Rozdział 8

4 0 0
                                    

Delikatnie otworzyłam oczy, mrużąc je co chwilę. Nie mogłam przyzwyczaić źrenic do jasności. Kiedy wreszcie mi się to udało, rozejrzałam się dookoła. Jestem w jasnym i bardzo przestronnym pokoju. Chwila. Byłam w klubie, Marcel i Nikodem, ciemność. Kurwa zemdlałam! Gdzie ja jestem? Nerwowo zaczęłam się rozglądać po pokoju w poszukiwaniu mojej torebki, był tam telefon, inaczej nie będę miała szansy wezwać pomocy! Odkryłam kołdrę i spojrzałam na siebie, jestem ubrana dobrze. Wszystko na swoim miejscu, co jeżeli ten skurwiel sprzedał mnie do klienta. Byłam nieprzytomna, bezwładna. Wstałam po cichu z łóżka, podeszłam do okna i zobaczyłam piękny duży ogród. Wokół domu rosło mnóstwo kolorowych kwiatów. Gdyby nie fakt, że nie wiadomo gdzie jestem ten widok byłby dla mnie czymś cudownym. Niestety czułam w sobie tylko nerwy. Rozejrzałam się po pokoju, nigdzie nie ma mojej torebki! Podeszłam do drzwi i zaczęłam się modlić żeby były otwarte. Nacisnęłam delikatnie klamkę i otworzyłam je. Były otwarte, czułam jak serce mi łomocze. Po cichu zaczęłam schodzić po schodach, słyszałam jakieś rozmowy z dołu. Teraz albo nigdy! Zaczęłam biec najszybciej jak potrafię do wejściowych drzwi. Szarpałam klamkę, zamknięte ,umrę tu. Zaczęłam panikować . Poczułam, że ktoś stoi za mną. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Odwróciłam się pomału, to są jakieś żarty! Znowu on!
-Dzień dobry, widzę że już ci lepiej.- uśmiechnął się. Wyglądał inaczej był w szarych dresowych spodniach i białej opinającej się koszulce.
-Znowu ty? Wypuść mnie!- krzyknęłam.
-Może jakieś dziękuję, że pomogłem ci jak zemdlałaś?- Nikodem, pan ważny, ja mam na prawdę pecha do ludzi.
-Dziękuję Panu ważnemu, że uratowałeś mnie chodź o to nie prosiłam!- wysyczałam.
- Pójdziesz sobie jak porozmawiamy.- odparł krótko i wrócił do kuchni.
-Teraz!- krzyknęłam sprzed drzwi, nie ruszając się. Mijały minuty zero odzewu. W końcu uległam i poszłam za nim. Weszłam do pięknej kuchni, była w granatowo- białym kolorze. Wszystko świetnie ze sobą współgrało. Rozejrzałam się kątem oka i usiadłam po drugiej stronie stołu na przeciwko niego.
-Czego chcesz?- spytałam nie patrząc na niego.
-Musisz mi coś wytłumaczyć.- zaczął i przysiadł się bliżej mnie. Założyłam ręce na krzyż na swojej klatce piersiowej.
-Zaczniesz dzisiaj? Czy spędzę tu całe swoje życie?- moja irytacja sięgała już granic, pomimo tego czułam jak pocą mi się ręce z nerwów. Skoro ma interesy z moim ojczymem jest takim samym skurwielem jak on.
-Marcel to twój ojczym?- patrzył na mnie, wypalając we mnie dziurę.
-On jest dla mnie nikim.- zawahałam się, on nie ma prawa niczego wiedzieć o mnie!
-Ciekawe, podobno jesteś jego córką?- oparł się nonszalancko o oparcie krzesła.
-Ożenił się z moją mamą, to wszystko.- przewróciłam oczami.
-Czemu nie mówiłaś o nim?- on musi drążyć, nie może mnie po prostu wypuścić?! Westchnęłam.
-Poczekaj, no tak każdemu opowiadam o swoim życiu prywatnym, szczególnie tobie.- uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-Gdzie twoja mama w takim razie?- nie zwracał uwagi na moją irytację w głosie. Tym pytaniem zastrzelił mnie, czułam że łzy zbierają się w moich oczach. Nie teraz, muszę być silna.
-Nie twoja sprawa.- spuściłam wzrok na swoje nogi, czułam jak żal i smutek gniotą mnie od środka.
-Prędzej czy później będziemy musieli porozmawiać. Jak nie dziś to jutro.- mówił to tak obojętnie. Dupek!
-Oddaj mi torebkę i wychodzę stąd!- podniosłam głos. Nikodem wstał , poszedł do jakiegoś pomieszczenia obok i po chwili wrócił z moją torebką. Od razu wyjęłam z niej telefon, cholera rozładował się.
