Rozdział trzeci

375 58 1
                                    

Dean

Zegar wybija godzinę piątą po południu, a ja wreszcie mogę sobie pozwolić na chwilę odpoczynku po całym dniu prac w ogrodzie. Nie sądziłem, że dom moich dziadków był tak bardzo zaniedbany, choć nie ma co się dziwić, skoro przez ostatnie lata byłem tutaj ze dwa razy. Odkąd odeszli, nie miałem już żadnego powodu, by wracać.

Kiedy byłem mały, mieszkaliśmy tu razem z mamą, ale ta postanowiła, że przeniesiemy się do większego miasta, chcąc zapewnić mi lepszą edukację. Tak więc od około ósmego roku życia przejeżdżałem tutaj wyłącznie na wakacje i święta, a z biegiem lat coraz rzadziej odwiedzałem dziadków. Jako nastolatek było mi szkoda czasu na długą podróż, bo wolałem spotkać się ze znajomymi lub zabrać dziewczynę na randkę. Teraz bardzo tego żałuję. Chciałbym móc cofnąć czas, a wtedy na pewno kilka rzeczy zrobiłbym inaczej. Być może dzięki mnie czyjeś życie byłoby dużo łatwiejsze.

Z kuchennej szafki wyjmuję szklankę i nalewam do niej wody z kranu. Jednym duszkiem opróżniam całą zawartość, po czym raz jeszcze ją napełniam i przykładam do ust. Biorę jeden spokojny łyk, ale szybko odkładam szkło na blat, gdy zza oknem zauważam samochód, który parkuje na podjeździe u sąsiada. Marszczę brwi ze zdziwienia i przysuwam twarz bliżej firanki. Wytężam wzrok, ale wzorzysta tkanina nieco przyćmiewa mi widok, dlatego odsuwam ją lekko na bok i wysuwam nos. Uważnie przyglądam się temu, co dzieje się na drugim podwórku. Na ogół nie jestem tak wścibski i sprawy sąsiadów mało mnie interesują, ale jeśli chodzi o Moore'ów...

Drzwi od strony kierowcy się otwierają i już po chwili z czarnego forda wysiada kobieta. Jej kasztanowe włosy sięgają niewiele poza ramiona i akurat w chwili, kiedy o nich myślę, szatynka zakłada ich kosmyk za ucho. Z ostrożnością zamyka drzwi i lustruje wzrokiem budynek. Zatrzymuje się przed maską samochodu, krzyżuje ręce na piersi i wpatruje przed siebie. Tkwi w tej pozycji dobrych kilka minut, a ja zamiast wrócić do swoich obowiązków, bezczelnie ją podglądam. Zdaję sobie sprawę, że to niegrzecznie, ale jestem cholernie ciekawy, kim ona jest i co wspólnego ma z tą popieprzoną rodziną.

Nagle w mojej głowie pojawia się myśl, że może być po prostu nową, przypadkową właścicielką domu, która zakupiła go w okazjonalnej cenie, lecz coś podpowiada mi, że wcale tak nie jest. Czuję, że ta drobna kobieta ma z nim o wiele więcej wspólnego, niż może mi się wydawać.

Sąsiadka zdaje się albo wyczuwać moją obecność, albo po prostu zechciała rozejrzeć się po okolicy, bo w jednej chwili jej wzrok ląduje na moim oknie. W mgnieniu oka puszczam firankę i robię krok w tył, lecz nie mam pewności, czy mnie nie zauważyła. Jej twarz nadal skierowana jest w stronę mojego domu, a ja mam wrażenie, jakby poraził mnie piorun.

Wspomnienia w jednej chwili atakują mój mózg, choć staram się ich do siebie nie dopuścić. Uparcie bronię się przed tym, co własne ciało próbuje mi przekazać. Nie chcę o tym pamiętać prawie tak samo, jak nie chcę, by ona była nią.

Kręcę głową na boki. To irracjonalne i kompletnie niemożliwe. Kobieta, która znajduje się na podjedzie jest zbyt młoda, by mogła być tamtą dziewczyną. Przecież minęło tak wiele lat, a poza tym... ona nie żyje. Odeszła, jak miałem z sześć lat.

Kim więc jest ta dziewczyna? Czy to możliwe, by były ze sobą spokrewnione? W mojej głowie pojawia się tak wiele pytań, choć fizyczne podobieństwo jasno wskazuje jedyną prawidłową odpowiedź. Kobieta, której się przyglądam jest córką Rebekki Moore.

Oddech przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz