Rozdział 3

1.4K 66 8
                                    

Widok był niedopisania. Różowe drzewa wydawały się jakby zrobione z waty cukrowej. Trawa mieniła się w różne odcienie złota. Chmury wyglądały na wyjątkowo puszyste. Właśnie tak wyobrażałam sobie moją krainę marzeń.

Między drzewami dostrzegłam mury pięknego zamku. Prowadziła do niego ścieżka wyłożona gładkimi kamieniami. Udałam się prosto do budynku z którego wydobywały się przytłumione głosy. Noga i ręka jeszcze trochę mnie bolały, ale nie na tyle, żebym nie mogła chodzić. Poza tym w moich ubraniach było kilka dziur, a gdzieniegdzie były ślady ziemi. Prawdopodobnie powstały przy upadku.

Weszłam na coś, co wyglądało na dziedziniec. Było na nim sporo osób. Byłam trochę zdezorientowana, ponieważ prawie wszyscy z nich byli jeszcze dziećmi. Czułam jakby nie powinno mnie tam być.

Usłyszałam nad głową trzepotanie skrzydeł, a chwilę później wielobarwny ptak usiadł na murku, tuż przed dziećmi.

-Witajcie w Akademii Pana Kleksa, jestem Mateusz. Ponieważ jesteście z różnych części świata, musimy coś na to poradzić.

Ptak wzniósł się ponownie w powietrze, a następnie usiadł na ceramicznym posągu znajdującym się po środku fontanny.

-Napijcie się trochę wody z tej fontanny, a będziecie się nawzajem rozumieć.

Dzieci stanęły wkoło fontanny i zaczęły nabierać wody w ręce, a następnie pić. Już po chwili można było słyszeć między nimi rozmowy. Zdziwił mnie jednak fakt, że pomimo iż nic nie wypiłam, to rozumiałam każdego z nich.

Nie wiedziałam jak powinnam się zachować. Zdezorientowana, zaczęłam rozglądać się po dziedzińcu. Na uboczu dostrzegłam chłopaka, który o dziwo też wyglądał na starszego. Miał dość długie białe włosy i jasne oczy. Patrzył nieprzytomnie w widok rozciągający się wkoło akademii.

Jeśli miałabym wybrać, czy powinnam podejść do dzieci czy do niego, raczej wybrałabym jego. Było bardziej prawdopodobne, że się z nim dogadam.

Nieśmiało zmierzałam w jego kierunku, a on nawet nie drgnął. Stanęłam obok niego, opierając się rękoma o murek, przy którym staliśmy.

-Cześć, jestem Ada- powiedziałam na co on nie zareagował, co lekko mnie zdziwiło

-Nie powinnaś przywitać się z resztą osób, ja nie jestem ciekawą osobą-odezwał się w końcu nie spuszczając wzroku z widoku przed sobą

-Ale wybrałam ciebie, myślę że raczej nie odnalazłabym się w ich towarzystwie. Wiesz jestem trochę większa, zresztą tak samo jak ty. Myślę że się dogadamy-mówiłam aby rozluźnić atmosferę

-Strasznie dużo mówisz-powiedział co delikatnie zbiło mnie z tropu

-Ja... Przepraszam, jeśli chcesz mogę sobie pójść, może rzeczywiście pasuję bardziej do dzieci- uśmiechnęłam się nieśmiało

-Nie. Przepraszam. Czasami mówię rzeczy których nie powinienem. Zdziwiło mnie, że ktoś zechciał do mnie podejść. Dzieciaki chyba się mnie boją, uważają że jestem dziwny. Tak właściwie nie powinno mnie tu być-zamyślił się na chwilę-Jestem Albert, dziękuję że mnie dostrzegłaś.

-Mi też jest bardzo miło Albercie.- uścisnęłam jego rękę, która była zadziwiająco zimna, jak na pogodę jaka panowała w krainie

W czasie kiedy my rozmawialiśmy, dzieci zaczęły zwiedzać akademię. W jednym z okien dostrzegłam postać przyglądającą się mi. Kiedy mnie zauważył szybko zasłoną zasłonkę. To miejsce było coraz bardziej intrygujące.

-Wybacz, ale zostawię cię na chwilę-zwróciłam się do Alberta

-Dobrze Ado. Do zobaczenia

Ruszyłam do wnętrza akademia. Oglądając z zainteresowaniem każde z pomieszczeń. Wszędzie było pełno dzieci. To miejsce skrywało w sobie więcej, niż myślałam. Każde z pomieszczeń, wyglądało jakby służyło do konkretnego celu. Chciałam zobaczyć je wszystkie, wiedzieć co w nich jest. Moja ciekawość zaczęła nosić mnie po całym budynku. Poczułam się jak jedno z tych dzieci.

JESTEM TWOJĄ BAJKĄ/  Vincent i AdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz