Rosalie rozdzieliła się z podekscytowaną Megan niemalże zaraz po tym, gdy przekroczyły wejściową bramę Festycji. Blondynka chcąc nie chcąc musiała wrócić do domu i pomóc mamie z rodzeństwem, a co tym szło - Forest miała chwilowy spokój od nazwiska Clarence.
Przechadzała się powoli z myślami głęboko poza rzeczywistością. Odblokowała je dopiero, gdy wiedziała że Valentina jest za daleko, by w nie wtargnąć. W swojej głowie po raz setny przetwarzała wcześniejszą rozmowę i próbowała wyciągnąć z niej jakiekolwiek wnioski. Valentina coś planowała. Jeszcze nie doszła do czego, ale nie nastawiała się na kwiatki i baloniki. Nie wiedziała nawet dlaczego na to przystała. Jej asertywność nie leżała na ziemi, a jednak nie potrafiła odmówić. Coś się w niej złamało.
— Ros, nie podoba mi się to.. — głos siostry jak zwykle musiał zakłócić jej overthink. Dziękowała jej za to, ale obawiała się że pewnego, pięknego dnia dojdzie między nimi do dramatu przez to, że Sofia pojawia się w (nie ukrywając) najgorszych możliwych momentach.
— Mi też Sofia, ale proszę zostaw to mnie.. Będę mieć wszystko pod kontrolą, a jeśli się wymknie to od razu ci powiem dobrze? — spytała lekko, łudząc się że siostra zrozumie.
Rozumiała jej obawy i liczyła, że będzie to dwustronne. Starsza Forest wiedziała, że nic dobrego nie wywiąże się z próbą zakopania toporu, a zarazem miała cząstkę nadziei, że może naprawić zniszczone. Co jak co, ale zjednoczone imperia przyniosłyby każdemu wiele korzyści. Próbowała tylko dla ludzi, których już niedługo miała mieć pod swoją opieką.
— Ufam ci, ale pamiętaj że to też da się złamać. Nie zrób nic, czego żałowałabyś następnej nocy. — poprosiła doskonale wiedząc, że Ros niekiedy robi, a dopiero potem myśli, mimo "posiadania" nad tym kontroli.
Rosalie często rzucała się na głęboką wodę. Wiele razy kończyła w szpitalu, na dachu zamku, a nawet kilka razy w lochu. W końcu co miała do stracenia? Więcej godności? Żywy wygląd? Życie samo w sobie? Nic materialnego jej nie trzymało. Materialnego. Była dla tych kilku osób, które utrzymywały ją przy stosunkowo nienormalnym życiu.
— Bez ob.. — krzyk ojca przerwał jej dialogową myśl. W sekundę znalazł się naprzeciw niej i wymierzył dłonią w jej policzek nim w ogóle zdążyła zorientować co w ogóle się dzieje. Huknęła na ziemię przez niespodziewany oraz zdecydowanie zbyt mocny ruch ze strony mężczyzny.
— Co ja ci kurwa powiedziałem na temat Sofii? Wyszłaś z zamknięcia zaledwie wczoraj, a już odpierdalasz! Chcesz wrócić? Mogę ci to zapewnić. — syczał bez krzty opanowania, zaś ona zacisnęła pięści i bez słowa na ustach przeniosła się w miejsce z dala od niego.
Wystraszyła się, gdy zdała sobie sprawę co zrobił. Uderzył, ale tu wcale nie chodziło o nią. O Sofię. Była pewna, że jej się oberwie i była pewna, że nie będzie to pierwszy raz. Miała ślad na policzku. Wiedziała, że mała coś przed nią ukrywa, ale nie sądziła, że jest to terror ojca.
Skoro mogła, to musiała coś z tym zrobić, ale pierw musiała ochłonąć, ponieważ złość znów zajęła cały jej umysł. Nie chciała przypadkiem zabić ojca.
Wolała zrobić to z premedytacją.
Tym razem także nie chcąc robić krzywdy sobie, rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukaniu czegolowiek co mogłaby zbić, rozwalić lub pognieść. Zdała sobie sprawę, że to niekoniecznie. Nieświadomie przeniosła się do sali ćwiczeń, więc problem sam rozwiązał się za nią.
Wstała z ziemi i podeszła do parapetu na którym leżała para rękawic. Założyła je i bez przedłużania podeszła do worka treningowego przyczepionego łańcuchami od sufitu, aż po podłogę. Nie była pewna na ile może sobie pozwolić, żeby go nie rozwalić, ale to okazało się już przy pierwszym ciosie,zadanym z nawet nie połową siły. Worek nie ruszył się z miejsca, choć przy uderzeniu powinien drgnąć. Forest uśmiechnęła się i z każdym kolejnym ciosem uderzała mocniej. Sprawiało jej to dużą przyjemność. Pięści boleśnie ocierały się w za dużych rękawicach, ale ostatecznie biła się z czarnym, trocinowym przeciwnikiem jeszcze długi czas.
Uderzała tak aż do momentu, w którym przez bezsilność jej myśli chowały się w krzyku. Zagłuszała je głośnymi warknięciami i pochlipywaniem. Nie zauważyła, kiedy łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Z każdym ruchem traciła na siłach, a rana na ręce pulsowała wytwarzając mieszankę bólu i ulgi.
Usiadła na ziemi chcąc chwilę odpocząć.
— Nie wiem kim jesteś ale wszystko okej? — do sali wpadła przerażona dziewczyna. Rosalie wychyliła głowę zza worka, zasłaniającego jej widok i uśmiechnęła się, gdy zobaczyłą All. — Ros? Co..
— Daj złapać oddech. — nabrała więcej powietrza, przytrzymując jej słowa ręką. — Jestem wolna!! — krzyknęła wyrzucając ramionami w powietrze, po czym runęła plecami na zimną podłogę jak długa. Allesa natychmiastowo podeszła do niej.
— Miałam rację, że nie masz pojęcia co robisz. — zmierzyła wzrokiem jej ciało, wymijając chwalebność. — Próba samobójcza? Spotkanie z Hunter? Serio? — zawiedziona pokręciła głową, zaś ona się zmieszała.
All nie miała czasu dowiedzieć się o tych dwóch sprawach..
— Nie wiem kto nagadał ci głupot — uniosła się do siadu i zdjęła rękawice.
— Widziałam was, a o twojej niedoszłej śmierci huczy połowa Festycji. Ja powinnam cię teraz zabić gołymi rękami, wiesz? — bezradnie opadła obok niej. Nikt nie miał już sił na głupie i nierozsądne pomysły Forest.
— Nie musisz mi matkować. Meg i Sofia zdążyły zrobić to przed tobą — przyznała, przewracając oczami. — Nie jestem małą dziewczynką.. Może robię głupoty ale na dobre mi to wychodzi. Uciekłam z zamknięcia, All. Powinnaś być ze mnie dumna.
— Byłabym, gdybyś przez to mało nie zginęła. A o to spotkanie nawet nie wiem czy chce pytać. Na co ci to tym razem wyjdzie?
— Schowaj ciekawość, sama muszę to rozgryźć — zaśmiała się chcąc obrócić to w żart, aczkolwiek wyraz twarzy przyjaciółki natychmiastowo odwiódł ją od śmiechu. — Wiem, że chcesz dla mnie dobrze ale błagam cię na wszystko, nie mów tego mojemu ojcu..
— Nie wiem, dlaczego mnie o to prosisz. Nawet jako sługa twojego ojca jestem oddana bardziej tobie niż jemu, nie martw się. Ostatnie czego mi potrzeba to oglądanie twojej egzekucji. — słysząc te słowa, zmarszczyła natychmiastowo brwi.
Na sekundę przeraziła się, że Allesa wie o czymś o czym nie powinna, jednak już po niedługiej chwili uznała to jako zwykłą przenośnie. Nikt o tym nie wiedział, więc skąd miałaby dowiedzieć się ona. Niesforna metafora była idealnym wytłumaczeniem.
— Naprawdę nic jej nie zapytałaś? Nic a nic? Valentina idiotko. — Ashley załamała się wspomnianym idiotyzmem przyjaciółki. Hunter wzajemnie.
— Ona nie jest naiwna, też zablokowała myśli. Pierw musi mi zaufać, żeby mi cokolwiek powiedzieć — próbowała wbić jej własne słowa do głowy. Nie była pewna co się zmieniło, ale Clarence się zapominała.
— Powiedz jak bardzo nienaiwna. Nienaiwna żeby ci zaufać, czy nienaiwna żeby wymyślić swoją intrygę? Zgodziła się bez ale? — takie pytania z jej strony pojawiały się co chwilę. Ashley podczas spotkania całkowicie zajęła się Viser i nie widziała nawet ich mimik twarzy czy gestów ciała.
— Nie zgodziła się od razu, ale musi mieć w tym swoją intrygę, jeśli wyczuła moją. Chyba, że moja intryga jest jej intrygą.. Kurwa świruje. A może te teksty są sfałszowane? Te samobójstwo specjalnie żeby przykuć moją uwagę?
Tak, Hunter z pewnością świrowała. Nie przygotowała się do tego fizycznie, a tym bardziej psychicznie. Rosalie zawróciła w jej głowie do takiego stopnia, że nie potrafiła myśleć o niczym innym, a to już samo w sobie było cholernie irytujące. No, wyobraźcie sobie mieć w głowie jedno i to samo..
— Dziewczyno dramatyzujesz. Jeśli ma intrygę, to wychodzicie po równo. Nikt nie skończy na tym źle.. raczej. Jesteś Valentina Hunter, od kiedy ty się martwisz? — wyskoczyła przed nią wstrzymując kroku. Ashley miała rację. Podobnie do przyjaciółki zauważyła, że kilka dni wystarczyło aby w jej głowie nieźle się poprzestawiało. Wcale nie lubiła swojej nowej wersji. — Co masz zamiar dalej?
— Spotkać się z nią. — odpowiedziała z miejsca. — Moja cierpliwość leży. Musimy spotkać się wcześniej.. Tylko jak ją teraz namówić.
— Przestań się zamartwiać do cholery! Po prostu napisz pieprzony list ze swoim zajebiście ogromnym egoizmem zawartym w środku. Nie daj się jej poznać.
Poważnie gwozdziła się nad zmianą. To było cholernie niepojęte, co robiła z niej Rosalie.
CZYTASZ
Blackout: Pokolenie Wampirów
RomanceOd dziecka nie zaznała spokoju ze strony ojca. Jedyna osoba sprawiająca, że się uśmiechała, została jej odebrana. Więzienie w pokoju, zakaz spotkań z własną siostrą i matką. Wróg, dolegający oliwy do ognia. Rosalie i Valentina nigdy się nie spotkał...