Następnego dnia obudziła się z burczącym brzuchem. Z jękiem sturlała się z łóżka prosto na zimną podłogę. Chłód skutecznie orzeźwił jej rozespane ciało. Jeszcze minutkę poleżała na podłodze wzbierając się mentalnie do wstania. W myślach przeklinała Diarmuda za wykorzystywanie jej po nocach.
Chwilę później skrzywiła się na tą myśl. Zabrzmiało to bardzo dwuznacznie.
Nagle zorientowała się, że coś jest nie tak i zamrugała zdziwiona. Czy nie spędziła wczorajszej nocy przytulona do bardzo ciepłego i lepkiego Żmija? Czy nie powinna w takim razie być wciąż na szczycie wieży, bądź w brzuchu gada?
Wzruszyła ramionami po chwili myślenia. Gad musiał w nocy odnieść ją do jej wieży, śledząc jej komnaty po jej zapachu. A to, że jej nie zjadł to musiał być znak, że cierpiał na niestrawność i akurat nie miał ochoty na danie z niej.
,, Jestem pod wrażeniem jak łatwo okłamujesz siebie. Powinnaś być martwa! Ten gad powinien rozszarpać na kawałki!" – głos przyczepy w jej głowie przerwał jej leniwy poranek. Morana zirytowała się.
- Ale nie zrobił tego. Miałam szczęście- burknęła.
,, Doprawy. Cały czas polegasz na szczęściu i zapominasz, że ono też kiedyś się kończy. Co wtedy zrobisz?"- syknęła Paskuda.
- Wtedy będę miała problem. Do widzenia- Morana ucięła ją i zmusiła do wycofania się.
Gdyby Morana podejrzewała, że była w niebezpieczeństwie, nie zostałaby u boku Żmija i prawdopodobnie ukróciłaby go o głowę. Albo przynajmniej uciekła, bo jeszcze nie odważyłaby się zaatakować świętych gadów. Ale w tamtej chwili czuła się bezpieczna. Nie czuła od niego chęci ataku mimo, że Iskra mógł ją zabić. Nie zrobił tego jednak i musiał mieć ku temu powód.
Gdy w końcu zebrała się do wstania, musiała szybko złapać się ściany obok ponieważ dopadły ją silne zawroty głowy.
- Co jest? – lekko dotknęła skroni.
Zdziwiła się lekko tym stanem, ale podejrzewała, że była to wina głodu. Ubrała się szybko nie chcąc przedłużać tego stanu. Po śniadaniu miała jedynie cotygodniowy trening z Diarmudem, który wciąż szkolił ją i trenował do bycia jego tarczą.
Nie zapomniała jednak o swoim stałym towarzyszu Samum, zanim wyszła. Bez niego czuła się jak bez ręki. Samum nie był zwykłym mieczem. Ostrze jaśniało w blasku światła niemal sprawiając ból jej wrażliwym oczom. Białe jelce byłe wygięte i jak rogi smoka płożyły się do góry. W samym środku srebrno-złotej rękojeści został umieszczony szkarłatny rubin, który jak oko zerkał złowrogo na świat.
Samum został zrobiony z smoczych zębów, które zostały podarowane przez ich właściciela. Miecz należał do jej rodziny od pokoleń i był niejaką dumą. Jego imię znaczyło Porywający Wiatr Południa. Ale Samum miał też inną nazwę w języku używanym przez jej przodków, który niestety już dawno był zapomniany. Chodź słowa zostały zapomniane, wciąż znała ich znaczenie wbijane jej odkąd mogła wydukać swoje imię- ,,Krew ponad więzi".
Jakże ironiczne. To tym mieczem zabiła matkę.
Szybko przypięła swojego towarzysza do pasa i rozejrzała się po pokoju. Nie widziała nigdzie Gniewka tego poranka co znaczyło, że najprawdopodobniej przestraszył się i spał gdzieś indziej. Nie mogła powiedzieć, że była tym zdziwiona. Gotowa do wyjścia wzięła ze sobą maskę i postanowiła przejść się do stołówki. Nie było to aż tak daleko, a nie chciała niepotrzebnie używać daru. Czekało ją tylko zejście po bardzo niebezpiecznych schodach. Były całe w dziurach, a w niektórych miejscach drewno było przegnite. Krok w nieodpowiednim miejscu mógł skutkować natychmiastowym przetransportowaniem się na sam dół bez użycia magii.
CZYTASZ
Taniec Cesarzowej
FantasyMówi się, że Ulotna Biała Zjawa jest okrutnym i brutalnym demonem. Podobno atakuje bez litości starych i młodych, pożerając ich ciała w bardzo specyficzny sposób, zaczynając od stóp i kończąc na dłoniach. Morana słuchając plotek, które sama rozpuśc...