Rozdział 6

447 99 31
                                    

Przez ostatni tydzień byłam ciągle zasypywana pytaniami o nową szkołę. Osoby z mojej klasy, a szczególnie te, które również brały udział w konkursie, były bardzo zaciekawione tym, jak to było poznać panią O'Brien na żywo. Interesowały ich również szczegóły moich zajęć w nowym liceum, jednak na te pytania nie byłam im w stanie odpowiedzieć, bo sama nie mam pojęcia, jak naprawdę wszystko będzie wyglądać.

Odbyłam również rozmowę z Jasonem na temat naszej nowej codzienności. Nie jest już tak bardzo negatywnie nastawiony, ale mimo wszystko nie jest zadowolony z całej tej sytuacji. Ashley natomiast w porównaniu do niego jest dalej bardzo podekscytowana i nie może się doczekać mojego pierwszego dnia w nowej szkole.

Osobiście mam mieszane uczucia do tego wszystkiego. Z jednej strony jestem bardzo ciekawa, jak to będzie, ale równie mocno stresuje się, bo dzisiaj w końcu nadszedł moment, kiedy pierwszy raz pójdę do nowego liceum.

Jest poniedziałek, szósta rano, a ja właśnie zostałam obudzona przez budzik. Wstawanie o siódmej było dla mnie wyzwaniem, a teraz będę musiała robić to o godzinę szybciej, aby wyszykować się oraz zdążyć na autobus, który dowiezie mnie idealnie na pierwszą lekcję.

Na co ja się pisałam...

♪ ♪ ♪

Zdecydowanie muszę się przyzwyczaić do wcześniejszej pory pobudki, bo po wyłączeniu alarmu od razu przysnęłam. Na szczęście mój tata przyszedł mnie obudzić, ale i tak miałam już mało czasu na ogarnięcie się. Wszystko robiłam w pośpiechu, a później musiałam jeszcze biegnąć na przystanek, który na szczęście mam całkiem blisko domu.

Cała droga minęła mi bardzo szybko, bo słuchałam muzyki i przez większość czasu patrzyłam przez okno, obok którego siedziałam. Będąc już w Los Angeles, zaczęłam wypatrywać budynku szkoły i kiedy go dostrzegłam, autobus zatrzymał się na przystanku. Wysiadłam od razu po zatrzymaniu się pojazdu i ruszyłam przed siebie, aż po zrobieniu kilkunastu kroków znalazłam się przed bramą liceum.

Stawiając coraz mniej pewne kroki, weszłam na teren szkoły. Zatrzymałam się na środku dziedzińca i rozejrzałam dookoła. Ostatnio będąc tutaj, nie spotkałam żadnych uczniów, ale dzisiaj jest ich wszędzie pełno. Patrząc na nich i patrząc na siebie, widzę ogromną różnicę – oni wyglądają, jakby szykowali się godzinami, a ja jakbym znalazła pierwsze lepsze ciuchy w szafie i wyszła tak z domu.

Wszyscy są ładnie ubrani i uczesani, a niektórzy dodatkowo idealnie pomalowani. Ja natomiast włożyłam zwykłą czarną, dopasowaną koszulkę z długim rękawem i do tego niebieskie jeansy. Włosy tylko rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone, a mój makijaż składa się jedynie z tuszu do rzęs, odrobiny korektora i bezbarwnego błyszczyku na ustach.

Myśląc o tym, że zdecydowanie różnię się wyglądem od ludzi stąd, zauważyłam, że jakaś dziewczyna spogląda na mnie i chyba kieruje się w moim kierunku. Z wyglądu kogoś mi strasznie przypomina.

– Hej, jestem Ethel. – Odezwała się, podchodząc do mnie. – Moja mama prosiła, żebym pomogła ci się odnaleźć w szkole.

To córka pani O'Brien. Jest do niej naprawdę bardzo podobna – ma te same rysy twarzy oraz tak samo czarne i długie włosy. Można powiedzieć, że wygląda jak jej kopia, tylko w młodszej wersji. Różni ich jedynie kolor oczu, bo chyba nie ma na świecie drugiej osoby o tak ciemnych tęczówkach, jak te od pani Isabelli.

– Na parterze jest gabinet dyrektora, sekretariat, sklepik szkolny i szatnie, z których i tak nikt od lat nie korzysta. Na pierwszym piętrze są sale lekcyjne, na drugim tak samo, a na trzecim jest biblioteka i miejsce, gdzie wszyscy siedzą, jeśli jest okienko w planie. – Wytłumaczyła. – Sale gimnastyczne są w budynku obok.

Mrok światłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz