9. Our last night

55 6 5
                                    

Niki pov

6 lat temu

Doskonale pamiętam te dni, dni, kiedy napięcie między mną a Sunghoonem trzaskało jak prąd. Byliśmy tylko dwójką uczniów szkoły podstawowej, żeglujących po wzburzonych wodach dojrzewania, ale nasza wzajemna pogarda była głęboka, jak starożytny spór przekazywany z pokolenia na pokolenie. Wszystko zaczęło się na pierwszym roku szkoły. Sunghoon, ze swoim swobodnym urokiem i bystrym dowcipem, zdawał się przemykać korytarzami, zostawiając za sobą ślad wielbicieli. Był złotym chłopcem, z którym każdy chciał się zaprzyjaźnić. A potem byłem ja, Niki, po prostu próbujący znaleźć swoje miejsce w chaotycznej hierarchii społecznej szkoły średniej.

Na początku podziwiałem Sunghoon z daleka, pod wrażeniem jego charyzmy i popularności. Jednak z biegiem czasu zacząłem zauważać subtelne sposoby, w jakie wywierał swój wpływ, często kosztem innych. Miał swój sposób na poniżanie tych, których uważał za niższych od siebie, a jego okrutna passa była maskowana przez jego ujmujący uśmiech. Co się dziwić, przecież był synem jednego z najbogatszych ludzi w Korei.

Nasze ścieżki zderzyły się pewnego pamiętnego popołudnia podczas projektu grupowego. Przydzielony do wspólnej pracy, szybko zdałem sobie sprawę, że Sunghoon nie miał zamiaru znajdować się w centrum uwagi. Odrzucił moje pomysły niedbałym ruchem ręki, potwierdzając swoją dominację każdą uszczypliwą uwagą. Starałam się zachować spokój, ale jego nieustanna potrzeba potwierdzenia swojej wyższości działała mi na nerwy. Od tego momentu nasze interakcje stawały się coraz bardziej napięte. Każde wymienione spojrzenie było przepełnione niewypowiedzianą wrogością, każde słowo ociekało pogardą. Ścieraliśmy się podczas dyskusji w klasie, rywalizując o aprobatę nauczyciela niczym dwa wilki alfa walczące o dominację. Ale pod powierzchnią wrogości czaiło się coś jeszcze – dziwny rodzaj szacunku. Choć nie chciałem się do tego przyznać, nie mogłem powstrzymać się od podziwu dla niezachwianej pewności siebie Sunghoona i jego odmowy ustąpienia w obliczu przeciwności losu. I myślę, że w głębi duszy on też coś dostrzegł we mnie – upartą odporność, która odzwierciedlała jego własną. Z biegiem lat nasza rywalizacja przekształciła się w coś bardziej złożonego, w splątaną sieć podziwu i urazy, której żadne z nas nie było w stanie w pełni rozwikłać. Być może na pozór gardziliśmy sobą, ale w tych spokojnych chwilach, kiedy nikt nie patrzył, myślę, że oboje rozpoznaliśmy w sobie pokrewną duszę.

Nagle pewnego dnia dowiedziałem się o pilnym wyjeździe. Mój tata miał problemy w pracy, ponieważ jego szef AK. ojciec Sunghoona, postanowił zmniejszyć mu pensję. Rodzice kłócili się w tamtym czasie bardzo dużo, przez co nasza relacja nie była najlepsza.

Kiedy pakowałem się, usłyszałem głos mojego taty, który mówił coś przez telefon. Jego głos był dziwnie nerwowy. Nagle poprostu wyszedł z domu i wsiadł do auta. Czekałem godzinę, dwie, trzy, osiem, ale on dalej nie wracał. W mojej głowie kłębiły się myśli na temat tego, co mogło mu się stać. Wtedy usłyszałem dźwięk telefonu, odebrałem go, a to co usłyszałem, sprawiło, że coś we mnie pękło. Nie żył. Znaleziono jego auto rozbite przy rzece, a samego ojca z wyraźnymi śladami po strzałach pistoletem. Wiedziałem kto to zrobił. Ojciec Sunghoona. Ojciec mojego najlepszego przyjaciela, dla którego byłem gotowy poświęcić życie.

Szybko wybiegłem z domu, z oczami pełnymi łez. Biegłem bez przerw, póki nie dotarłem do domu chłopaka. Bez pukania wszedłem do jego rezydencji i pobiegłem do pokoju. Stał tam, jakby był przygotowany na to, że przyjdę. Na swojej idealnej twarzy miał wymalowany lekki uśmiech. On już wszystko wiedział.

Wtedy moje emocje puściły. Rozpłakałem się i padłem pod jego nogi.

- Wiedziałeś prawda?- zapytałem cały się trzęsąc.

Nie odpowiedział, tylko dalej stał.

- Przywróć go do życia! Wiem, że możesz... To nie może być prawda... To tylko zły sen, prawda... Powiedz mi, że mam rację...

- Nie powiem. Twój ojciec nie żyje.- mówił te słowa niemalże zadowolony.- Wyjdź już, nie mam czasu. Wyjedź z Korei i nigdy tu nie wracaj. Tak będzie lepiej dla ciebie i twojej rodziny.

Obrócił się i to byłoby na tyle. Wyszedłem z jego rezydencji z nadzieją, że już nigdy go nie zobaczę. W tamtej chwili zrozumiałem, że nigdy nie znałem go tak naprawdę.

[A/n] Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i wszystko zostało wyjaśnione. Dobranoc!


KILL ME/ HEAL ME     sunsunki.     상훈 선우 니키Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz