Rozdział 11 - Alessia

798 71 8
                                    

8 miesięcy później – sierpień

Alessia, 18 lat

Minęły dwa tygodnie, odkąd moja matka po raz pierwszy odwiedziła moją salę treningową. Nigdy wcześniej nie postawiła tutaj swojej stopy. Od tego czasu nie dawała mi spokoju, szukając każdego możliwego pretekstu, by przypomnieć mi o moim nadchodzącym zamążpójściu. Dopóki oficjalnie nie ogłoszą zaręczyn, totalnie nie obchodziło mnie bycie 'żoną'. Chciałam udawać, że nic się nie dzieje, a sam Antonio nie istnieje. Tylko ten zabieg pozwalał mi na egzystowanie z dnia na dzień bez stresu i załamań nerwowych. Moja ignorancja jednak nie odpowiadała mojej matce. Jej niezadowolenie rosło z dnia na dzień, tak samo jak napięcie w moim własnym ciele, które nieustannie było spięte z powodu ciężkich treningów. Zamiast martwić się o nadchodzące zamążpójście, przyjęcie i milion innych rzeczy, których ode mnie oczekiwano, skoncentrowałam się na tym, co mogło być moją ostatnią szansą na normalne życie przed przejęciem roli żony – College i treningi.

Sierpień w Baltimore był gorący i wilgotny, a powietrze przesycone było zapachem końca lata. Mimo że słońce wznosiło się wysoko na niebie, jego promienie były przesłonięte ciężkimi chmurami, które zapowiadały nadchodzące burze. Treningi w takich warunkach były męczące, ale dla mnie były one jedynym sposobem na utrzymanie kontroli nad swoim życiem. Każde uderzenie w worek treningowy było próbą wyładowania rosnącej frustracji. Mimo że pot lał się ze mnie strumieniami, przypominał mi jedynie o nadchodzących zmianach, a ja nie zamierzałam się poddać.

Podczas gdy ja wciąż twardo trzymałam się swojej rutyny, moja matka nie traciła czasu na przekonywanie mnie do przyjęcia "prawdziwej" roli kobiety w rodzinie. Niezależnie od tego, jak mocno starałam się ignorować jej naciski, one zawsze znajdowały sposób, by wrócić do mojego codziennego życia. Odwiedzała mnie regularnie, często zostawiając mnie z poczuciem winy za to, że nie angażuję się w przygotowania do przyjęcia. Ale nawet jeśli dawała mi te subtelne "przestrogi", to ja nadal broniłam swojej niezależności. Wiedziałam, że robi to z troski o mnie i chce mi pomóc, jednak kiedy wspomniałam o tym, by trochę odpuściła, spojrzała na mnie pustym wzrokiem nie rozumiejąc moich rezerwacji w stosunku do jej 'szkolenia'. Wiedziała, że nie chciałam małżeństwa i akceptowała to, jednak wiedziała, że szanse na odwołanie układu pomiędzy Condello i Bonnano było znikome, stąd jej nacisk na mnie.

Jednego wieczoru, po ciężkim treningu, który miałam nadzieję zniechęci moją matkę do dalszych prób ingerencji w moje życie, weszłam do swojego pokoju. Na biurku leżał list, którego nie rozpoznałam od razu. Wyjęłam go ostrożnie i zobaczyłam, że był adresowany do mnie. Mój puls przyspieszył, gdy zobaczyłam pieczęć Uniwersytetu w Baltimore. Otworzyłam list, a moje serce zabiło szybciej, gdy przeczytałam słowa: „Z radością informujemy, że zostałaś przyjęta na kierunek Biznes i Zarządzanie na Uniwersytecie w Baltimore." List w późniejszych paragrafach wspominał o czasie na akceptacje oferty oraz wysokości czesnego.

Poczułam przypływ ulgi i radości. To był jeden z niewielu momentów, kiedy czułam się naprawdę szczęśliwa. Teraz mogłam wreszcie ruszyć z planami na przyszłość, mimo że nie miałam pojęcia, co na to powie mój ojciec, a jeszcze bardziej, jak na to zareaguje Antonio. Wiedziałam jednak, że zrobię wszystko, by choć jeszcze na chwilę wyrwać się z rąk mojej nieuchronnej przyszłości. Liczyłam na to, że studia pozwolą mi na odroczenie moich zaręczyn i ślubu.

Później tego samego dnia, siedząc przy stole w jadalni, zebrałam się na odwagę i poinformowałam swoją rodzinę o liście. Maxi emanował irytacją, jak również dumą, prawdopodobnie miał mi za złe, że nie powiedziałam mu wcześniej o swoich planach. Matka złapała się za serce, jak gdybym popełniła najgorsze przestępstwo. Jej zdaniem College był ostatnią rzeczą, której kobieta mafii potrzebowała. Uważała, że to marnotrawienie czasu, ponieważ nigdy nie będę w stanie użyć swoich kwalifikacji, gdyż nie będę mogła pracować. Żadna kobieta w Cosa Nostrze nie pracowała, naszym zadaniem było uczęszczanie na bezsensowne lunche, zajmowanie się domem, rodzenie dzieci i grzanie łóżka mężowi. Nic poza tym.

Księżniczka Mafii [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz