Prawda, czym jest?
Według klasycznej definicji, prawda polega na zgodności zdarzeń lub słów z faktycznym stanem rzeczy, których dotyczą. W potocznym rozumieniu jest to stwierdzenie w formie zdania oznajmiającego, wyrażone o określonym fakcie, tak jak ma czy miało to miejsce w rzeczywistości. Jasno mówiąc, prawda jest po prostu.. prawdą.
Może być ich wiele. Zwłaszcza, jeśli niektóre były wpajanym kłamstwem. Prawda może być lekka, oczywista. Może być też skomplikowana i niejasna, jeśli kłamstwo musiało być brudne.
A czym było kłamstwo? No bo każdy wie czym ono jest, jednak czego dotyczyło konkretnie tutaj, w sytuacji Valenitny i Rosalie? Czy w ogóle się pojawiło? Co zostało wypowiedziane na głos, a co pozostało pod językiem którejś z nich?
Valentina definitywnie miała dosyć kłamstw i niedopowiedzeń, jak to w zwyczaju każdy miał. Wyobraźcie sobie, że żyjecie w kłamstwie. Załóżmy, że jesteście adoptowani. Kłamstwo? Kłamstwo. Całe życie w kłamstwie.
Całe życie w kłamstwie.
— Mam dosyć tego dnia.. — rzuciła się poirytowana na łóżko. Marzyła o śnie, albo czymś, co mogło ją zrelaksować.
— Ja cholernie też. — Rosalie nie myśląc, położyła się obok niej. Co miała więcej do stracenia?
Bo głowy już przecież nie.
— Jak w Festycji? — spytała, obracając się ciałem w jej stronę. Rosalie zrobiła to samo.
Leżały, patrząc się w swoje zmęczone oczy. Były blisko, ale nie tak, jak niekiedy być potrafiły. Nie miały sił na kolejne "żałujesz?"
— Victor na pewno nie żyje, to jakiś plus. Rzucając zaklęcie na mnie, przeniósł się w tej samej chwili do szpitala i zmarł po drodze. — mówiła to, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
Dla niej była, bo odzyskała bezpieczeństwo i całkowitą już wolność.
— Sofia się trzyma? Z Charlie nie jest najlepiej.
— Sof w tej kwestii jest jak ja. Nienawidziła go. — przyznała szczerze — A.. ty? Jak się trzymasz?
Pytanie, na które nigdy nie ma szczerej odpowiedzi. Zadając je, możemy spodziewać się krótkiej odpowiedzi. Prawdopodobnie nikt nie powiedziałby prawdy, niezależnie jakby brzmiała. Wystarczyło..
— Dobrze. — wystarczyło tyle.
Jednak gdy rzeczywiście chciało się znać odpowiedź na to pytanie, wystarczało zmarszczyć brwi w ciszy. Cisza była głośna. Sprawiała, że nie przestawało się mówić.
— Źle. — przewróciła w końcu oczami. Rosalie wciąż wiedziała cicho, dając jej możliwość kontynuacji — Jedziemy na tym samym wózku, wiesz co czuje.
— Nie jedziemy. Ja nie przeżywam śmierci ojca, ty tak. — poprawiła — Ja bynajmniej już nie. Ty nie przestałaś.
— Przeżywam jego ostatnie słowa. — tym wiem to ona poprawiła ją. Rosalie uniosła się na łokciu. — Znów milczysz? — skinęła głową, by mówiła — Mówił niejasno, nie jak on. Wspominał o prawdzie i zrozumieniu co robisz i ty. Wiesz ile mam do niego pytań, których już nie zadam? — spojrzała zniechęcona w sufit.
Rosalie przymilkła. Valentina wcześniej nie wspominała o słowach jej ojca. Nie myślała nad tym, że mógł wspomnieć o rzeczach, które wspominane być nie powinny. Nie wiedziała ile przed nią ukrywała.
— Mówił coś o jakieś szufladzie w pokoju mojej matki, wiesz, że trochę tam znajdę. Potem powiedział, a raczej.. próbował dać mi informację gdzie znajdę resztę odpowiedzi. Śmieszne sobie, nawet nie wiem na co.
CZYTASZ
Blackout: Pokolenie Wampirów
RomansaOd dziecka nie zaznała spokoju ze strony ojca. Jedyna osoba sprawiająca, że się uśmiechała, została jej odebrana. Więzienie w pokoju, zakaz spotkań z własną siostrą i matką. Wróg, dolegający oliwy do ognia. Rosalie i Valentina nigdy się nie spotkał...