Zyskana wolność.

166 14 5
                                    

Często używasz słowa kurewsko, wiesz? To już w ogóle nieodpowiednie.. A spotkania ze mną się nie odmawia. I sory za ten tekst, może masz w tym trochę racji. 

Valentina Hunter.

— Ciekawe ile prawdy, a ile kłamstwa. — prychnęła sama do siebie, odkładając notkę na bok. — I co ja mam z tobą zrobić, co? — przetarła twarz ręką.

Chciała się spotkać, a ona nie mogła wyjść nawet do swojej matki. Z resztą, Rosalie nawet nie chciała spotykać się z nią. Uważała to za dziwne i sądziła, że musi być w tym podstęp. 

Prawdę mówiąc, to Forest po prostu za dużo myślała i maglowała swoją głowę czarnymi scenariuszami. Była nieufna, ale nie było to dla niej rzeczą, którą chciała zmienić. Lubiła być ubezpieczona, a nadmierne myślenie bardzo jej w tym pomagało. 

— Wiesz że nie musisz gadać sama do siebie?  — przestraszyła się na głos siostry. Sofia tym bardziej nie mogła dowiedzieć się nawet o ich rozmowach. — Wiesz, że wolę dostać prosto w twarz, niż się domyślić.

Powiem ci kiedyś, teraz sama nie wiem co i jak. — przyznała zgodnie ze swoją głową. — I wolałabym gadać sama do siebie jeśli można.. — zagadnęła, mając nadzieję, że siostra zrozumie co miała dokładnie na myśli.

Tylko nie zwariuj jak ostatnio. — poprosiła, chociaż ton jej myśli był z lekka prześmiewczy. Sofia i Megan ciągle wspominały o rzekomym targnięciu się na życie. W ogóle nie rozumiały sytuacji. Lub tok myślenia Rosalie był rzeczywiście.. inny. 

Usunęła młodszą z głowy i wróciła wzrokiem do kartki. W skrócie wytłumaczyła Hunter dlaczego nie mogła się z nią spotkać mimo, że nie chciała przyznawać jej racji co do trzymania w zamknięciu. Była pewna, że duma egocentryczki wzrośnie jeszcze bardziej, a jej osobista opadnie o wiele niżej jak była dotychczas. 

Nietoperz Valentiny wpadł przez jej okno szybciej niż się tego spodziewała. Zrzucił kopertę przed nią i nie zwlekając na żadną reakcję, z powrotem wybił na zewnątrz. 

Oh Forest.. postawiłaś się mi, a swojemu ojcu już nie potrafisz? 

— Idealne porównanie, naprawdę.. — przyznała, wyrzucając zgniecioną kartkę w róg pokoju. Znów podnosiła jej ciśnienie. To było tak nieznośne, że miała ochotę rzetelnie pokłócić się z ojcem i się z nią spotkać tylko po to, żeby zniszczyć jej ten niemrawy narcyzm. 

Ostatecznie, chęć zmieniła się w złapanie klamki od pokoju. Otworzyła drzwi, a Larysa momentalnie się przy nich znalazła. Rosalie z całych sił powstrzymała od natychmiastowego sierpowego w jej stronę. Miała zamiar porozmawiać, a jeśli to nic by nie dało, dopiero używałaby pięści.

— Chcę iść pogadać z ojcem. Jak nie wierzysz, to możesz mnie zaprowadzić. — odparła dość miłym głosem, żeby blondynka ostatecznie puściła ją bez wywodów.

Larysa zachowywała się w zależności od swojego humoru. Czasem nawet przychodziła pogadać z Rosalie, ale to zdarzało się raczej rzadko. Nie miały do siebie problemu, ale nie pałały też empatią. Podchodziły do siebie z neutralnością. 

— Idę z tobą. Znów zrobisz coś głupiego — wymierzyła w nią wskazującym palcem i sunęła się z progu, umożliwiając przejście. — Jak twoja ręka? — spytała w drodze, a Forest wraz z tymi słowami upewniła się, że dziś postawiła na bycie tą miłą. 

— Goi się. — odpowiedziała, choć poważnie to nie zwracała na nią uwagi, więc rana mogła się babrać uniemożliwiając powrót do zdrowia. Dla niej normą były rany. Nawet takie na całe przedramię, przez które mało nie umarła. Zawsze wychodziła z nich cało, więc się nie przejmowała. 

Blackout: Pokolenie Wampirów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz