⚝Rozdział 4.⚝

230 6 0
                                    

                                   ⚝ MIA ⚝

Właśnie wróciłam do domu, już miałam coś powiedzieć, aby wytłumaczyć się gdzie byłam, jednak powstrzymałam się, gdy usłyszałam rozmowę moich rodziców, którzy siedzieli w kuchni przy stole. Podeszłam bliżej wejścia do kuchni i nachyliłam swoją głowę, aby coś nie coś podsłuchać. Robiłam źle, ale byłam ciekawa o czym mówią, skoro robią to prawie szeptem.

~ Skąd wiesz, że wrócili? ~ zapytała moja rodzicielka.

~ Widziałem tego chłopaka w sklepie nie daleko, nie był sam, był z Otylią, wiesz co będzie, jeśli się to wyda? ~ ponownie zapytał ojciec.

Na samo imię Otylia znieruchomiałam. Otylia to była mama jego, mojego najlepszego przyjaciela. Ale nadal nic z tego nie rozumiem, wróciła?, kiedy?, skoro wrócili to czemu nie przyszli?, co się niby miało wydać?. Miałam tyle pytań w głowie, a na żadne z nich odpowiedzi nie było.

~ Nie wyda się, możesz być tego pewny, skoro wrócili, to mają jakiś powód ~ odpowiedziała mama, a ja nadal nie rozumiałam, gadali jakimś szyfrem.

~ Lepiej żeby tak zostało ~ dodał ojciec, a ja postanowiłam więcej nie słuchać i otworzyłam po cichu drzwi i trzasnęłam, żeby wiedzieli, że ktoś wszedł. Od razu ich wzrok powędrował na mnie.

~ Cześć mamo, cześć tato ~ powiedziałam. ~ byłam przed domem, spacerowałam wokół ~ dodałam, bo wiedziałam, że i tak to pytanie w końcu padnie.

~ Dobrze córeczko, nie ma problemu ~ odpowiedziała łagodnie mama co w sumie nie jest do niej podobne, a ja przytaknęłam. Nie spojrzałam w stronę ojca, po prostu skierowałam się w stronę schodów, a później weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi za sobą.

Ściągnęłam z siebie ubrania i przebrałam się w swoją ulubioną piżamę. Wskoczyłam na łóżko i przykryłam się kołdrą. Totalnie nie miałam ochoty spoglądać w telefon, więc ułożyłam się wygodnie i po kilku minutach zasnęłam.

                                  ☆☆☆☆

Wstałam już około godziny 7:00, do szkoły miałam na 9:00, więc miałam jeszcze czas na ogarnięcie się. W między czasie wzięłam telefon do ręki i zaczęłam go przeglądać. Cóż Luna z Marcelem serio byli na jakimś melanżu, trochę im zazdrościłam, ale sama nie chciałam pójść, a w zasadzie nie mogłam. Odłożyłam znudzona telefon i z leniem w dupie wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i myślałam co na siebie dzisiaj nałożyć. W końcu wyciągnęłam czarne dresy, białą zwykłą koszulkę, a na to czarną bluzę zapinaną z kapturem. Postawiłam na wygodę, choć u mnie to codzienność.

Po chwili ubrałam się w ubrania, które przygotowałam i podeszłam do toaletki. Usiadłam i zrobiłam codzienny makijaż, ponieważ nie chciałam się dzisiaj malować mocno. Poza tym miałam zakaz malowania się mocno od mojego chłopaka, ale czasami miałam w dupie ten zakaz.

Zeszłam na dół do kuchni, lecz nikogo tam nie zastałam. Rodzice pewnie w pracy, a Liam jest w szkole. Cieszyłam się z tego powodu, bo przynajmniej dzisiaj z rana nie musiałam patrzeć na ojca. Weszłam do korytarza, ubrałam swoje białe af1 i wyszłam z domu zamykając go na klucz. Postanowiłam sobie zrobić dziś spacer do szkoły, nie była ona daleko, więc nic mi to nie zaszkodzi, a może polepszy mój umysł.

Po kilku, a nawet kilkunastu minutach byłam już pod szkołą, byłabym pewnie wcześniej, ale zahaczyłam jeszcze o sklep, w którym postawiłam na energetyka, tego nie mogło dzisiaj zabraknąć, zadowolona szczerze wchodzę na teren szkoły i rozglądam się, dostrzegam od razu Lunę oraz Marcela, którzy chyba czekali na mnie. Witam się z nimi oczywiście jak zawsze przytulasem, odsunęłam się od nich i przechyliłam energetyka do gardła.

It's gotta be you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz