EPILOG: She is the giggle at a funeral*

142 22 16
                                    

*Ona jest chichotem na pogrzebie

Nic się tu nie zmieniło. Stara huśtawka wciąż skrzypiała przy najmniejszym ruchu. Mogę powiedzieć, że wszystko było po staremu. 

Przebywanie na placu budziło we mnie wiele wspomnień. Mecze, podczas których On biegał, uśmiechał się, krzyczał, płakał... po prostu był. Teraz Go nie ma, ale kiedy wróci?

- Hej.

Nie zauważyłam, w którym momencie Louis przyszedł.

- Cześć.

- Jak się trzymasz? - zapytał, siadając obok mnie na drugiej, równie starej huśtawce.

Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam odpowiadać, tak naprawdę nikt nie wiedział jak źle ze mną było. Louis nie będzie wyjątkiem.

- Twoi rodzice się martwią.

- Mówią, że coraz mniej jesz.

- Jocelyn?

Nie zauważyłam też, kiedy znalazłam się w objęciach chłopaka, płacząc.

***

- Będę już szedł.

Staliśmy koło mojego domu. Louis nalegał na to, żeby odprowadzić mnie pod sam próg.

- Przyjdziesz jutro?

- Przyjdę.

- Okej, to do jutra?

- Jocelyn!

- Tak?

- Mam coś dla ciebie. 

Chłopak podał mi czerwoną kopertę.

- List? Do mnie? - zapytałam.

- Przeczytaj. Do jutra.

***

Kochanie,

Już od dawna te słowa powinny do ciebie dotrzeć. I ty o tym wiesz, prawda?

Mimo to, napiszę je od nowa. Zacznę wszystko od początku, pokażę ci całą naszą historię.

Może jednak na wstępie podziękuję ci za wszystko. Każdą chwilę śmiechu, jak i smutku. Wspomnienia z tobą zachowam dla siebie do końca. Ufam, że zrobisz to samo.

Czy nie piszę zbyt tajemniczo? Pewnie tak.

Żywię nadzieję, że kiedy skończysz czytać ten list nie postąpisz w ten sposób, co zawsze. To byłoby bez sensu. To także wiesz...

Noce były dla mnie nie do zniesienia. Powód? Za dużo myśli kłębiących się w głowie, nie dających spać. Można było zwariować. Ale wiem, że była to też moja wina.

Dnie były... znośne. Kiedy byliśmy razem były cudowne. Nie zawsze, ale przeważnie.

Najgorsze były kłótnie, nie sądzisz, kochanie?...

Może to tylko moja historia? Może nas nigdy nie było? A co, jeśli to wszystko jest wytworem mojej wyobraźni? Przecież, wbrew pozorom, mam ją bardzo bujną.

 Czy w takiej sytuacji powinno się iść do lekarza? A może po prostu znowu się upiję? To będzie najlepsze lekarstwo, jak sądzisz, kochanie? 

 Bo od zawsze moim marzeniem było być blisko ciebie. Wspólna rozmowa była nadzieją, ale milczenie większą. Przecież nie każdy potrafi iść w niekrępującej ciszy, prawda? Sądzę, że to raczej wyzwanie. Nie wszyscy je podejmują. Wiesz czemu? Na pewno, jesteś inteligentną osobą. Więc może dlatego każdy mój ruch był przemyślany?

 Chociaż... moje życie było obłudą. Wciąż nią jest. Ale dalej cię kocham, mimo że nie ma nas. Jestem ja i jesteś ty. Banalnie można by rzec "tak blisko, a tak daleko". Niestety, to prawda. Kochanie...?

Wszystko zawsze było zabawą. Nie braliśmy życia na poważnie, jak każdy młody człowiek. Ale ja... Moje uczucia zawsze były i będą. Każdy twój uśmiech kocham. Każdą zmarszczkę pod oczami, kiedy się uśmiechasz, też kocham. Każdą łzę kocham. Nawet twoje najmniejsze palce u stóp kocham. Ale tobie nigdy nie wystarczyła ta miłość. Twoim pragnieniem było "coś więcej" - w rzeczywistości było zupełnie na odwrót. Może tego nie wiesz? Jeśli nie - to prawda. Bolesna, okrutna prawda. Jak ta, że to nie mi dane było spać u twojego boku. Ale gdyby tak się stało, wiedz że to mnie dane byłoby widzieć, jak usypiasz przede mną.

 I kiedy wyobrażam sobie ten widok, stwierdzam, że byłby najpiękniejszym. Ale tego już nie wiesz, czyż nie, kochanie? 

 Chyba powoli się rozpadam, widząc ciebie, kiedy śmiejesz się z nie moich żartów. Ale rozpadam się jeszcze bardziej dostrzegając łzy spowodowane nie moją osobą. Bo nie umiem ci pomóc, chociaż chcę. Bo nie chcesz sobie pomóc, chociaż tak bardzo tego pragnę. Dlaczego, kochanie?

 I choć wiem, że nie mam szansy, pamiętaj o jednym - zawsze będę. Pamiętaj też o drugim - każdy ma prawo do załamania się. Jesteś moją idealną melodią, więc pamiętaj o trzecim - nie przestawaj mi grać. Jeśli to się stanie już nigdy nie zobaczę światła na mojej drodze. Będziesz pamiętać, kochanie?

Czasami nie jestem w stanie wytrzymać z tobą w jednym pomieszczeniu, kiedy intensywnie wpatrujesz się w osobę nie będącą mną. Egoizm? Nie, po prostu ból po stracie. Bo wciąż wierzę, że mogliśmy być razem. I nigdy nie przestanę. Ale teraz twoje ruchy są zsynchronizowane z kimś innym. Albo były. I nie mam już sił pokazywać ci kolejnej drogi do szczęścia, bo ta trasa byłaby tylko moim szczęściem. 

Tak, to już jest egoizm.

 Ale kochanie, jesteś jedynym końcem mnie, a ja wciąż pozostaję bez epilogu swojej opowieści. Więc może jednak zakończysz ją, kochanie? 

 Jak bardzo bolało mnie to wszystko nie wie nikt. Nawet Ty, a już szczególnie Ty. Ale nie chcę zmarnować całego listu na mówienie Ci o własnych uczuciach. Bo teraz są one nie na miejscu. Czy to nie śmieszne? Bo boję się, że nie powinno tak być. To nigdy nie powinno się wydarzyć. Jeśli jest to moja wina, wybacz. Jeśli Twoja - przebacz sobie. Bo oboje wiemy, że lepsi byliśmy niewypowiedzeni. Ale to już nie ma znaczenia, kochanie...

Nie ma znaczenia, bo nigdy nie będę w stanie powiedzieć "Kocham Cię" po tym wszystkim, co przeszłaś, po tym wszystkim, co przeszedłem ja. Chcę, żebyś pamiętała o czwartym - moje uczucia są stałe i nigdy nie ulegną zmianie. Choć teraz pewnie nie chcesz mnie znać, prawda, kochanie? Możesz pamiętać i o piątym - wciąż pozostaję tylko człowiekiem. 

Zwykłe słowa nie wystarczą. Powinienem być teraz twoim wsparciem, ale bez ciebie czuję się złamany. Paradoks, bo ty czujesz się tak samo bez niego. To błędne koło.

Przepraszam Cię za wszystko. 

Po prostu nie potrafię tego zrobić.

Mam jednak nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi ten list.

Na zawsze Twój,

Louis.

Dear... - Niall HoranWhere stories live. Discover now