Marissa
Powrót do miejsca, które od lat kojarzy mi się wyłącznie ze strachem, okazał się dużo trudniejszy niż przypuszczałam. W mgnieniu oka wróciło do mnie wszystko to, o czym starałam się zapomnieć. Ból, bezradność i przerażenie na nowo zagościły w moim sercu, przyprawiając mnie o zawroty głowy. Znów czuję ten sam wstyd i obrzydzenie, z którymi dzielnie walczyłam od czasu wyprowadzki, dlatego nie mogę zostać tutaj zbyt długo. Obawiam się, że mogłoby mnie to do reszty zniszczyć.
To straszne, że nawet kiedy jego już tutaj nie ma, ja nadal nie potrafię ruszyć do przodu. Nie umiem zapomnieć o tym, co było, a zwykły budynek jest w stanie przywołać we mnie tak starannie ukryte emocje. Wiem jednak, że muszę przez to przebrnąć, by raz na zawsze zamknąć ten rozdział i już nigdy do niego nie wracać.
Wreszcie wysiadam z samochodu. Opuszczam pojazd tak uważnie, jakby na zewnątrz czyhało na mnie jakieś zagrożenie. Nie było mnie tutaj tak wiele lat, a mimo to mam wrażenie, że nic się nie zmieniło, zupełnie jakby czas stanął w miejscu. Dom nadal pokryty jest tym samym jasnobeżowym kolorem, a tuż pod oknami rosną rabaty z różnego rodzaju kwiatami, które jako dziecko sadziłam razem z babcią.
Mimowolnie uśmiecham się na jej wspomnienie. Była wspaniałą kobietą i cholernie żałuję, że nie było nam dane dłużej nacieszyć się swoim towarzystwem. Rak piersi odebrał jej życie, gdy miałam dziesięć lat i od tamtej chwili wychowywał mnie tylko dziadek. Czasami się zastanawiam, czy gdyby babcia nadal żyła, on również stałby się takim potworem, czy może stał się nim właśnie z powodu jej śmierci. Jako nastolatka byłam zła na babcię, że tak szybko odeszła, bo gdyby była z nami choć tych kilka lat dłużej, z pewnością nie pozwoliłaby mu, żeby dopuszczał się tak okrutnych czynów.
Biorę głęboki wdech, po czym odrywam wzrok od rodzinnego domu i rozglądam się dookoła. Spojrzenie kieruję na dom dawnych sąsiadów i zastanawiam się, czy od czasu ich śmierci ktoś w nim zamieszkał. Widząc jednak zadbany ogród, domyślam się, że ma on teraz nowego właściciela, który z pewnością niebawem doprowadzi go do porządku.
Państwo Newman byli pogodnymi staruszkami i latem często do nich chodziłam zbierać owoce. Za ich domem znajduje się niewielki sad, w którym zasadzone są różnego rodzaju drzewa owocowe. Na usta mimowolnie wkrada mi się nieśmiały uśmiech na wspomnienie tamtego okresu, kiedy to wieczorem wymykałam się dziadkowi i spędzałam długie godziny w ogrodzie sąsiadów, zajadając się świeżymi jabłkami, a także rozmawiając z panią Hannah. Po śmierci mojej babci to właśnie ona w pewien sposób zastąpiła mi jej obecność. Wielokrotnie chciałam jej się zwierzyć, co dzieje się w naszym domu, ale nigdy nie miałam w sobie dość odwagi, przy przyznać to na głos. Teraz, z biegiem lat, odnoszę jednak wrażenie, że staruszka mogła się czegoś domyślać, bo zawsze powtarzała mi, że gdyby działo się coś złego, mogę liczyć na nią i jej męża. Strasznie żałuję, że nie wyznałam jej prawdy. Być może gdybym to zrobiła, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej, a ja nie byłabym tak zepsuta, jak jestem teraz.
W kuchennym oknie sąsiadów dostrzegam jakiś ruch i przez kilka chwil uważnie się jemu przyglądam, lecz dochodzę do wniosku, że to zbyt niegrzeczne, a ja nie powinnam tak bezczelnie się gapić. Odwracam więc wzrok i znów kieruję go na budynek, który da mi pieniądze na nowy, lepszy start.
Na drżących nogach zbliżam się do głównego wejścia. Szukam w torebce klucza, który kilkadziesiąt minut wcześniej dostałam od notariusza. Oczywiście musiałam się z nim spotkać i podpisać kilka dokumentów, ale na szczęście mężczyzna gdzieś się spieszył, dzięki czemu nie zawracał mi głowy zbyt długo. W końcu udaje mi się odnaleźć klucz, dlatego wsuwam go do zamka i przekręcam. Otwieram drzwi, a wtedy moje nozdrza atakuje znajomy zapach, który błyskawicznie przywołuje we mnie wspomnienia.
Tkwię w progu w bezruchu przez kilkanaście sekund, lecz w końcu zbieram się w sobie i uchylam powieki, które nie wiem nawet kiedy przymknęłam. Moim oczom ukazuje się przestronny hol. Rozglądam się po pomieszczeniu i staram sobie przypomnieć, czy dokładnie tak samo wyglądał tych kilka lat wcześniej, lecz dochodzę do wniosku, że w środku niewiele się zmieniło poza nowym wzorzystym dywanikiem na wejściu. Robię kilka kroków w głąb korytarza. Trudno jest mi nazwać targające mną emocje, bo jednocześnie odczuwam zarówno niepokój, jak i nostalgię. Chcąc nie chcąc, to właśnie tutaj dorastałam i się wychowałam, więc mam do tego miejsca pewien sentyment.
Odkładam torebkę i klucze na komodę. Mój wzrok wędruję na wypełnioną naszymi zdjęciami ścianę. Bezwiednie wykrzywiam usta w uśmiechu, gdy natrafiam na fotografię mojej mamy. Ma na nim około piętnastu lat i wydaje się szczęśliwa. Wiele razy zastanawiałam się, jak wyglądałaby dziś, gdyby tak szybko nie odeszła. Czy byłybyśmy do siebie podobne? Czy byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami, czy może wiecznie darłybyśmy ze sobą koty? Smutnieję za każdym razem, kiedy moje myśli wędrują w jej stronę. Moja mama zaszła w nastoletnią ciążę i niestety przez powikłania poporodowe zmarła kilka dni po moich narodzinach. Staram się za to nie obwiniać, ale to trudne żyć ze świadomością, że ona musiała umrzeć, bym ja mogła żyć.
Potrząsam głową, chcąc odpędzić podły nastrój. Powracam do przeglądania zdjęć i na moją twarz znów wkrada się uśmiech na widok ukochanej babci na tle tego domu. Jest lato, a słońce pada na jej szczęśliwą twarz. Pamiętam dzień, w którym zrobiliśmy tę fotografię. Babcia wróciła wtedy do domu po chemioterapii i mimo niekorzystnych rokowań, nigdy nie przestawała się uśmiechać. Za to właśnie najbardziej ją podziwiałam – za patrzenie na świat przez różowe okulary. Dość często powtarzała mi słowa, które dopiero po czasie zrozumiałam: „To nie tak, że świat jest szary. To tylko ty patrzysz na niego przez niewłaściwe okulary."
Przeskakuję wzrokiem po kolejnych oprawionych w ramki zdjęciach i na większości z nich znajduję się ja. Gdyby ktoś z zewnątrz wszedł tutaj i popatrzył na tę ścianę, mógłby pomyśleć, że byłam oczkiem w głowie dziadka, który nigdy nie pozwoliłby, żeby ktoś mnie skrzywdził. Tymczasem on sam dopuścił się tak haniebnych czynów, na myśl o których włoski na całym ciele stają mi dęba. Kolejna fotografia przedstawia nas dwoje i na jej widok ściska mnie serce. Mam na nim z siedem lat. Śmieję się do rozpuku, bo dziadek trzyma mnie w talii i łaskocze. Tamtego dnia świętowaliśmy rozpoczęcie wakacji i razem z sąsiadami zrobiliśmy ognisko na tyle naszego domu. Były pieczone kiełbaski, owocowy kompot i tańce do nocy. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa. Dziadkowie zapewnili mi wszystko, czego potrzebowałam, bym nigdy nie odczuła braku biologicznych rodziców. Cóż... przynajmniej do czasu. Gdyby tylko ta mała Marissa wiedziała, jak bardzo jej życie zmieni się w przeciągu kilku następnych lat, z pewnością nie uśmiechałaby się tak często.
Odwracam się plecami od ściany, która przywołała na raz zbyt wiele wspomnień. Zmierzam do kuchni i w pierwszej kolejności otwieram okna, chcąc przewietrzyć pomieszczenie. Na blacie zauważam kubek z niedopitą kawą, a obok niej poranną gazetę z datą na kilkanaście dni wcześniej. Obejmuję spojrzeniem raz jeszcze całą przestrzeń. Nie wygląda ona, jakby jego właściciela już tutaj nie było. Przypomina raczej obraz kogoś, kto rano nie zdążył dopić kawy, bo spieszył się do pracy.
Przerywam rozmyślania i postanawiam wyjąć swoje rzeczy z samochodu. Przez całą drogę zastanawiałam się, w którym pokoju będę spać i ostatecznie chyba zatrzymam się na kanapie. Nie jestem pewna, czy powrót do mojej sypialni nie wywoła we mnie chęci ucieczki, a przecież muszę odpowiednio przygotować dom na sprzedaż. Nie zostanę także w jego sypialni, zatem najbezpieczniejszą opcją okazuje się salon.
Wyjmuję z bagażnika walizkę i stawiam ją obok auta. Zgarniam jeszcze pudełko, w które spakowałam swoją pościel, poduszkę oraz koc, a także drugi mniejszy karton z różnymi drobiazgami.
Zamykam bagażnik. W jednej ręce trzymam oba pudła, a drugą łapię za rączkę walizki. Instynktownie unoszę wzrok na dom sąsiadów i drugi już raz zauważam za firanką jakąś postać, która ewidentnie mi się przygląda. Marszczę brwi, po czym nieco speszona rozglądam się na boki. Czuję się obserwowana, dlatego szybkim krokiem podążam do domu i zamykam za sobą drzwi na klucz. Przez resztę wieczoru nie opuszcza mnie dziwne wrażenie, że niebawem wydarzy się coś, czego kompletnie się nie spodziewam.
CZYTASZ
Oddech przeszłości
RomanceIntrygujący romans z motywem stalkera i elementami dark. Marissa Moore nie miała łatwego dzieciństwa, a dziadek, który powinien był zapewnić jej beztroskie życie, stał się jej własnym potworem. Koszmar dziewczyny trwał kilka lat i uwolniła się od ni...