Bolała mnie głowa. Nie wiedziałam czy to konsekwencja uderzenia, czy po prostu zaczął mnie męczyć kac. Ile czasu minęło? Czy już było po wszystkim? Gdzie są wszyscy? Bałam się otworzyć oczy i zobaczyć naszą porażkę. Słyszałam głośne wiwaty, dużo ludzi zapach dymu.
Powoli uchyliłam powieki, ale od razu musiałam je zamknąć. Moja głowa pulsowała. Nie chciałam tam być. Chciałam potrzeć ręką twarz, ale wtedy poczułam, że moje ręce znajdujące się za moimi placami są związane i do czegoś przymocowane. Od razu poderwałam głowę i otworzyłam oczy.
Nadal była noc. Znajdowaliśmy się na dziedzińcu, na środku którego płonęło ognisko. Obok siebie dostrzegłam profesora, który obdarzył mnie uspokajającym wzrokiem. Wokół nas znajdowało się mnóstwo wilkusów. Mateusz nadal znajdował się w klatce. Wyglądał jakby pogodził się ze swoim losem. Ale ja nie zamierzałam się poddawać.
Niedaleko nas stała również zakapturzona postać. Po jej postawie rozpoznałam w niej Vincenta. Obok była Victoria. Wyglądało na to, że byli gotowi do egzekucji. Musiałam coś zrobić. Cokolwiek.
-Vincent
Chciałam, żeby się do mnie odwrócił. Chciałam zobaczyć jego twarz. Czy była jeszcze nadzieja. Zrobił kilka powolnych kroków w tył, a kiedy znajdował się o krok ode mnie, odwrócił się w moją stronę. Przykucnął przy moich nogach i zdjął kaptur. Jego oczy nie były takie jak wcześniej. Widziałam w nich odcień brązu, którego wcześniej nie dało się dostrzec. Jego rysy twarzy też wydawał się łagodniejsze.
Zlustrował całe moje ciało, jakby oceniając czy nic poważnego mi się nie stało. Wciąż patrzyłam na jego twarz, zapamiętując każdy detal. On robił to samo, jakbyśmy rozmawiali ze sobą telepatycznie. Ale tego nie robiliśmy. Po prostu patrzyliśmy na siebie, jakby to miało coś dać. Jego dłoń sięgnęła do mojej twarzy i usunęła zabłąkany kosmyk włosów. Przez ułamek sekundy poczułam muśnięcie jego palców na moim policzku. To było tak miłe uczucie. Ciepłe i pełne troski, coś czego od dawna mi brakowało.
-To się niedługo skończy mała myszko. – wyszeptał i prawie niezauważalnie się uśmiechnął.
Wstał i ponownie odwrócił się plecami do mnie, ale nie odszedł. Chciałam, żeby został, żeby nie odchodził. Chociaż nie powinnam, czułam się przy nim bezpiecznie. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie miałam na to szansy, bo odezwała się Victoria.
-Bracia i siostry dziś poczujemy słodki smak zemsty. Ten oto nędzny ptak przed laty zabił naszego króla. Dzisiaj spotka go śmierć z ręki naszego księcia.
Tłumy wiwatowały. Vincent oddalił się ode mnie i stanął u boku Victorii. Znów poczułam pustkę. Odwróciłam głowę w stronę profesora z nadzieją, że on ma jakiś plan.
-Co teraz? Co mam zrobić? Proszę doradź mi coś, cokolwiek.
-Obawiam się niestety, że skończyły nam się opcję.
Czułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz. To nie mogło się tak skończyć. Nie po to wracałam.
Poczułam gorzki smak porażki. Chociaż w ustach czułam inny słodki posmak. Coś co ostatnio zjadłam albo wypiłam i nie był to alkohol. Nadal czułam posmak cieczy z fiolki, którą chciałam podać Vincentowi. O ironio miałam czuć ten smak oglądając naszą porażkę. Gdyby mi się tylko wtedy udało. Zawaliłam po całości.
Byłam ciekawa jaka ilość by wystarczyła. W końcu jak powiedział profesor to mocny eliksir. Może fiolka, może poł, może kropla, a może wystarczyłoby to co pozostało na moich ustach. Przez mój umysł, przebiegł chyba najgłupszy pomysł na jak kiedykolwiek wpadłam.
-Profesorze, jak mocne działanie ma ten eliksir, który mi podarowałeś?
-To zależy od efektu jaki trzeba zniwelować. Czasami wystarczy sam aromat.
Rozszerzyłam oczy. W mojej głowie zaczęły tworzyć się przeróżne scenariusze. Musiałam mieć plan. I musiałam mieć go na już. Niestety wszystkie rozsądniejsze pomysły, nie były możliwe do zrealizowania. Pozostał jeden. Jeden który doprowadzał mnie do szybszego bicia serca.
CZYTASZ
JESTEM TWOJĄ BAJKĄ/ Vincent i Ada
RomanceAdrianna Niezgódka to 19-letnia studentka, w której życiu już nie ma miejsca na wyobraźnię i bajki. Powoli wkracza w dorosłe życie, ale głęboko w środku wciąż pragnie być dzieckiem, czego często nie rozumieją osoby z jej otoczenia. Pewnego dnia jedn...