Rozdział 8

59 15 15
                                    


- Mów, co się stało- Diarmud od razu przeszedł do sedna sprawy. Najwyraźniej i jemu dokuczało zmęczenie.

Morana spojrzała przez okno na pozycję księżyca. Było już dobrze po północy.

Usłyszała szuranie krzesła po podłodze i domyśliła się, że Diarmud rozsiadł się w swoim fotelu tuż przed Fernisem. Nie chcąc stracić żadnego fragmentu ich konwersacji, Morana zbliżyła się jeszcze mocniej do drzwi, niemal przyklejając do nich ucho. Na szczęście jej umiejętności szpiegowskie były na najwyższym poziomie i nie bała się, że zostanie przez nich wykryta. Cesarzewicz upewnił się, żeby była najlepszym jego sługą.

Zdecydowała się spojrzeć przez dziurkę do klucza, żeby móc również obserwować ich twarze i mimikę, która zdradzała czasem więcej prawdy niż słowa. Fernis również zajął miejsce w fotelu przed Diarmudem, co dawało im idealną okazję do ciągłego mierzenia się spojrzeniami niczym napuszone kurczaki. Wydawało się, że musieli wykorzystać każdą możliwość, jaką miel, na milczące obrzucanie się przekleństwami.

Ich pojedynek żenująco się przedłużał, co wcale nie było tak dziwne. Elfy były nieśmiertelne i ilość upływającego czasu nie miała dla nich znaczenia. Nigdy się nie śpieszyły. Nigdy.

Morana poczuła na plecach powiew nocnego zefira dochodzącego z otwartego okna. Westchnęła, gdy ten przyjemnie ukoił jej zgrzaną skórę. Plecy wciąż piekły ją żywym ogniem i czuła się jakby ktoś obdzierał ją ze skóry. W życiu przeszła jednak wiele cierpień. Ten ból nie różnił się niczym innym od reszty. Wiedziała, że cierpienie w końcu zniknie, a ślad na jej skórze pozostanie tylko pamiątką.

Ignorując ból, spojrzała na Fernisa. Jego twarz była chłodna niczym mroźna zima, a spojrzenie mogłoby wywołać prawdziwą śnieżycę w pokoju.

- Sonagh nie żyje.

Po wypowiedzeniu zaledwie trzech słów w gabinecie zapadła nienaturalna cisza, nieprzerywana nawet odgłosami ptaków nocy z zewnątrz. Morana nawet przestała na moment oddychać, bojąc się, że ją usłyszą. Diarmud zamarł, przez chwilę nie mógł wypowiedzieć ani słowa. Jego bursztynowe, rozszerzone z szoku oczy mieniły się tysiącami kolorów w blasku świec i Morana mogła w nich dostrzec, że cesarzewicz zupełnie się nie spodziewał tych wstrząsających wieści.

Ona również nie była na nie przygotowana. Jej oddech na moment zamarł. Gdy usłyszała imię, które wypowiedział Fernis, jej serce na sekundę zatrzymało swój nieustanny ruch.

W końcu jednak następca tronu się opanował. Poprawił swoją pozycję na krześle, a do jego oczu ponownie wróciła ostrość. Gdy odezwał się, w jego głosie było słychać silnie tłumioną wściekłość, której zresztą nie udało mu się stłumić.

- Jak to nie żyje?! Czy wiesz jak trudno było uzyskać sojusznika na Cierniowym Dworze?! Wymagało to lat! Wiele tysięcy złotych monet straciliśmy próbując przekupić choć jednego strażnika, jedną służącą, jedną kucharkę na naszą stronę! A gdy w końcu udało nam się znaleźć potężnego sojusznika będącego w bezpośrednim otoczeniu Drazhana, ty masz czelność mówić mi, że nie żyje?! On nie miał prawa umrzeć! Nie zgadzam się na to!- Diarmud w wściekłości złapał talerz i rzucił nim w ścianę.

Porcelana rozprysła się w tysiące malutkich kawałków pod wpływem nieludzkiej siły Diarmuda. Ostre kawałki porcelany podobne do noży wyleciały w powietrze na wszystkie strony rozpryskując się niczym gwiazdy na niebie. Siedzące nieopodal elfy cudem uniknęły skaleczeń.

- Ten suczy syn! Jesteś pewien, że nie żyje, a nie zniknął z naszymi pieniędzmi!? To w końcu pieprzony demon! Jeśli tak, to zaraz wyślę za tym marnym demonem mój oddział Chwastów! Niech wytropią go i zatłuką jak psa! I przyniosą mi jego głowę na srebrnym talerzu!

Taniec CesarzowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz