Rozdział czwarty

413 54 8
                                    


Marissa

Trzynaście lat wcześniej...

Biedne dziewczę grzeczne było,
Lecz to mu nie wystarczyło.
W nocy skradał się cichutko,
By utulić ją milutko.
Strzeż się jednak dziewczę moje,
Bo to zmora, wnet cię pojmie.
Nie da ci w spokoju spać
Zacznie się coś złego dziać.

Wskazówki zegara sunące po jego tarczy niemal zagłuszają szaleńcze bicie mojego serca, spowodowane przeraźliwym dźwiękiem trzeszczących schodów. Wmawiam sobie, że drewno nie wytrzymuje nacisku jego ciężkiego ciała i aż uparcie krzyczy pod jego naporem. Mocniej zaciskam powieki i wtulam się w pluszową maskotkę w nadziei, że to tylko kolejny koszmar, z którego lada chwila się wybudzę.

Niestety okazuje się, że ja wcale nie śpię, a zmora z każdą sekundą jest coraz bliżej mnie. Ze wszystkich sił staram się wyrównać oddech. Naiwnie wierzę, że jeśli będę udawać, że śpię, on po prostu sobie pójdzie i zostawi mnie w spokoju. Kiedy jednak stare drzwi do mojego pokoju głośno skrzypią, nie potrafię skupić się na niczym innym. W bezruchu wyczekuję, aż materac ugnie się pod jego ciężarem, a szorstkie dłonie powędrują do miejsc, których nigdy nie powinny były dotknąć.

Jak każdej nocy, podczas której światło księżyca wpada do mojego pokoju, mój koszmar staje się rzeczywistością. Za plecami wyczuwam ciepło i już po chwili druga strona pojedynczego łóżka zostaje zajęta. Wbijam palce w maskotkę, czując na karku jego obleśny oddech. Staram się nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, mimo że mam ochotę krzyczeć wniebogłosy. Gdy zgrubiałe paluchy odnajdują moje biodro, gwałtownie wgryzam się we własną wargę. Mija kilka chwil nim potwór decyduje się na kolejny ruch. Mam wrażenie, że w tym czasie próbuje ocenić, czy naprawdę śpię. Czasami chcę się odezwać i uciec stąd jak najdalej, ale wiem, że jego nic nie powstrzyma, a mnie nikt nie uwierzy. W końcu Finn Moore jest zasłużonym byłym wojskowym i dlaczego miałby krzywdzić własną wnuczkę?

Po kilku zdających się trwać wiecznie minutach, jego palce powoli wsuwają się pod moją piżamę. Ledwo udaje mi się zapanować nad oddechem, gdy odnajduje pod koszulką moje niewielkie piersi. Obejmuje je całymi dłońmi i dziwnie ściska. Serce chce mi wyskoczyć z piersi i jestem pewna, że on także wyczuwa jego szaleńczy rytm, lecz mimo nie przestaje mnie dotykać.

Jeden, dwa, trzy... odliczam powoli, chcąc skierować myśli w zupełnie innym kierunku. Mocniej wtulam twarz w poduszkę, a on podąża za mną i przysuwa się jeszcze bliżej mnie. Jego ciężki oddech zostawia mokre ślady na moim karku, które zaraz potem delikatnie całuje.

Cztery, pięć, sześć... Dociska biodra do mojej pupy i czuję, jak coś twardego na nią napiera. Wbijam paznokcie w skórę własnych dłoni, licząc na to, że ból fizyczny na ułamek sekundy odciągnie mój umysł od tego, co właśnie się dzieje.

Siedem, osiem, dziewięć... Idzie o krok dalej. Palcem zatacza kółka wokół mojej brodawki, wywołując w moim ciele nieprzyjemne dreszcze. Oddycham głęboko, bo mam ochotę zwymiotować. Zaczynam się wiercić w nadziei, że go przestraszę, ale jestem w błędzie. Potwór zaczyna głośno sapać, a jego oddech krąży po mojej szyi. Dociera do mnie smród alkoholu. Przewracam się na plecy, czego szybko zaczynam żałować, bo jego ręka zjeżdża coraz niżej.

Dziesięć... W tym momencie powinnam się obudzić, a nocna zmora rozpłynąć w powietrzu, jednak ona nadal tu jest. Leży obok mnie, przez co czuję na sobie jej wstrętny oddech. Trąca palcami o gumkę dolnej części mojej piżamy, a kiedy udaje jej odsunąć materiał na tyle, by móc wślizgnąć się dłonią do środka, gwałtownie łapię ją za nadgarstek.

– Nie – szepczę tak cicho, że nie mam pewności, czy na pewno dobrze mnie zrozumiał.

– Ciii... – Stara się mnie uspokoić i mimo mojego sprzeciwu, dostaje się do środka.

Zaciskam powieki, spod których wypływają łzy. Obnażają moją bezsilność i pokazują, w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję. Potwór zaczyna gładzić włoski na moim wzgórku łonowym, a mnie zalewa fala wstydu i upokorzenia. Nie chcę, żeby to robił. Chcę, by przestał, ale jak mam go do tego zmusić, skoro jest ode mnie dwa razy większy?

– Proszę, przestań... – skomlę naiwnie.

Moim ciałem wstrząsa szloch, który starannie udaje mi się ukryć. Jego wargi znów stykają się ze skórą moich ramion. Zostawiają po sobie mokrą, obleśną pamiątkę, którą będę próbowała z siebie zmyć przez następnych kilka dni. Kolejny już raz zaczynam odliczać w myślach do dziesięciu, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że on niedługo stąd pójdzie i na nowo przywdzieje maskę kochającego dziadka, a mnie po dzisiejszej nocy pozostaną tylko czerwone ślady na skórze, które za każdym razem zostawia po sobie jego twardy zarost.

Oddech przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz