Rozdział 19

132 9 2
                                    

Mimo, że nie wierzyłam w siebie, udało się. Przeniosłam się bezpośrednio pod mury akademii. Odetchnęłam z ulgą, kiedy odkryłam, że wszystkie moje kończyny są na swoim miejscu. Postawiłam krok do przodu i odkryłam jeden dosyć duży problem.

W moim organizmie wciąż znajdował się alkohol, przez co moje kroki były niepewne a wzrok lekko rozbiegany. Mogłam odpuścić sobie te ostanie szoty.

-No coś i tak jakoś dam radę.

Postawiłam kilka kroków w kierunku murów, najciszej jak potrafiłam. Główna brama prowadząca na dziedziniec, była otwarta, ale głupotą byłoby przez nią wchodzić. Na szczęście znałam kilka innych przejść.

-To już dziś

Zatrzymałam się w pół kroku, kiedy usłyszałam kobiecy głos. Zawróciłam i minimalnie wystawiłam głowę, aby zajrzeć do środka. Dostrzegłam trzy postacie. Mateusz siedział w klatce, przed którą stała Victoria, do której zapewne należał głos, oraz Vincent.

-Dzisiaj, wypełni się twoje przeznaczenie głupi ptaku. Zginiesz z ręki władcy wilkusów.

Kobieta brzmiała na usatysfakcjonowaną panującym chaosem. Mimo iż nie widziałam ich twarzy, wiedziałam to. Zdobyli akademię, a już dzisiaj miała odbyć się egzekucja. Jeśli nie będę działała szybko, Mateusz zginie.

Postacie odwrócił się w moim kierunku, przez co szybko schowałam głowę. Po chwili upewniłam się, że nadal zacięcie toczą rozmowę i wychyliłam się ponownie.

Tym razem widziałam ich twarze. Niestety oczy Vincenta, nie należały do niego. Ponownie były puste, bez uczuć i takie zimne. Nie widziałam już tych lśniących orzechowych barw.

Nadal przyglądałam się ich konwersacji, starając się wychwycić jakiś szczegół, który pomógłby mi w jakiś sposób. Mateusz znajdował się bardzo na widoku, co wykluczało możliwość podkradnięcia się do niego niepostrzeżenie. Sama nie miałam szans. Dlatego najpierw musiałam zebrać sprzymierzeńców, którzy na pewno byli uwięzieni gdzieś w środku.

Nagle dostrzegłam, że Victoria podaje coś Vincentowi. To był owoc. O Boże, czyli jednak. Ta stara prukwa go truła. Miałam rację, od samego początku. Teraz jednak nie mogłam z tym nic zrobić, odtrutka przepadła, więc pozostawało tylko czekanie, aż trucizna przestanie działać. Jednak to było nie możliwe, kiedy Victoria nadal faszeruje go tym czymś.

Nie mogłam teraz tracić czasu na głowienie się co z tym zrobić. Chociaż w przyszłości nie będzie wyjścia i trzeba będzie zmierzyć się z tym problemem.

Byłam jednak teraz pewna jednej rzeczy. Vincent był teraz skrajnie niebezpieczny i nie chciałam go napotkać, podczas szukania moich przyjaciół.

Moim celem teraz stało się odnalezienie wujka i uczniów, a później stworzenie planu, dzięki któremu uratujemy Mateusza. To czy dało się jeszcze pomóc księciu wilkusów zaszło na dalszy plan.

Prześlizgnęłam się niezauważenie do jednego z przejść, którego miałam nadzieję, że wilkusy nie odkryły. Na szczęście strażnicy byli na tyle daleko, że zdołałam przemknąć do środka budynku. Zamierzałam dostać się do gabinetu profesora, ale na wszelki wypadek nie wybrałam wejścia normalnie przez drzwi, a przez balkon.

Zajrzałam przez okno i na środku pomieszczenia dostrzegłam klatkę, a w niej profesora. Strażników nie było w środku, więc po ciuchu weszłam do pomieszczenia.

-Wujku- szepnęłam

-Ada? Co ty tu robisz, myślałam, że jesteś w swoim świecie. Vincent powiedział, że cię odesłał.

A więc to jego sprawka. Ale dlaczego miałby to robić. Mógł zamknąć mnie w lochach tak jak innych albo gorzej.

-To nie jest teraz ważne, musimy uwolnić ciebie, innych uczniów i Mateusza.

-Tak Mateusz, zabrali go gdzieś nie wiem... Ado czy ja czuję od ciebie alkohol?

Wymieniliśmy z wujkiem spojrzenia.

-Wujku, jeśli zamierzasz mi teraz wypominać, to że trochę wypiłam, to mogę zacząć rozważać czy cię tu nie zostawić. Poza tym jestem już dorosła, pamiętaj.

-Moja mała dziewczynka tak szybko dorosła, jeszcze trochę i przyprowadzisz jakiegoś chłopaka.

-Wujku, czy naprawdę myślisz, że to jest dobry moment na rozmawianie o mojej przyszłości.

-No może nie najlepszy, ale jakże ciekawy

-Powiedz lepiej jak mam cię uwolnić

-Z tym może być problem. Victoria nosi klucz przy sobie. Ale są jeszcze inne sposoby.

Zerknął na moje ręce i na moją twarz.

-Ale że metalowe kraty? Chyba to za dużo

-Ne przekonasz się jak nie spróbujesz

Dotknęłam krat i wyobraziłam sobie, że się wyginałam, a po chwili kraty naprawdę zmieniły swój kształt. Przestałam dopiero w momencie, gdy otwór był na tyle duży, żeby wujek mógł przez niego wyjść.

-Zdolna dziewczyna. Dobrze, teraz trzeba uwolnić resztę. A na koniec Mateusza. To nie będzie łatwe, bo ciągle pilnują go straże, a na dodatek Victoria i książę Vincent. Trzeba będzie ich z stamtąd odciągnąć.

-Dobrze, idę po dzieciaki, pomogą trochę, a później się ukryją. Nie będziemy ich w to wciągać, zrobiło się naprawdę niebezpiecznie.

-W takim razie spotkajmy się w wierzy. Stamtąd zaplanujemy co dalej.

Wyszliśmy przez balkon i ruszyliśmy w wyznaczonych kierunkach. O dziwo w lochach praktycznie nie było strażników. Chyba pomyśleli, że dzieci nie stanowią zagrożenia. Mogą się trochę zdziwić. Wszyscy byli zamknięci w jednej celi, więc uwolnienie poszło szybko. Pozostawało już tylko dostać się do wierzy, co tak dużą grupą stanowiło niemałe wyzwanie.

Po wielu sytuacjach, kiedy prawie nas złapali dotarliśmy do wierzy. Profesor już na nas czekał zajadając się orzechami.

-Dobrze, skoro już wszyscy jesteśmy znowu razem. Oto jaki mamy plan.

JESTEM TWOJĄ BAJKĄ/  Vincent i AdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz