Rozdział 6 - Alessia

3.1K 214 43
                                    

Alessia, 17 lat

Po wyjściu z samolotu na płytach lotniska czekały na nas trzy czarne SUVy, a przed nimi bracia Antonio – Luca i Giulio. Oczywiście, Antonio nie pojawił się osobiście.

Czy mnie to dziwi? Absolutnie nie.

Czy chciałabym, żeby to on stał przed samochodem? Z jakiegoś kompletnie niewytłumaczalnego powodu, tak.

Chciałam go zobaczyć. Ten jeden raz na urodzinach był za krótki, żebym mogła go ocenić, poznać, a pozostałe razy, kiedy patrzyłam na jego twarz, to wtedy, gdy lądował na łamach nowojorskich brukowców.

W czasie kiedy ochrona zajęła się naszymi bagażami, podeszli do nas bracia Bonanno. Po kolei podali rękę ojcu i bratu skinęli głową w stronę matki, po czym ich kalkulujące oczy spoczęły na mnie.

Stałam z tyłu, bliżej samolotu, więc skinęłam im głową, po czym odwróciłam wzrok, ignorując ich. Co to kurwa ma być. W ich oczach widziałam oskarżenie. Dlaczego to ja jestem winna? Jestem w takim samym stopniu ofiarą co Antonio, a winni są nasi ojcowie. Jak gdyby cały ten pomysł z zaręczynami to była moja sprawka. Właśnie przez coś takiego — te spojrzenia i to jak do całej sprawy podchodzi mój brat — jest mi trudno zaakceptować tę sytuację.

Oczywiście, nie zapominajmy o potężnym Antonio, który wsadza swoje przyrodzenie w każdą dostępną waginę w Nowym Jorku. Zero szacunku. Kutas jeden.

Po chwili za plecami poczułam obecność. Marco obserwował całą sytuację ze zmarszczonymi brwiami. Prawdopodobnie nie mogąc rozszyfrować oceniającego spojrzenia braci Bonanno. Przewróciłam na to oczami. Tak, ja też nie rozumiem, o co im chodzi.

Westchnęłam, po czym ruszyłam w stronę samochodów. Z ustaleń wynikało, że ojciec z matką mają jechać w pierwszym, brat z ochroną w drugim, a ja wraz z braćmi Antonio oraz Marco w trzecim. Brat próbował protestować, chcąc jechać ze mną w jednym samochodzie. Ma to prawdopodobnie związek z jego przekonaniem, że między mną a moim ochroniarzem coś jest, próbował jednak przekonać nas, że to kwestia bezpieczeństwa, ale ja wiedziałam lepiej. Giulio podniósł brew, również nie kupując tej wymówki.

– Nie martw się, będzie z nami bezpieczna – powiedział Luca.

Ojciec szepnął coś na ucho Maximilianowi. Cokolwiek powiedział, ten przestał naciskać. Usiedliśmy w wyznaczonych samochodach, po czym ruszyliśmy.

Giulio kierował, Luca siedział na miejscu pasażera, a ja z Marco na tylnych siedzeniach. Mój ochroniarz był na tyle blisko, że stykaliśmy się udami i ramionami. Czułam jego napięte mięśnie nóg i sztywne ramiona. Ciągle rozglądał się dookoła i co jakiś czas patrzył w lusterko, gdzie spotykał się wzrokiem z Giulio, który miał dziwny wyraz twarzy. Jego oczy ciągle przeskakiwały to ode mnie do Marco i tego jak blisko siedzimy.

Czy on mógłby patrzeć na drogę? To będzie jakiś pierdolony cud jeśli dojedziemy na miejsce cali i zdrowi.

W samochodzie panowała grobowa cisza. Nie grała nawet muzyka, by zmniejszyć jakoś niezręczność tej sytuacji. W myślach przewróciłam oczami. Mężczyźni mafii kochali ciszę i to jak potrafi ona onieśmielać ludzi.

Ojciec od dziecka wpajał mi wszystkie techniki, jakimi mogę zdobyć przewagę nad wrogiem i jedną z nich była właśnie cisza. Tylko czemu miało to służyć w tym przypadku? Nie jestem ich wrogiem, a wkrótce zostaniemy rodziną, więc cokolwiek teraz robią, nie wróży to dobrze na naszą przyszłą relację.

Z każdą przejechaną milą mój nastrój się pogarszał. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem niechciana w Nowym Jorku, nie tylko przez braci mojego przyszłego męża, ale i niego samego. Dlaczego mnie to spotkało? Zgarbiłam się pod presją tych wszystkich myśli. Po chwili jednak pokręciłam głową i skarciłam to, jak mało mam wiary w siebie.

Księżniczka Mafii [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz