz, nienawidzę widzieć twoich łez - szepnąłem.

Rzeczywiście, postrzelili mnie sporo razy.
(TO NIE TAK, ŻE SHANE W MOJEJ DRUGIEJ KSIAŻCE DOSTAŁ JAKIEŚ 826926383 RAZY Z PISTOLETU I CIĄŁ SIĘ 737927302893 RAZY, NIEEE/AUTORKA)

Ale jakoś żyje. Nie wiem jakim kurwa cudem, ale żyje. Ledwo, ale żyje. Pobili mnie, ale żyje...
Zgwałcili mnie, ale żyje...
Postrzelili mnie, ale żyje...
Złamali mnie, ale żyje...

Jęknąłem zdając sobie z czegoś sprawę.
-Tony? Coś cię boli, głowa, brzuch? Wszystko w porządku? - zatroskał się Lucas.
-Tak, tak tylko... Przez najbliższy czas chyba nie mogę grać w piłkę?
-No... Tak, ale spokojnie już niedługo zagramy razem. Obiecuję...

Obiecał... Luke obiecał, więc tak będzie. Na pewno. On mnie nigdy nie zawiódł. Nigdy mnie nie skrzywdził... Jest kochany...

Po chwili reszta ekipy wraz z moim rodzeństwem wybudziła się ze snu. Po kolei każdy mnie przytulił. NAWET KURWA ZAYDEN. SZOK!

Miałem zostać w szpitalu tydzień.
-No kurwa! - jeknąłem. - Nie chcę!
-Tony nie masz wyjścia. Zostaniemy z tobą spokojnie, ale musisz tu być, dobrze? - wytłumaczył Will.

Kiwnąłem leniwie głową i wziąłem do rąk rysownik, który miałem i skrzywiłem się lekko czując ból w nadgarstku. Ja pierdole...

Ale dobra, żyje. Zacząłem rysować coś powoli. Taki zajebisty motor z cierniami w około. Zajefajnie. W tym czasie Vince mnie pytał o różne rzeczy a ja odpowiadałem krótko.

-Wszyscy widzieliśmy nagranie jak zostałeś zgwałcony Tony. Wybacz, że nie potrafiliśmy temu zapobiec. - powiedział Vince.

Kurwa... Kurwa, kurwa, kurwa... Nie, oni nie... Przestaną mnie traktować tak jak dawniej... Będą ostrożniejsi w słowach, w czynach... Nie chcę litości, chcę akceptacji...

Powoli przymknąłem powieki i odłożyłem rysownik obok siebie.
-Nie chcę litości ani akceptacji. Traktuje mnie tak samo, możecie mnie przytulać, mi to nie przeszkadza. Tylko nie obchodźcie się ze mną jak z jajkiem, bo nie chcę tego. Chcę żyj jak dawniej, jasne,m

Vince powoli uniósł na mnie swój zszokowany wyraz twarzy. Tak, Vince i szok. To niemożliwe, ale jednak.
-Chcesz mi powiedzieć, że mamy od tak udawać, że nic się nie stało?
-Tak, bo nic takiego się nie stało. Mam dosyć litości i ostrożności ze mną, jestem może słaby i nie będę tego ukrywać, ale jestem też mocny i wytrwały, więc jeżeli któreś z was zacznie na mnie podwójnie uważać, po prostu dostanie ode mnie opierdol. No może oprócz Willa, Shane'a i Luke'a, bo oni i tak się martwią.

Boże nie wierzę, że tak dojechałem Vincentowi. On powoli zamrugał powiekami, ale zostawił to bez komentarza. 1-0 dla mnie Vincusiu.

Odetchnąłem głęboko, a inni poszli po jakieś śniadanie.
-Nic nie zjem! - zapowiedziałem.
-Tony... Zjedz, proszę. - błagał Luke.

I to właśnie tylko jego prośby byłem w stanie posłuchać bez żadnego sprzeciwu czy cholernego protestu..





---------------------------------------------------------

Hejkaaa! Wlatuje 3 rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba, postaram się może dzisiaj jakiś jeszcze wykombinować, ale nic nie obiecuję. Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(565 słów ♥️)

Tony Monet. Droga do wygranej (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz