Marissa
Kiedyś myślałam, że tylko dzięki jego śmierci będę w stanie móc wreszcie odetchnąć pełną piersią, ale teraz, kiedy to naprawdę się stało, wiem, że byłam w błędzie. Przez wiele lat żyłam w błędnym przekonaniu, że ukojenie przyniesie mi tylko jego odejście, lecz myliłam się.
Jego śmierć niczego nie zmieniła. Przeszłość nadal jest taka sama, a blizny nadal znajdują się na moim ciele. Mam wręcz wrażenie, że otwierają się one na nowo za każdym razem, gdy wracam pamięcią do dawnych lat. Tak wiele bym dała, żeby o tym wszystkim zapomnieć, ale niestety mój umysł nie chce mi na to pozwolić.
Jest piątkowy poranek, a ja zamiast szykować się do wyjścia do pracy, od dobrej godziny siedzę przy stole, trzymając w ręku kopertę, którą wczoraj listonosz zostawił w mojej skrzynce na listy. Toczę walkę sama ze sobą, bo jedna część mnie chce ją otworzyć i przeczytać, a druga pragnie przedrzeć w pół i spalić. Ciekawi mnie, czy ten człowiek postanowił zostawić mi choć kilka słów, w których wyjaśniłby, dlaczego był moim prywatnym potworem, albo czy żałuje tego, co zrobił.
Tuż po przebudzeniu zadzwoniłam do doktor White z wiadomością, że dopadła mnie grypa i nie będzie mnie dziś w pracy, co oczywiście było kłamstwem. Tak naprawdę nic mi nie jest, ale wiem, że jeśli zdecyduję się otworzyć zawartość tej koperty, nie będę w stanie dziś skupić się na niczym innym. Mimo wielu wątpliwości i natłokowi myśli w końcu rozrywam papier. Serce niemal chce mi wyskoczyć z piersi, a palce drżą niekontrolowanie, gdy wyjmuję złożoną na pół kartkę. Rozkładam ją, wstrzymuję oddech i przebiegam wzrokiem po tekście. Kiedy natrafiam na odręczny podpis Finna Moore'a, moje ciało oblewa strach. Zdaję sobie sprawę, że jego tutaj nie ma, ani też nigdzie indziej i już nigdy go nie zobaczę, a mimo to przechodzą mnie ciarki na samą myśl o tym człowieku. Nadal nie rozumiem, co nim wtedy kierowało, i wychodzi na to, że już nigdy się tego nie dowiem.
Biorę kilka pokrzepiających wdechów, co pozwala mi nieco ukoić zdenerwowanie. Ze spokojem staram się odczytać testament, mimo że targają mną ogromne emocje. Przełykam głośno ślinę, docierając do miejsca, w którym dowiaduję się, że rodzinny dom od teraz należy wyłącznie do mnie. I choć wcale nie powinno mnie to dziwić, bo jestem jedyną najbliższą rodziną, to i tak jestem zaskoczona, że po tym wszystkim spadek jest mój. Wprawdzie dziadkowie, oprócz mojej mamy, mieli jeszcze adoptowanego syna, ale ten wiele lat temu wyrzekł się rodzinnego majątku i zaczął żyć własnym życiem.
W pierwszej chwili mam ochotę wyśmiać go za ten durny pomysł. Czy on naprawdę uważał, że po tym wszystkim wrócę do rodzinnego domu i będę tam żyć, jak gdyby nigdy nic się nie stało? Że porzucę swoje dotychczasowe, poukładane życie, by na nowo przeżywać traumę w czterech ścianach swojego starego dziecięcego pokoju? Ten budynek jest moim przekleństwem i z radością wspominam dzień wyprowadzki, co wcale nie było łatwe.
Finn Moore był trudnym człowiekiem, a ja dałabym wszystko, aby móc wymazać z pamięci swoje dzieciństwo. Nie mam zamiaru tam wracać, ani tym bardziej przejmować się jego losem. Wszystko mi jedno, co się z nim stanie.
Pospiesznie chowam kartkę z powrotem do koperty, a następnie upycham ją do jednej z kuchennych szafek. W złości trzaskam drzwiczkami, których zawiasy tym razem nie wytrzymują nacisku i front całkowicie się osuwa. W bezruchu gapię się na mebel, z trudem powstrzymując łzy. Zaciskam usta w cienką linię, po czym uważnie rozglądam się po moim małym mieszkaniu. Odchodząca ze ścian farba, skrzypiące drzwi i podłoga, stara, wytarta kanapa, na której powoli zaczynają wybijać się sprężyny, to pierwsze, co rzuca się w oczy po przekroczeniu progu. Nie mówiąc już o starej instalacji elektrycznej, która jest niczym tykająca bomba, i tylko czekam, aż jedno zwarcie sprawi, że cały budynek stanie w płomieniach.
CZYTASZ
Oddech przeszłości
Roman d'amourIntrygujący romans z motywem stalkera i elementami dark. Marissa Moore nie miała łatwego dzieciństwa, a dziadek, który powinien był zapewnić jej beztroskie życie, stał się jej własnym potworem. Koszmar dziewczyny trwał kilka lat i uwolniła się od ni...