-Do twojego mieszkania jest daleko.- On chce mnie doprowadzić do nerwicy chyba.
-Spacer dobrze mi zrobi.- wymusiłam uśmiech, a on tylko wzruszył ramionami. Podszedł do drzwi wejściowych i je otworzył. Teraz dopiero zrozumiałam, że nie mam swoich butów. Cholera!
-Gdzie są moje buty?- założyłam ręce na klatce piersiowej. Nic nie odpowiedział tylko wyjął je z szafki przy drzwiach. Założyłam je szybko i wyszłam. Kiedy wiedziałam, że już go nie ma zaczęłam się rozglądać. Jest tu mnóstwo kwiatów, wejście do domu wygląda tak samo pięknie jak ogród. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma i powąchałam piękną białą różę. Delikatnie przejechałam po jej płatkach, śliczna i taka delikatna. Nie wiem ile tak się w nią patrzyłam, ale czułam się jak w raju.
-Musisz na siebie uważać, jesteś zbyt piękna.- powiedziałam do kwiatka. To musiało dziwnie wyglądać, ale czułam że nie mam już siły. Nigdy nie uwolnię się od mojego przeklętego życia! Wyprostowałam się i poszłam dalej. Przekroczyłam próg bramy i wzięłam głęboki oddech. Nie wiem gdzie jestem, mój telefon padł, a ja idę jak ta blondynka przed siebie. Ten chodnik nie miał końca, szłam, szłam i szłam. Nie mam już siły, słońce grzeje, burczy mi w brzuchu, a wokół nie ma żadnej żywej duszy. Usiadłam na ławce, którą zauważyłam jakieś 100 metrów dalej. Ściągnęłam buty i wyprostowałam nogi. Siedziałam tam dość długo, ale co mi pozostaje? Z daleka usłyszałam ryk silnika, od razu się ożywiłam i podeszłam do krawędzi chodnika. Na prawdę muszę złapać stopa, mam nadzieję że nikt mnie nie weźmie za dziwkę w tej sukience. Motocykl jechał bardzo szybko, bez opamiętania zaczęłam machać ręką, aby się zatrzymał. Udało się, zatrzymał się. Nie widziałam jego twarzy, ale nie ważne kto to niech mnie zawiezie.
-Zawieziesz mnie do centrum, rozładował mi się telefon i nie mam jak wrócić.- zaczęłam go błagać. Nie odezwał się, podał mi kask i czekał, aż wsiądę. A co jeżeli on jest jakimś mordercą albo gwałcicielem? Zawahałam się . Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam na motocykl. Nie wiedziałam co zrobić z rękami, czułam się zakłopotana. Chyba to wyczuł bo wziął moje ręce i położył je na swoim torsie. Zacisnęłam mocniej ręce, nie mam zamiaru się zabić na tym motorze. Ruszył bardzo gwałtownie, czułam jak łomocze mi serce. Nie wiem z jaką prędkością jechał, ale czułam adrenalinę. Nigdy nic takiego wcześniej nie czułam, to było takie ekscytujące. Rozluźniłam się i czułam jak moje całe ciało opływa wiatr. Kiedy zauważyłam, że minęliśmy centrum, poczułam gulę w gardle. Gdzie on jedzie?! Nie odzywałam się, a strach znowu mnie obleciał. Ja poznaje tą okolice , to moje osiedle. Skąd on wie, że tu mieszkam? Podjechał pod mój budynek, a ja zsiadłam z jego motocyklu. Oddałam mu kask i nie wiedziałam co powiedzieć.
-Dziękuję.- powiedziałam krótko i zaczęłam się oddalać.
-Czekaj!- usłyszałam stłumiony krzyk przez kask na jego głowie. Zatrzymałam się i odwróciłam. On pomału do mnie podszedł, seksownie wygląda w tym stroju motocyklisty. Odpiął kas i go ściągnął. Nie wierzę , to on?!
-Nie chciałaś poznać swojego wybawcy?- uśmiechnął się bezczelnie.
-Daj mi wreszcie spokój! Nie masz swojego życia?! Nie prosiłam cię o pomoc!!- krzyczałam na niego jak nienormalna, cała się trzęsłam z nerwów.
- Z tego co pamiętam , błagałaś żebym cię podwiózł. Zawsze krzyczysz na swoich wybawców?- Nikodem patrzył na mnie tym swoim zniewalającym spojrzeniem. Jakim cudem go nie rozpoznałam?
-Skoro już dopiąłeś swego idę do swojego mieszkania!- każde słowo mówiłam wolno i bardzo dobitnie.
-Do zobaczenia Riri!- krzyknął gdy się oddalałam w kierunku mojego budynku. Dupek!

,,Nie mogę ci zaufać''Where stories live. Discover now