2. Pseudo raperzy.

942 58 28
                                    

— Po szkole idę do Nero się pouczyć, idziesz ze mną? — spytałam przyjaciółki na jednej z przerw.

Pierwszy dzień szkoły, czyli wtorek, był już ciężki. Od pierwszej lekcji usłyszałam już z piętnaście razy słowo matura. A przed chwilą skończyła się dopiero druga godzina lekcyjna. Poranek tego dnia był cholernie ciężki. Nie miałam siły wstać z łóżka, jednak musiałam.

Codziennie wstawałam o piątej trzydzieści, aby ze wszystkim zdążyć. Dojazd do szkoły zazwyczaj zajmował mi pół godziny, jednak przed wyjściem z domu miałam swoją codzienną rutynę, którą musiałam wykonać.

Tego dnia wyjątkowo się wyspałam, lecz stres mi towarzyszył od rana. Już przed ósmą byłam w szkole, aby załatwić rzeczy związane z kółkiem teatralnym, które prowadziłam po lekcjach raz w tygodniu. Cały obowiązek spoczywał tylko na mnie, co wcale mi nie przesądzało. Lubiłam rządzić czymś w czym byłam dobra.

— Mogę pójść, ale zamiast się uczyć, chętnie poobserwuje ładnych studentów — westchnęła, a ja przewróciłam oczami.

Chodziłyśmy do Café Nero niedaleko naszej szkoły, tam bywało dużo studentów, bo obok była uczelnia. Kiedy ja wyciszałam się i w skupieniu zajmowałam się nauką, moja przyjaciółka wlepiała wzrok w starszych chłopców i czasem nawet próbowała swoich metod podrywu i rozmawiała z nimi. Naprawdę ją podziwiałam, bo ja nie byłabym wstanie takiego czegoś zrobić.

Pomimo, że mogło się wydawać, że byłam czasem wyszczekana i umiałam dobrze rozmawiać z ludźmi, tak nie było. Owszem, czasami ciągnęły mi się na język brzydkie słowa, ale to najczęściej przy rozmowie z Wanessą, albo przy chłopakach, których nie lubiłam, a byłam skazana na ich towarzystwo przez brata. Jednak przy nowo poznanych osobach, albo w szkole byłam nieśmiała i cicha. Byłam potulna i naprawdę nie lubiłam konwersować z kimś kogo nie znalałam. Tą rolę pełniła w naszej przyjaźni Jaworska.

— Kończymy o czternastej, tak do szesnastej posiedzimy, co nie? — spytałam, otwierając swoją szafkę i szukając książki od angielskiego.

— Czemu tak krótko? Zawsze siedzimy dłużej — spytała, marszcząc swoje ładnie pomalowane brwi.

— Muszę być wcześniej w domu i ogarnąć arkusze — wyjęłam z szafki podręcznik i schowałam go do plecaka.

— Ale to nie mamy się uczysz w Nero? — zapytała głupio, a ja zamknęłam szafkę.

— W Nero uczę się do matematyki na kartkówkę, a arkusze zrobię w domu — wzruszyłam ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Blondynka jedynie westchnęła i skinęła głową.

Na korytarzu nastał huk. A ja gwałtownie się odwróciłam w stronę hałasu. Przez parę długich sekund szukałam oczami źródła dźwięku, a kiedy go w końcu ujrzałam, przeklęłam pod nosem.

— Czemu oni mi to robią? — szepnęłam zirytowana. — Potrzymaj mi to — podałam plecak Wanessie i podbiegłam do afery na końcu korytarza.

Na samym końcu stała grupka uczniów, tworząc koło wokół bijących się chłopaków. Na czele za nimi stała tleniona blondynka i już wszystko zrozumiałam. Przewróciłam oczami na tą żałosną scenę i szukałam wzrokiem mojego bliźniaka.

— Krzysiek, rozdziel go — rozkazałam bratu, pokazując na jego kumpla, który właśnie rzucił się na innego chłopaka.

Michał bił się z Jankiem. Z tego co wiedziałam, ta dwójka strasznie się nie lubiła i od zawsze skakali sobie do gardeł. I zawsze chodziło między nimi o dziewczynę, a dokładnie o tą tlenioną blondynkę za nimi. Iga stała za bijącymi się chłopakami i udawała, że jest jej przykro, ale wcale nie było. Ta dziewczyna kochała być w centrum uwagi i kochała mieć ich oboje. Kiedyś była z Jankiem, a teraz kręciła z Michałem. Dlatego pewnie się bili.

POPIÓŁ NASZYCH SŁÓW | MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz