9. Egbert Santan

1.3K 29 31
                                    

Pov: Camden

Spoglądałem na chłopca zdezorientowany, przecież jeszcze kilka godzin temu z Willem wszystko było w jak najlepszym porządku więc z jakiego powodu miał się teraz nagle gorzej poczuć? Wstałem z łóżka a Dylan wpatrywał się w swojego młodszego brata jakby conajmniej stał przed nim kosmita z innej planety i mówił w obcym mu języku.

- Jak to gorzej się poczuł Shane, co mu jest? Mówił coś?-
Dopytałem, a młody zdaje się że nie miał zamiaru prędko mnie puścić więc bez zastanowienia ruszyłem wraz z nim na dolne piętro.

- Nie mówił nic, zrobiło mu się chyba nie dobrze pobiegł do kuchni i zaczął wymiotować do zlewu. -
Wyjaśnił, to było nie codzienne. Rozchorował się? Nie, przecież jakby się przeziębił to miał by gorączkę czy coś w tym stylu. Zdawałem sobie sprawę że to może być coś poważniejszego ale nie dopuszczałem tych myśli do głowy.

Znaleźliśmy się na dole, już po krótkiej chwili, puściłem chłopca i wszedłem do kuchni. Vincent stał obok Willa, trzymał jego ramię. Cicho szeptali, co tu się do cholery właśnie wyprawia.

- Może się czymś wtedy zatrułeś -
Mruknął do blondyna, jego starszy brat. A moją uwagę przykuło słowo "Wtedy".

- Ale czym, przecież nie byłem sam -
Odpowiedział mu młodszy z chłopaków, przy tym przemywając twarz.

- Nie mam pojęcia, Will kurwa na pewno więcej nie będziesz wymiotować?? -
Ciemno włosy brzmiał, na lekko spanikwanego. Co nie było w jego stylu.

- Chyba na razie nie -
Will westchnął, operając się rękami o blat, jakby miał zaraz się przewrócić gdy go puści.

- Chce mi ktoś wyjaśnić, co tu się do cholery jasnej dzieje?? -
Odezwałem się, podchodząc do chłopaków. Odwróciłem Willa, w swoją stronę, przyłożyłem dłoń do jego czoła które było zimne.

- To nic takiego tato, tylko się gorzej poczułem chwilo. Nic wielkiego -
Chłopak wzruszył ramionami, jakby nigdy nic a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem.

- Wymiotowałeś przed chwilą i mówisz że nic ci nie jest? -
Zapytałem nie odrywaja wzroku od chłopca. Brwi marszczyłem, wyraźnie poirytowany ale też zmartwiony.

- Oj tato, mógł zjeść coś po dacie. Albo w szkole coś mu zaszkodziło -
Stwierdził Vincent, a ja wpatrywałem się w nich nie do końca wierząc w te wyjaśnienia.

- O czym rozmawialiście przed chwilą? Kiedy było te "wtedy" gdy mógł się zatruć? -
Uniósłem brew, oboje zamilkli. Oni coś ukrywali, a wiedzą że tego nie cierpię.

- To nic -
Zaczął blondyn, a ja nawet nie pozwoliłem mu dokończyć.

- William, do łóżka. -
Poleciłem, dosyć oschle. Dwójka braci, spoglądała teraz na mnie jakbym wymordował całe miasto.

- Tato, ale.. -
Pokręciłem głową, moja twarz pochmurniała.

- Will, do łóżka. Wymiotiwałeś chwilę temu, to nie jest błachostka. Masz odpocząć, wołaj gdybyś znów źle się czuł. -
Wspomniałem teraz już poważnie, chłopiec bez słowa wyminął mnie i poszedł na górę. Słuchałem jak wdrapuje się po schodach a gdy kroki ucichły wbiłem spojrzenie w Vincenta.

- Tak tak, wiem. Do biblioteki -
Wywrócił oczami, wyszedł z kuchni. Podszedłem do jednej z szafek, wyjąłem se szklankę nalałam wody i popiłem. Nagle podbiegła do mnie córka.

- Tato, skończyłam! -
Krzyknęła podając mi telefon, od razu zabrałem go i wymusiłem uśmiech.

- Jak się rozmawiało z mamą? -
Zapytałem spokojnie, głaszcząc ją po głowie gdy ta przytuliła się do mojej nogi.

Gdyby wszystko było inaczej? [Hailie od małego z braćmi?]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz